niedziela, 9 lutego 2020

Bal Trójmagiczny u Harrego Pottera

Świetny pomysł, wykonanie i radości z zabawy co niemiara

.
Nosy, a właściwie małe noski "poprzyklejane" do lustrzanych szyb wejściowych (na poziom minus jeden) Warsztatu Rzemiosł Różnych Szkoły Łacińskiej. Nic nie widać z zewnątrz przecież ... noski mają nadzieję, że oczęta coś przez szybę "łykną" 





W środku organizatorzy. Zespół odtwórców ról postaci, pracowników "Łaciny", członków trupy teatralnej "Dwa Słowa" i osób, które było trudno rozpoznać z powodu charakteryzacji, lub ciężko pracujących w tle (akustycy, oświetleniowcy,  ogarniający porządek, logistykę, etc. 
Wszyscy pod wodzą Małgorzaty Badziong (nomen omen w ten dzień ... w roli Lorda Voldemorta). 
Ale aby nie było ... tu - sympatycznego i usłużnego z lekką tremą zabarwionego (prócz szarości i czerni). 

Zresztą ... cóż; tego dnia mimo groźnie wyglądających postaci, nawet tych wydawałoby się scenariuszowo złych ... to w rezultacie wszystkie one były przyjaźnie nastawione! Pomagały dzieciakom w tworzeniu różności, starały się wyjaśniać wątpliwości kiedy było to potrzebne - najlepiej jak potrafiły.
Nawet płacząca Marta, czy wspomniany Valdemort, czy Bellatriks Lestrange.

Więc ci w środku - widzą zbierających się na zewnątrz uczestników balu. 
Nosków na szybach przybywa.
Wszystko gotowe ... Wózek na bagaże - jest, osoby rejestrujące nazwiska - są (to ważne i to nie tylko dla wiedzy "Tiary Przydziału" do jednego z czterech domów w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. 

W który właśnie zamieniła się Szkoła Łacińska). 


Więc wózek, szatnia (co za przedział pociągu w krainę magii właśnie zaczęła służyć), ściana - jak na londyńskim dworcu  stacji King's Cross (tego Mugolskiego miejsca gdzie mali czarodzieje przejeżdżali zdążając do swojej magicznej uczelni). Chyba wszystko. 

Gasną elektryczne światła w całym poziomie minus jeden. Ten właśnie w tym momencie przeistacza się w ulicę Pokątną. Sączą się filmowe soundtracki z różnych części "Harrego Pottera". No i się zaczęło. Wjeżdżają młodzi ludzie, maluchy i ci starsi nieco ... zamiast bagaży, przez ścianę! Jak ktoś się nie załapał, mógł powtórnie efektownie wjechać. Na buziach małych i większych radosne zaciekawienie. 


Około setki bo dziewięćdziesiąt ponad osób plus rodzice czasem, a czasem opiekunowie - to dla bezpieczeństwa tych mniejszych ... i trochę do pomocy. 

No człowieku Mugolu ulep na przykład taką magiczną kulkę (nie pomnę jak się nazywała) a była zdaje się z czekolady, ryżu. 
Ba i owiń pozłotkiem doczepiając piórka!!! No i nie ubabraj łapek choć troszkę!? 

A tu, ktoś dorosły, podaje chusteczkę (nim obliżesz łapki) dobrze; że jest w pobliżu np. babcia, tata - zawsze bezpieczniej małemu czarodziejowi lub czarodziejce. 

Fenomen Harrego Pottera nie wiem skąd się wziął. Niemniej książki Joanne Rowling (pierwsze wydanie już od 1995 roku) i cała seria przygód, później filmowe wersje z pewnością doprowadziły do popularności nie tylko Harrego ale i innych postaci, ba całego świata tej opowieści i klimatu jaki "im i mu" autorka nadała swoją wyobraźnią a potem w konsekwencji filmowcy. 

Może to swoiste zapotrzebowanie na coś więcej niż bajki z mojego, naszego dzieciństwa?! Czy innego formatu zapotrzebowanie na bajki, które czytaliśmy, opowiadaliśmy naszym latoroślom. Może Świat potrzebował czegoś na miarę przełomu wieków (XX, XXI)?!


W każdym razie fenomen pomysłu na świat baśni uwspółcześnionej pani Rowling - był strzałem w dziesiątkę. Choć odbiór z różnych powodów mniej lub bardziej podzielił ludzi czytających i tych wzbraniających czytanie własne i cudze. Jeśli chcesz poznać więcej i opinię własną autora, to zerknij klikając "tutaj na gwiazdkę" * ale tylko jeśli chcesz.



Całe szczęście, że dzieciaki są dzieciakami. Jeśli jakaś  "umoralniająca na siłę" myśl nie zabierze im w jakiś polityczny sposób - dzieciństwa, to ten świat będzie się rozwijał normalnie. 

A marzenia?! O człowieczych lotach nad górami, lasami i rzekami (Piotruś Pan), o czarach (wróżka z Kopciuszka) i gadających zwierzątkach -  będą zawsze w małych główkach. Tak jak i powinny być w dużych głowach radosne, o szczęściu, miłości, etc. -  czy to się komu podoba czy też nie. 


To stanowi o zdrowym podejściu do życia i umiejętności rozróżniania dobra od zła. 
Jak kto zapomina, lepiej niech popatrzy w  odbicie w lusterku ... może zrozumie ... W każdym bądź razie ma szansę. Cóż nie będziemy się tym tu zajmowali. 

Bowiem, to co można było zauważyć w Szkole Łacińskiej - to było i sprawiało niesłychaną radochę dzieciakom. Tym małym i tym nieco większym. Dało się wyczuć i odczuć. Jednocześnie zobaczyć w przelocie chociażby- spory wkład w pracę, koncept i przygotowanie. 

Na przykład; każda z postaci miała nie tylko swoją rolę aktorską do wypełnienia (co robili wyśmienicie) ale i logistyczne zadania od np. przeprowadzenia dzieciarni z jednego miejsca w drugie, po zajmowanie małymi magami tak, by poczuli atmosferę znanych im opowieści. 

By każdy detal zagrał. Oczywiście "złe moce" też się czaiły a to głos czasem zanikał w elektronicznym przeładowaniu sprzętu czarami. To uciekał z pracy w więzieniu Azkabanie jeden z drugim dementor i straszył niewinnych czarodziejów. Trzeba było używać najbardziej trudnych zaklęć np. Expecto Patronum! 



Całe szczęście, że młodzi magowie otrzymywali (No bo jakże inaczej! By mogło być w Hogwardzie - by posiadać i uczyć się korzystania z czarodziejskiej różdżki). 

Wszyscy, biorący udział w zabawie otrzymali pełen zestaw ucznia: pelerynę, miotłę, kapelusz czarodzieja, różdżkę, okulary oraz krawat. Mogli to oczywiście zabrać do domu. 

Już czarno widzę przyszłość malborskiego MZK. Jak teraz do przemieszczania służyć będą miotły. 

Ba do swej mugolskiej szkoły zaczną na nich latać uczestnicy sobotniego balu! Czy wystarczy na to karta rowerowa? No i czy bez towarzystwa osoby pełnoletniej? A jak mamie zabraknie kilograma cukru - to rzecze takiemu małemu czarnoksiężnikowi - "Franiu, kochanie, weź pieniążki od tatusia i poleć na swojej miotle do Biedronki po cukier!". 


Trzeba też złożyć chyba wniosek do Biura Rady Miasta, do sekretariatu Burmistrzów, lub "na biuro podawcze UM" - żeby jakieś parkingi na miotły obstalować i podostawiać, jak np. na rowery w mieście, przy szkołach czy jak?!

Chyba, że w Malborku czarów poza Szkołą Łacińską (filia uczelni magicznej Hogwarts School of Witchcraft and Wizardry) używać nie będzie można. No ... z wyjątkiem magicznych słów na przykład; proszę, dziękuję, przepraszam. 



I kilku innych wyjątków według zarządzenia Albus`a Dumbledora - którego pewnie wypadałoby zapraszać jeśli nie na komisje Rady Miasta to chociaż na oficjalne spotkania i obrady. 


Ale tym niech się martwią Radni Rady Miasta.

Zresztą, wracając do atmosfery panującej podczas tej kilkupoziomowej zabawy. No bo poziom "minus jeden" to głównie ulica Pokątna, i okolice Hogwartu. 



Poziom piętra drugiego - to już sam Hogwart, miejscami i inne łącznie z niezbyt zabezpieczonym więzieniem Azkabanu. Nie tyle co tam osadzonych, co chyba miernie płacowo opłacanych dementorów - ujawniało problemy kadrowe i chęć zmiany pracy w tamtejszym resorcie więziennictwa. Nie mam pojęcia po dziś dzień, kto grał rolę dementora. Ale ta osoba robiła to prześwietnie, choć epizodycznie. 

Zresztą dbałość o szczegóły była istotną. Ja myśląc "com żem" inteligentny przedstawiałem teorię, jak które z młodych czarodziejek i czarodziejów pytało - "- A kim pan jest?" 

To mówiłem, "że jestem przebranym za Mugola ... Ogrem z Ministerstwa Magii i opracowuję relację z balu ..." Oho! 

No cóż, moje nieuctwo i nieobeznanie w temacie natychmiast było wyłapywane i się kompromitowało. 

- "Ale przecież w Harrym Potterze nie było ogrów! - mówił mały ekspert - To nie ta bajka!"
No i klops, cały misterny plan ... łups!
Więc nie dziwota, że organizatorzy włożyli wiele pracy nawet w małe szczegóły, szczególiki - wydawać by się mogło - nieistotne. 

A gdzie tam!!! Przecież nie przy tej setce kompetentnych specjalistów?! Lipa nie wchodziła w grę! 

Persony Harego Pottera, Lorda Voldemorta, Minerwy McGonagall, Severusa Snape, Lucjusza Malfoya, Albusa Dumbledora, Alastor`a Moody, czy Bellatriks Lestrange, płaczącej Marty Warren (zapewne kogoś pominąłem, bo nie sposób zapamiętać) wszystkie te zagrane postaci - aktorsko, wizualnie były, jak dla mnie, perfekcyjne! 



To, że część dziewcząt grała role męskie - ale kto zabroni?! Jednakże czyniły to z fascynującym wdziękiem - co, za pomocą zrobionych zdjęć, staram się tu  udowodnić. 


Bo to gdzieś w przestrzeniach teatralnych  taka zamiana nie ma znaczenia - a jedyne znaczenie ma gra aktorska. W filmie "Nikifor" na przykład - Nikifora wszak zagrała Krystyna Feldman, czy w "Słudze Don Kiszota" Don Kichot`a z La Manchy - Janina Bocheńska, etc. 

W sobotnie południe każda z granych postaci nie była tuzinkowa. A osoby, które w nich zagrały były rewelacyjne.


Wszyscy byli rewelacyjni; bo i rodzice i ich pociechy, cały zespół "Łaciny" - chylę głowę.

Naśmiać, nabawić w sensie zabawy - można było bez ograniczeń. 
Co wymądrzywszy się tu, w relacji bez umiaru i czasem dla wielu kontrowersyjnie może - wplatając swe przemyślenia - czynię! 

Wszak będąc człowiekiem z krwi i kości pragnę nie tylko dzielić się z Państwem uczynionymi fotografiami, lecz także emocjami i przemyśleniami wynikającymi z udziału w uczynionych działaniach. 

Zapraszam do korespondencji i dzieleniem się Waszymi opiniami z nami. Jak zwykle, w prywatnych postach, e-mailach, telepatycznie - jak kto woli i w sposób nieintruzywny dla innych. Jak zwykle - skrzynka redakcyjna blogu Lokalnej Gazety Obywatelskiej pozostaje do dyspozycji.

Człowiek, który udawał Ogra, chodzącego w przebraniu człowieka. Zdemaskowany po kilku pytaniach małych widzów - uczestników balu w jego początkowej fazie. Wszak w książkach Joanne Rowling o przygodach Harrego Pottera nie było nic o ograch. 
Cóż więc się podpisuję redakcyjnym;
BANWI






































































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz