środa, 12 stycznia 2022

Nasze … historie

A czymże historia miejsca w którym żyjemy?

.

Są różne historie. Smutne i te weselsze lubo śmieszne. Są historie nasze, nas samych - często przez nasz prywatny umysł, jakby zmodyfikowane nieco. Są historie naszych bliskich, naszych dzieci, rodzeństwa, naszych rodziców, dziadków i całego „ciotko-wujko-wszelkiegopokrewieństwa”. Czasem nasze historie samotnej jeno samotności wśród innych, etc., etc. Tych historii jest ogrom! Część z nich zostaje w naszym pamiętaniu, część się chowa po jego zakamarkach nadając, niejako zza węgła, ton naszym lękom, pragnieniom, uprzedzeniom i całej rzeszy wszelakiej pospolitego (i nie) pamiętania.

Są rożne historie powielane przez nas oraz te, które się „same” wtłoczyły w nasz mózg … lub nam je wtłoczono. 

Można tak w nieskończoność o tych historiach i o tym, gdzie one cumują w umyśle. Czy tylko w hipokampie? Ale kto by się nad tym (jeśli nie musi) biedził i zastanawiał?! 

Są i basta! Lub ich nie ma, bo dostały od naszego „ja” swoistego „bana” lub nakaz natychmiastowej eksmisji z pamięci. 

Ale są też historie, które z różnych powodów marginalizujemy lub uwypuklamy ponad miarę oraz prawdę „faktograficzną”. 

Jedną z z takich jest  historia miejsca, w którym przychodzi nam jakiś  ułamek czasu, lub przez czas znaczny mieszkać, żyć, itp. 

Nasz stosunek do takich historii, z różnych uwarunkowań i powodów bywa urozmaicony. Niekiedy staramy zracjonalizować swój stosunek do miejsca, czasem przychodzi nam to z trudem a czasem z głowy wypiera wiele ważnych i istotnych szczegółów.

Mieszkając w Malborku mamy (jak zresztą inni Polacy w innych połaciach obecnej administracyjnej Polski) ten sam dylemat. 

Weźmy taki szczegół jak akceptacja przeszłości. Na którą to przeszłość nie mamy wpływu. Tak było i szlus przez bęc! 

Po tej samej przestrzeni (niekiedy nawet ulicy) biegali nasi rodzice bawiąc się w chowanego, w ruinach zniszczonego miasta. Wcześniej  inne dzieciaki chowając się. by nie wpaść w ręce i oczy nacierających na Malbork  wrogich im wojsk. 

Jeszcze wcześniej, na przykład radośnie i z uśmiechem paradując świątecznie i z euforią dumy,  z podniesionymi w faszystowskim pozdrowieniu rękoma. A jeszcze wcześniej, widząc razem ze swymi starszymi - Malbork jako nowe miejsce po „pierwszowojennych” tułaczkach. Osiadając z nadzieją (na lepsze) na przykład w nowo wybudowanych domostwach na obecnych Piaskach. I tak dalej, i dalej.

Miasto żyło poprzez czas historii według tonu, jaki nadawały ludziom horyzonty poznania indywidualnego i zbiorowego, wiedza, mentalność, kultura, pochodzenie, poczucie przynależności czy zależności i powinności wkodowane w ich umysły, itd. 

Pewnie wiele osób „rdzennych” czy tzw. „napływowych” zdaje sobie z tego sprawę. 

Chociaż pewnie w głowie rodzi się, że Malbork „jest a i był” Polski no przecież, nie Niemiecki! No Pruski?! „Królewszczyzny”?! Krzyżacki … (i tak w głąb linii czasu jak leci).

To duże uproszczenie. 

Lecz bliskie, bowiem przychodziło mi mieszkać w takich miejscach w Polsce. Los rzucał po wielu  które „rdzennie” nie zawsze były „w Polskich rękach” lubo nigdy nie miały wcześniej z Polską nic wspólnego. Czy to oznacza, że nie miały swojej historii?!

Czy to oznacza, że nie mieszkali w tych miejscach ludzie radując się, smucąc, przeżywając uniesienia i rozpacze. Kochając i nienawidząc. Pracując znojnie lub bumelując, czerpiąc z innych bezczelnie lubo w przekonaniu, że tak po prostu jest. Bo taki porządek tego świata.

Pomyślmy – czy dzisiaj aż tak wściekle nienawidzimy np.  Szwedów za potop? Ale wielu z nas jest mocno uprzedzona do nacji niemieckiej. To widać chociażby w komentarzach pod postami  Facebooka. Pewnie wynika to z wielu przyczyn. Choćby z lęków i doznań traumatycznych, które życie zaaplikowało w czasach II wojny światowej. Podobnie do Rosjan, które to przyczyny są coraz mniej wyraźne i zrozumiałe dla pokolenia nie znającego czasu PRL. Chyba, że pojawia się lęk przed taką Rosją putinowską.

Każdy obszar ma swoją historię i ludzi tworzących ją w danym miejscu. Liderów, myślicieli, mądrych po kompletnych populistycznych gnojków i „czarodziejów” społecznych . 

Z czasem się wszystko zaciera a co najgorsze przewartościowuje często fałszywie. Przypomnijcie sobie ten polski krzyk medialny i polityczny w sprawie „polskich obozów śmierci”. Czy moje pokolenie ma przykład w postaciach Lecha Wałęsy i postaw braci Kaczyńskich. No można niszczyć jak się kto uprze – tylko ... na antypodach gdzie raczej nie wiedzą, gdzie to ta Polska. Pamiętają bardziej przekaz co „Walesa to big postać(!)” a bliźniak Kaczyński to raczej postać negatywna. Wszelkie tego, po swojemu tłumaczenie nie ma sensu. Bo kogo to obchodzi - na tych antypodach?! A jak tak będzie chciał wiedzieć, to znajdzie opracowania naukowe i nie tylko z Polski.

Jakby ten mechanizm przenieść na rodzimy grunt  Malborski … to jakby radnym naszym nie tłumaczył, to wielu z nich - dalej będzie na malborski klub abstynenta mówiło "klub AA". Choć "klubów AA" nigdy w Polsce nie było – bo to raczej niefortunny zlepek słów i nazw. Oczywiście zakłamujących rzeczywistość … ale kogo to tak interesuje, ha?!

Mimo to, warto znać historię i przypatrywać się krytycznie temu i tym, co to koniecznie chcieliby ją zmieniać pod swoje dyktando. Nasza cywilizacja przerabia to w różnym natężeniu już przez wieki, a różne stronnictwa, społeczności, habitaty, religie i ich denominacje mają takie ciągotki i chciejstwa. Po których nie wiadomo, kto w końcu „przeskakiwał przez ten mur a kto spał do południa” (Sic!) czy może było jeszcze inaczej.

Trzeba znać historię i uczyć się wyciągać z niej wnioski, wiedzę i nauki. To co dziś się dzieje politycznie w Polsce, to chociażby jakże prosto może być przełożone na to, co działo się w Niemczech roku 1934 i okolicy tegoż. To przecież miało swoje przełożenie na Malbork tamtych czasów. Dziś takie gierki polityczne często odrywa się od faktów historycznych i uwarunkowań. Niczego nie ucząc a jeno wywołując pokłady agresji i nienawiści. Polaryzując i utwardzając stanowiska, nasze myślenie i wszystko co mogłoby służyć rozwojowi. 

Przyglądam się Malborczykom i Malborkom. Z szacunkiem chyląc czoło przed tymi z Was, którzy to czują i rozumieją. I smutnieję, gdy widzę, ba wręcz fizycznie dotykam chorobliwych zachowań wielu współmieszkańców, którzy zacietrzewieni w swych uprzedzeniach i nienawiściach, nie rokują  nadziei na jakąkolwiek przydatną naszemu habitatowi postawę. Współpracę czy pragmatyczne współbrzmienie realizacji potrzeb.   

„Z takiej nienawiści nie będzie chleba ani nakarmionych”  mawiała pewna starsza pani - babcia. Przykro mi, kiedy o tym myślę i kontempluję.

Bowiem Malbork, jako miejsce będzie istniał nadal, niezależnie od osobistych naszych chciejstw. Może jako część metropolii, może jako skansen a  może jako powoli zapominana nazwa geograficzna. Miejsce mimo to pozostanie. No i jego historia zapisana geologicznie, może w jakich kościach czy artefaktach, których przeznaczenia nikt się już nie będzie domyślał.

O ludziach tu zamieszkałych, może nikt nawet w domyśle, pamiętać nie będzie! Czy to był Her Müller, Pan Młynarski, Господин Mельник.

A miejsce trwać będzie przez kolejne eony. 

Pochylmy się z refleksją nad tym wywodem i pomyślmy co moglibyśmy dla tego Miasta, naszego Domu i Społeczności uczynić pragmatycznie twórczego, dobrego i pożytecznego?! Ba co osobiście pożytecznego. 

„Co Ty możesz uczynić dla Malborka?!” 

Co by budowało naszą społeczność, więzy między ludźmi. Co by pozwalało się rozwijać wszystkim a nie co by brać się za łby i szukać zaczepek. Czy, jakichś prób jak komu przywalić przez łeb lub kogo politycznie... zeżreć.   

W rezultacie może się okazać, że nawet nie politycznie! Gdy zapanują inne czasy a dumne Homo Sapiens Sapiens się cofnie w rozwoju i drodze ewolucji (jakże kwestionowanej), i nie będzie się niczym różnił w swym zdziczeniu, od innych zwierząt wszystkożernych. 

Może wtedy, kiedyś jakiś doc. dr hab. historiokroniks  Kraluch Karalusiński, odkryje (wraz ze swoimi studentami) miejsce zamieszkania prehistorycznych swoich przodków, z początków cywilizacji, przy których to ich siedzibach - pleniły się przeróżne stwory kościste, miękkie i wielkie. Ale, jak mówi nauka, niestety prymitywne, bo przeżyć nie umiały, a co dopiero jak się wydaje z badań, stworzyć rozwijając jakąś sensowną własną społeczność czy może cywilizację. Ale, to zamierzchłe dzieje globu przed kilkoma wymieraniami, gdy rodzima gwiazda była jeszcze w połowie cyklu swego życia.

Krzysztof Hajbowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz