poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Myśli Nieuczesane - Subkultury

Sezon ogórkowy to niezwykle trudny czas dla ciekawych i oryginalnych tematów muzycznych

Patryk Wiatr

Dookoła same darmowe festiwale. W okresie wakacyjnym trudno również o nową, ciekawą płytę, a więc recenzja super muzycznej bomby atomowej, która właśnie ukazała się na rynku także odpada. Pozostają przemyślenia, potargane nieco, chaotyczne, wyrwane z kontekstu, pozornie oczywiste jednak. 

Zagłębiając się w takie spekulacje można wyłapać mnóstwo muzycznych znaków zapytania, nad którymi na co dzień, z reguły, nie zastanawiamy się.

Ostatnimi czasy wziąłem pod lupę subkultury, a konkretniej rzecz ujmując to, co było oraz skonfrontowanie przeszłości z podkulturową teraźniejszością.
Subkulturę kojarzy się jako zjawisko, które będąc nierozerwalnie związane z muzyką, staje w kontrze do kultury dominującej. Jest to oczywiście duże uproszczenie tematu, gdyż zjawisko jest wieloznaczne. 

Skrótowo można powiedzieć, że są to grupy ludzi, które realizują swoje własne dążenia, pragnienia i wartości znacznie odbiegające od ogólnie przyjętych norm społecznych. 
W zasadzie taka postawa spokojnie mogłaby funkcjonować bez wspomagacza w postaci muzyki.  Ale to właśnie muzyka i słowo pisane są najbardziej dosadną manifestacją poglądów, często niechęci wobec panującej rzeczywistości. Jednym słowem jest to idealny nośnik buntu młodego pokolenia.

Wędrówkę po tym dość skomplikowanym temacie rozpocznę cofając się do lat pięćdziesiątych, kiedy w dość konserwatywnych Stanach Zjednoczonych pojawiła się grupa outsiderów przewracając ustalony porządek do góry nogami. Beat Generation czyli ruch awangardowy, głównie literacki, na czele którego stały takie postacie jak Jack Kerouac, Allen Ginsberg i William Burroughs.  Do tej bohemy literackiej, odrzucającej amerykański konsumpcyjny styl życia, przykleiła się muzyka, a konkretnie jazz (Be-Bop), który swoim improwizacyjnym szaleństwem wzbudzał niepokój i zażenowanie wśród drobnomieszczańskiego i poukładanego życia

To był prawdopodobnie ten moment, od którego rozpoczęła się długa wspólna wędrówka myśli niechcianych i muzyki, które łącząc siły stały się o wiele bardziej skuteczne niż karabiny maszynowe. To właśnie od tego momentu muzyka przestała być wyłącznie rozrywką, ale również bronią masowego rażenia.

W latach sześćdziesiątych epoka "beatników" zostaje zastąpiona przez ruchy hippisowskie, które głównie dzięki specyficznej, nieco psychodelicznej muzyce deklarowały swoją antywojenną oraz aspołeczną postawę (pamiętajmy, że był to czas wojny w Wietnamie, w której większość amerykanów widziało misję słusznej sprawy) i po raz kolejny młodzi ludzie którzy demonstracyjnie przy dźwiękach Hendrixa, Dylana, Velvet Underground czy The Doors palili swoje powołania do wojska naruszając tym samym święty fundament poczucia społecznego bezpieczeństwa.

Od tego momentu lawina muzycznego sprzeciwu stała się rozpędzoną furią nie do zatrzymania. W Wielkiej Brytanii na scenę wchodzi Sex Pistols, czyli pierwszy zespół, który jawnie, wręcz agresywnie negował monarchię i brytyjski establishment. 

Tak narodził się Punk, który w krótkim czasie przekroczył brytyjskie granice zalewając swoją innością każdy zakątek świata.
Nie mam zamiaru analizować wszystkich subkultur, które do lat dziewięćdziesiątych były współodpowiedzialne za kreowanie nowych stylów muzycznych, a cały wywód ma na celu zaznaczenie pewnej prawidłowości, kiedy to co dziesięć, dwadzieścia lat tworzyły się nieformalne grupy ludzi zalewając swoimi dziwnymi dźwiękami wielkie metropolie i małe miasteczka.

Taki stan rzeczy powtarzał się cyklicznie aż do czasów współczesnych, gdyż od dwudziestego pierwszego wieku praktycznie nie narodził się żaden charakterystyczny, muzyczny styl, jednocześnie zabrakło nowych subkulturowych grup. 
Czas, który przeżywamy w tej chwili, jest niesamowicie ciekawym zjawiskiem kiedy wszystkie formy podkultury na czele z muzyką zaczęły się łączyć, mieszać i nieświadomie współpracować. Jeszcze dwadzieścia lat temu byłoby nie do pomyślenia zadeklarowanie sympatii zarówno do muzyki metalowej, punkowej i uwielbienia Depeche Mode. Dzisiaj stało się to normą.

Jakie są tego konsekwencje? Na szczęście pozytywne. Koncerty stały się jedną z najbezpieczniejszych form rozrywki (idealnym przykładem jest Woodstock). Nie ma ścierających się poglądowo antagonistów. 

Młodzi fani muzyki stali się bardziej tolerancyjni, głównie nastawieni na Rock 'n'Rollową zabawę niż na walkę z wiatrakami, gdyż niestety wszystkie formy muzycznych buntów, pomimo swojej racji i chwilowej skuteczności, zostają wchłonięte i wykorzystane przez systemy nastawione na konsumpcjonizm i materializm, czyli na to z czym muzyczny sprzeciw prowadził zaciętą walkę. W tym przypadku sprawdziła się niestety stara maksyma: "jeżeli czegoś nie można pokonać, zawsze można spróbować to kupić". 
Bunt o którym pisałem został niejednokrotnie wykorzystany w reklamach, na pokazach mody, nie wspominając już o sklepach, które w ciągu kilkunastu minut za odpowiednią gotówkę zrobią z przeciętnego Kowalskiego ( przepraszam wszystkich Kowalskich) wizualnego punka lub hippisa.

Nie chcę tego oceniać ani pozytywnie, ani negatywnie, ale jedno wiem z całą pewnością: muzyka na tym zyskała. Przestając być formą przekazu skierowaną wyłącznie w stronę hermetycznych grup, eksplodując uniwersalnością i tym samym dzieląc się swoimi wdziękami wśród coraz szerszej grupy odbiorców.

W pewnym sensie wypełniło się proroctwo ery wodnika doskonale pokazane w musicalu Hair-Milosa Formana, gdzie świat pozbywa się granic, podziałów, a ludzie zaczynają się jednoczyć. Oczywiście globalnie nie wygląda to tak kolorowo i na dzień dzisiejszy dotyczy to jedynie muzyki, ale pamiętajmy, że długą drogę rozpoczyna się zawsze od pierwszego kroku.


Patryk Wiatr 
dla Lokalnej Gazety Obywatelskiej 
Czytajcie zakładkę "Dominium Patryka" tam znajdziecie zarchiwizowane poprzednie Jego artykuły, teksty, przemyslenia - pisane specjalnie do tej blogowej kieszeni 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz