piątek, 10 stycznia 2020

Mity a rzeczywistość powszednio - codzienna

Jesteśmy niewolnikami własnych wyobrażeń i pojmowań

.
Wszystkiego tego co przyswoiliśmy, uznaliśmy lub wykoncypowaliśmy po swojemu i przyjęliśmy jako własne. To nas determinuje we wszystkim co czynimy, a więc jak myślimy i działamy. 

I choćby dla wielu teraz czy z perspektywy czasu później okazałoby się śmieszne lub nawet głupie - teraz gotowi jesteśmy nie tylko hipotetycznie zatopić w adwersarzach kły. 


I to wcale nie w przenośni lubo altruistycznym (choćby religijnym) kontekście odpowiedzialności, dojrzałości i uznania kanonów przyjętych przez prawo, lub obyczaj, religię, etc. Gotowi jesteśmy i już - "broniąc swego" przecież.

Wyobrażenia (nasze) są dla nas drogowskazem, konstrukcją moralną, trzpieniem tożsamości i przynależności - przyjętego przez nas samych światopoglądu. Także tego wszystkiego co sami odkrywamy i przyjmujemy. 

Biada, jeśli wówczas chcemy się podzielić z innymi a obowiązuje wokoło inny niż nasz oficjalny punkt widzenia i pojmowania. 

To, dlatego było tak trudno w naszej kulturze choćby Husowi, Kopernikowi, Lutrowi, Darwinowi, Hawkingowi i innym.  

I nie ważne, że w obliczu mijającego czasu, nasze poglądy wydać się mogą śmieszne lub weryfikowalne a przez to zgoła nieprawdziwe. To na ten moment, kiedy są NASZE obowiązujące, w nas samych są … najczęściej “święte i niepodważalne” (w naszym przekonaniu). 

Tylko niepokornym udaje się odkrywać istotę innych prawd, negując, szukając, pytając (co już samo w sobie jest niebezpieczne). Tacy niepokorni bardzo często są eliminowani (choć to słowo wydaje mi się nieakuratne) bardziej pasuje tu słowo ... rugowani ze społeczności, gdzie mogliby (lub sieją) swoisty ferment zwątpienia, negacji lub innego punktu widzenia. 

W religii znaleziono instytucjonalnie ludyczne pojęcie diabła, w kościołowej instytucji - szatana na swoistą gilotynę takiego kierunku myślenia. Nie istotne co leży u podstaw i co z czego wynika!(biblijnie, teologicznie, dla jednych, socjologicznie dla drugich, itp). Ważne, że działa i odcina przy samym tyłku zarazę, bez zbytniego wgłębiania się w istotę rzeczy.  

To samo dzieje się z polityką, z chęcią świecenia i bycia ważnymi, i całym workiem swoistych ludzkich małości. Można by tak wymieniać bez końca. 

Czy jest na to jakieś panaceum, antidotum, antytoksyna, recepta? 

Uważam, że tak. Jest droga, która może łagodzić skutki naszych przekonań, niekiedy zatwardziałych a kompletnie nieprawdziwych, głupich, itp. Droga, która w żadnym wypadku i sposobie nie zaszkodzi tym z nich, które są prawdziwe i słuszne.  

Tą drogą jest weryfikowalność. Metodą zaś uczenie się, zdobywanie wiedzy! Negowanie i sprawdzanie, zadawanie pytań, poszukiwanie, dyskusja i otwartość na to, by zmieniać, jeśli się okaże, że się mylimy. 

To co powinni robić naukowcy, to co jest domeną obecnego naszego pojmowania nauki. Nauka nie stoi w sprzeczności z niczym. To metoda a nie constans religia. Dogmat, gdzie nie śmiesz nawet zapytać, ba przyznać się że nie rozumiesz, lub masz wątpliwości. 

Nauka, uczenie się, poszerzanie horyzontów wiedzy, przemyśliwanie, etc. – to cała masa czynności służących naszemu rozwojowi. Owszem można się uprzeć i nie korzystać z tych narzędzi. Cóż ... wybór! Wolna wola. 

Może też to wynikać z naszego wieku, możliwości a nawet chęci. Tylko musimy się liczyć wtedy z tym, że co najmniej głupio jest pouczać o tym - co jest i jak jest - wszystkich naokoło. Wtedy tracimy takie prawo i pozostajemy przy swoim, głęboko wierząc, że np. ziemia jest płaska.  

Jeśli nam z tym jest dobrze, to fajnie i dobrze dla nas. I chyba nikt - jeśli to świadomy wybór, powtarzam nikt na siłę nie powinien nas zmieniać. No chyba ratując nam życie. Gdybyśmy się uparli, byli przekonani, że możemy bezpiecznie oddychać pod wodą, lub w czadzie – bez urządzeń to umożliwiających. 

Jeśli spojrzycie kiedyś na globus, na mapy atlasu - uświadomić wtedy łatwiej sobie możemy, że ten świat, mimo "wszechwdzierajacej" się globalizacji jest tak różnorodny. Tak ciekawy i w różnych miejscach “różny” - że nie da się podciągnąć pod jedną linijkę wszystkiego. 

Popatrzcie w rozgwieżdżone niebo. Wtedy też zerknijcie na zdania ze wstępu (bardzo często cytowanego np.  w Google) do książki popularnonaukowej Carla Sagana, “Błękitna Kropka”; 

Spójrz ponownie na tą kropkę {mowa o Ziemi sfotografowanej przez sondę Voyager z krańców układu słonecznego} To Nasz dom. To my. Na niej wszyscy, których kochasz, których znasz. O których kiedykolwiek słyszałeś. Każdy człowiek, który kiedykolwiek istniał, przeżył tam swoje życie. To suma naszych radości i smutków. 

To tysiące pewnych swego religii, ideologii i doktryn ekonomicznych. To każdy myśliwy i zbieracz. Każdy bohater i tchórz. Każdy twórca i niszczyciel cywilizacji. Każdy król i chłop. Każda zakochana para. Każda matka, ojciec i każde pełne nadziei dziecko. Każdy wynalazca i odkrywca. Każdy moralista. Każdy skorumpowany polityk. Każdy wielki przywódca i wielka gwiazda. Każdy święty i każdy grzesznik w historii naszego gatunku, żył tam. 

Na drobinie kurzu zawieszonej w promieniach Słońca. Pomyśl o rzekach krwi przelewanych przez tych wszystkich imperatorów, którzy w chwale i zwycięstwie mogli stać się chwilowymi władcami fragmentu tej kropki. 

Naszym pozom. Naszemu urojonemu poczuciu własnej ważności, naszej iluzji posiadania jakiejś uprzywilejowanej pozycji we wszechświecie, rzuca wyzwanie ta oto kropka bladego światła.(…)” 

Autor: Carl Sagan, Błękitna kropka. Człowiek i jego przyszłość w kosmosie (1994)

Wtedy łatwiej zrozumieć, że przekonania są ważne - ale potrzebujemy, by nie krzywdzić innych – non stop je weryfikować, poznawać nowe i uczyć się. Wszak nie samym chlebem, człowiek żyje … Nim wygłosimy kolejną swoją “prawdę” i pouczymy innych – pochylmy się z pokorą wobec naszej wszechstronnej niewiedzy. 
ABAH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz