"Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam ..."
.
Pisał w pięknym wierszu o dualizmie ludzkiej natury a właściwie o dwóch koncepcjach poglądu na ludzkie istnienie – poeta Edward Stachura. Poeta, którego twórczość podobnie jak Rafała Wojaczka, miała wpływ na pokolenia rodzącego się buntu (w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku), wszak nie tylko w gatunkowych literacko obszarach. Obaj tragiczni w swoim niepogodzeniu, a i z ostrym, a może nazbyt ostrym, spojrzeniem na rzeczywistość jaką jest. A jaka jest “każdy widzi”.
Życie to nie tylko kolorowa maskarada
Chociaż wielu z nas tak je traktuje. Liczy się spryt, przebiegłość, “alfa samczenie” a i teraz bez różnicy także, czasami, swoiste “alfa samiczenie”. Liczy się wyrachowanie i … jak zawał tak zwał - oszustwo. Drzewiej też tak bywało, niemniej pewnie nie w takim pośpiechu i parciu. Tylko wtedy osiąga się “sukces”!(?) Tylko jakiego gatunku i jakim kosztem. To tak w skrócie to, o czym nie lubię pisać, a co jest i otacza nas na co dzień, zewsząd. “Nie chcem ale muszem” cytując klasyka. Wewnętrzny nakaz “nakazuje”, jakby wówczas - jakimś cudem – kiedy zostanie wypowiedziane głośno, to co ukryte i złe, przestanie mieć moc sprawczą. A może, to tylko jest pusta nadzieja?
Teatr chyba kluczem jest
Skądś się wywodzi, gdzieś w trzewiach naszego umysłu pierwotnie. Może nie tylko u homo sapiens. Wszak niektóre zwierzaczki, gdy się boją, robią “fik” i ... udają “padlinkę”. Z tą myślą pewnie, że ten co mógłby je zjeść … nie zje.
Ciekawe jakby tą samą zasadę zastosować w ludzkim mrowiu i zachowaniu. Przełożony drze buzię, grozi zwolnieniem … a my “fik” na dywaniku u szefa i udajemy “padlinkę” … nie wyrzuci, może? Ale z pewnością wyśle do psychiatry.
Chociaż, chociaż … nie tak do końca. A przypomnijcie sobie te łapanie się za serce (choć zdrowe jak dzwon), te egzaltyczne przykładanie grzbietu dłoni do własnego czoła. Przypisane bardziej kobietom.
To tylko skrawek a właściwie tylko wierzchołek góry lodowej
"Teatr" towarzyszy nam od zarania. To słowo “zarania” - jest szczęśliwym wykrętem, by nie rozpatrywać od kiedy.
Bo jak nie rzucą się na to rozpatrywanie - kreacjoniści, to larum podniosą ewolucjoniści. A tu już dawno i ewolucjonizm inaczej wygląda, i tzw. kreacjonizm “nałykał się” już wybiórczo wiedzy. No w każdym bądź razie - robaki już się nie rodzą … z brudu.
Niestety pozostajemy w tych samych, co lata temu, dekoracjach i poglądach - bo się nam uczyć “nie chce”, albo jest świetna wymówka i zwalanie na Stwórcę, tego co Stwórca, i tak sam udostępnił w gratisie - myślenie, odkrywanie prawdy.
Cóż, niektórzy jeszcze w epoce Giordano Bruno. Notabene; mnich, filozof, teolog, matematyk i astronom - którego spalili na stosie swoi ... ponoć współwyznawcy tego samego Boga, wszak wyrok wydała inkwizycja.
Więc teatr od zarania towarzyszył nam
Zaraz, zaraz a może wywodzi się od paradygmatu zachowania gatunku? No bo te ptaszki też stroszą piórka, "kokodaczą", "ćwirćwilą" i inne takie tam, by chcieć mieć jajko! Chłopaki jeleniowatych rogami robią wrażenie, nim popędzą jakiegoś innego “mniej alfa”.
Znaczy taki teatr napuszony i pokazujący … "co to nie ja" innym samcom i samiczkom. No, a te pznokietki, szminki, krawaty i dobre perfumy męskie, damskie, etc. Popatrz jaki (jaka) jestem atrakcyjna, atrakcyjny.
A może od prehistorii?
Szaman to doprawdy intratne stanowisko. Ma się dobrze i nic nie musi. Nie musi ponosić odpowiedzialności wodza, walczyć o władzę a ma prawie tak samo dobrze i uprzywilejowanie.
No i bezpiecznie, bo tolerowany przez wodza i społeczność. Wbije kij w glebę (najlepiej, by wszyscy z plenienia widzieli, poskacze wokół tego kija, zrobi (zakrzyknie) trzy albo cztery razy “huuu, huuu, huuu!”. No narobi hałasu, a potem “fik” i leży.
Nie, nie, nie udaje martwego! Rozmawia z duchami przodków. No i z tego ma profit.
Co poniektórzy, co to raczej “alfią samczo”- pójdą z wodzem na polowanie, a ciury obozowe (idąc za przykładem szamana) będą mu zapewniały trzódkę. Bo łatwiej jest i bezpieczniej - udawać rozmowy z duchami przodków, nawiedzenia oraz inne takie tam - szamano-pochodne szamańskości - niż uganiać się za dzikim, niebezpiecznym zwierzem.
No a potem starożytni wzięli ubrali to w świętości, a z tego co wiemy, Grecy poszli jeszcze dalej budując teatrum. No i przyszło się nam uczyć o tragedii, komedii i dramacie, Antygonie i Edypie. Etc.
Kolorowa maskarada?
Defilady, marsze, podnoszenie morale, patriotyzmu, poczucia bezpieczeństwa – to jest to.
Strażacy teraz (już niedługo ich czas świąt branżowych - bo i Floriana, i nie tylko). Wojsko a jakże też, obowiązkowo. Chociaż mniej lubię. Bo kiedy tak się zastanowić, do czego służy żołnierz - ciarki przechodzą.
Parady, podniesienia sztandarów, malowane ludziki. Czy to nie teatr? “Nie oddamy ani jednego guzika od munduru”. A potem … płacz. “Czy to kula synku? Czy ci serce pękło (...)”. No a co gorsza, banda ambicjonalnych zacietrzewieńców - zasłaniająca się wyższą koniecznością, dobrem społecznym, narodowym – "Tak mi dopomóż Bóg, Honor, Ojczyzna".
Gotowi wysadzić naciśnięciem guziczka (już za czasów PRL) – osiem razy w te i nazad - planetę Ziemia w perzynę. Teraz wolę nawet nie wiedzieć, ilekroć potencjał nuklearny nabrał większych możliwości uśmiercenia zbiorowego ludzkości.
No dobra, dosyć tego czarnowidztwa i poszukiwaniu teatralności w naszych zachowaniach.
Wystarczy się trochę rozejrzeć wokoło. Widać najczęściej "na żywe oczy". Czasem “na intuicję”, podpartą naszym życiowym doświadczeniem - “kto co rżnie”. A czasem wystarczy sięgnąć po wiedzę innych i doświadczenie.
Nie twierdzić natomiast z rozpędu, przetwarzając przetworzoną i często nieprawdziwą papkę informacyjną, że “ziemia jest płaska”, bo tak mówią.
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja - teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieje się, to w krąg się śmieje świat!
Całe szczęście, że dane nam w życiu było spotkać także prawdziwych, zwykłych ludzi.
Takich co niosą marzenia, robią cudowne rzeczy, ale i się potykają, popełniają błędy.
Co najważniejsze - potrafią się do tego przyznać!
Nie muszą udawać i robić ... zbiorczego “fik”.
Bo, nie są wszak ani padliną, ani bez sumień, czy bez życia - tylko czasami udają nazbyt.
Bo, każdy z nas, obdarowany jest na równi możliwością czynienia dobra, jak i zła. Jedni udają, drudzy próbują być prawdziwi.
To wszystko jest po naszej stronie, nazywamy to ... wolną wolą.
Zostaliśmy równie obdarowani nią w gratisie! Tylko czasem, jakbyśmy zapominali - że życie to nie teatr!
Konsekwencje z tego faktu płynące, wszakże ponosimy sami. I te dobre i te ... niezbyt.
BANWI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz