poniedziałek, 1 kwietnia 2019

W kategoriach par przeciwległych wartości

"Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam ..."

.
Pisał w pięknym wierszu o dualizmie ludzkiej natury a właściwie o dwóch koncepcjach poglądu na ludzkie istnienie – poeta Edward Stachura. Poeta, którego twórczość podobnie jak Rafała Wojaczka, miała wpływ na pokolenia rodzącego się buntu (w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku), wszak nie tylko w gatunkowych literacko obszarach. 


Obaj tragiczni w swoim niepogodzeniu, a i z ostrym, a może nazbyt ostrym, spojrzeniem na rzeczywistość jaką jest. A jaka jest “każdy widzi”.  

Życie to nie tylko kolorowa maskarada 

Chociaż wielu z nas tak je traktuje. Liczy się spryt, przebiegłość, “alfa samczenie” a i teraz bez różnicy także, czasami, swoiste “alfa samiczenie”. Liczy się wyrachowanie i … jak zawał tak zwał - oszustwo. Drzewiej też tak bywało, niemniej pewnie nie w takim pośpiechu i parciu. Tylko wtedy osiąga się “sukces”!(?) Tylko jakiego gatunku i jakim kosztem. To tak w skrócie to, o czym nie lubię pisać, a co jest i otacza nas na co dzień, zewsząd. “Nie chcem ale muszem” cytując klasyka. Wewnętrzny nakaz “nakazuje”, jakby wówczas - jakimś cudem – kiedy zostanie wypowiedziane głośno, to co ukryte i złe, przestanie mieć moc sprawczą. A może, to tylko jest pusta nadzieja? 


Teatr chyba kluczem jest 

Skądś się wywodzi, gdzieś w trzewiach naszego umysłu pierwotnie. Może nie tylko u homo sapiens. Wszak niektóre zwierzaczki, gdy się boją, robią “fik” i ... udają “padlinkę”. Z tą myślą pewnie, że ten co mógłby je zjeść … nie zje.    
Ciekawe jakby tą samą zasadę zastosować w ludzkim mrowiu i zachowaniu. Przełożony drze buzię, grozi zwolnieniem … a my “fik” na dywaniku u szefa i udajemy “padlinkę” … nie wyrzuci, może? Ale z pewnością wyśle do psychiatry. 

Chociaż, chociaż … nie tak do końca. A przypomnijcie sobie te łapanie się za serce (choć zdrowe jak dzwon), te egzaltyczne przykładanie grzbietu dłoni do własnego czoła. Przypisane bardziej kobietom.  


To tylko skrawek a właściwie tylko wierzchołek góry lodowej

"Teatr" towarzyszy nam od zarania. To słowo “zarania” - jest szczęśliwym wykrętem, by nie rozpatrywać od kiedy.  
Bo jak nie rzucą się na to rozpatrywanie - kreacjoniści, to larum podniosą ewolucjoniści. A tu już dawno i ewolucjonizm inaczej wygląda, i tzw. kreacjonizm “nałykał się” już wybiórczo wiedzy. No w każdym bądź razie - robaki już się nie rodzą … z brudu. 


Niestety pozostajemy w tych samych, co lata temu, dekoracjach i poglądach - bo się nam uczyć “nie chce”, albo jest świetna wymówka i zwalanie na Stwórcę, tego co Stwórca, i tak sam udostępnił w gratisie - myślenie, odkrywanie prawdy. 

Cóż, niektórzy jeszcze w epoce Giordano Bruno. Notabene;  mnich, filozof, teolog, matematyk i astronom - którego spalili na stosie swoi ... ponoć współwyznawcy tego samego Boga, wszak wyrok wydała inkwizycja. 

Więc teatr od zarania towarzyszył nam  


Zaraz, zaraz a może wywodzi się od paradygmatu zachowania gatunku? No bo te ptaszki też stroszą piórka, "kokodaczą", "ćwirćwilą" i inne takie tam, by chcieć mieć jajko! Chłopaki jeleniowatych rogami robią wrażenie, nim popędzą jakiegoś innego “mniej alfa”. 
Znaczy taki teatr napuszony i pokazujący … "co to nie ja" innym samcom i samiczkom.  No, a te pznokietki, szminki, krawaty i dobre perfumy męskie, damskie, etc. Popatrz jaki (jaka) jestem atrakcyjna, atrakcyjny. 

A może od prehistorii? 

Szaman to doprawdy intratne stanowisko. Ma się dobrze i nic nie musi. Nie musi ponosić odpowiedzialności wodza, walczyć o władzę a ma prawie tak samo dobrze i uprzywilejowanie. 


No i bezpiecznie, bo tolerowany przez wodza i społeczność. Wbije kij w glebę (najlepiej, by wszyscy z plenienia widzieli, poskacze wokół tego kija, zrobi (zakrzyknie) trzy albo cztery razy  “huuu, huuu, huuu!”. No narobi hałasu, a potem “fik” i leży. 
Nie, nie, nie udaje martwego! Rozmawia z duchami przodków. No i z tego ma profit.  

Co poniektórzy, co to raczej “alfią samczo”- pójdą z wodzem na polowanie, a ciury obozowe (idąc za przykładem szamana) będą mu zapewniały trzódkę. Bo łatwiej jest i bezpieczniej - udawać rozmowy z duchami przodków, nawiedzenia oraz inne takie tam - szamano-pochodne szamańskości - niż uganiać się za dzikim, niebezpiecznym zwierzem.  


No a potem starożytni wzięli ubrali to w świętości, a z tego co wiemy, Grecy poszli jeszcze dalej budując teatrum. No i przyszło się nam uczyć o tragedii, komedii i dramacie, Antygonie i Edypie. Etc.  

Kolorowa maskarada? 

Defilady, marsze, podnoszenie morale, patriotyzmu, poczucia bezpieczeństwa – to jest to. 
Strażacy teraz (już niedługo ich czas świąt branżowych - bo i Floriana, i nie tylko). Wojsko a jakże też, obowiązkowo. Chociaż mniej lubię. Bo kiedy tak się zastanowić, do czego służy żołnierz - ciarki przechodzą. 

Parady, podniesienia sztandarów, malowane ludziki. Czy to nie teatr? “Nie oddamy ani jednego guzika od munduru”. A potem … płacz. “Czy to kula synku? Czy ci serce pękło (...)”. No a co gorsza, banda ambicjonalnych zacietrzewieńców - zasłaniająca się wyższą koniecznością, dobrem społecznym, narodowym – "Tak mi dopomóż Bóg, Honor, Ojczyzna".


Gotowi wysadzić naciśnięciem guziczka (już za czasów PRL) – osiem razy w te i nazad - planetę Ziemia w perzynę. Teraz wolę nawet nie wiedzieć, ilekroć potencjał nuklearny nabrał większych możliwości uśmiercenia zbiorowego ludzkości. 

No dobra, dosyć tego czarnowidztwa i poszukiwaniu teatralności w naszych zachowaniach. 

Wystarczy się trochę rozejrzeć wokoło. Widać najczęściej "na żywe oczy". Czasem “na intuicję”, podpartą naszym życiowym doświadczeniem - “kto co rżnie”. A czasem wystarczy sięgnąć po wiedzę innych i doświadczenie. 

Nie twierdzić natomiast z rozpędu, przetwarzając przetworzoną i często nieprawdziwą papkę informacyjną, że “ziemia jest płaska”, bo tak mówią.  

Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;  
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.  
Ty i ja - teatry to są dwa.  
Ty i ja!  
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.  
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.  
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.  
Bo ty grasz!  
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.  
Cały jestem zbudowany z ran.  
Lecz gdy śmieje się, to w krąg się śmieje świat! 


Całe szczęście, że dane nam w życiu było spotkać także prawdziwych, zwykłych ludzi. 

Takich co niosą marzenia, robią cudowne rzeczy, ale i się potykają, popełniają błędy. 

Co najważniejsze - potrafią się do tego przyznać!  
Nie muszą udawać i robić  ... zbiorczego “fik”. 

Bo, nie są wszak ani padliną, ani bez sumień, czy bez życia - tylko czasami udają nazbyt. 

Bo, każdy z nas, obdarowany jest na równi możliwością czynienia dobra, jak i zła. Jedni udają, drudzy próbują być prawdziwi. 

To wszystko jest po naszej stronie, nazywamy to ... wolną wolą. 
Zostaliśmy równie obdarowani nią w gratisie! Tylko czasem, jakbyśmy zapominali - że życie to nie teatr! 
Konsekwencje z tego faktu płynące, wszakże ponosimy sami. I te dobre i te ... niezbyt.  
BANWI 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz