czwartek, 16 kwietnia 2020

W Malborku mniej więcej wiemy, ale jak do tego podchodzą gdzie indziej?

"Wszyscy uczymy się wszystkiego od nowa" (przypis redakcji blogu Lokalna Gazeta Obywatelska)
Bezdomni zagubieni w pandemii

Magdalena Wroczyńska cytowany artykuł pochodzi z portalu ngo.pl Warszawa 14 kwietnia br.

Podczas, gdy większość z nas martwi się, że nie może wychodzić z domu, dla osób w kryzysie bezdomności epidemia koronawirusa wiąże się z zupełnie innymi zagrożeniami. To grupa osób podwyższonego ryzyka: tak jeśli chodzi o niebezpieczeństwo zarażenia się, jak i cięższego przebiegu choroby, ponieważ w większości są to ludzie starsi i schorowani.


http://82-200.pl/http://www.mops.malbork.pl/https://www.facebook.com/wolontariatmalbork/, etc, etc., etc.


– Osoby w kryzysie bezdomności często nie rozumieją obecnej sytuacji. Cały system niesienia im pomocy stanął na głowie – mówi Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej.

Czeka niecierpliwie na miejsca, do których będzie mogła kierować na kwarantannę ludzi z przestrzeni publicznej, chcących dostać się do schroniska. Dla schronisk, noclegowni i domów pomocy społecznej przyjmowanie nowej osoby bez pewności, że jest zdrowa, wiąże się z ogromnym ryzykiem.

– Każda osoba z zewnątrz powinna przynajmniej przychodzić kwarantannę lub mieć zrobiony test na COVID- 19. Inaczej, to jest wprowadzanie tykającej bomby do placówki – alarmuje Adriana Porowska.

Uczymy się wszystkiego od nowa


ilustracja cytowanego artykułu
Osoby doświadczające bezdomności są na ogół osłabione, obciążone chorobami i traumami.

– Często nie potrafią o siebie zadbać. Obok musi być ktoś, kto dopilnuje formalności, choćby tego, żeby mieli ubezpieczenie. Każdego dnia należy organizować konsultacje specjalistów, a teraz przecież tak trudno o pomoc lekarską. Mamy podopiecznego, który leczy się onkologicznie i przyjął chemię potrzebuje komfortu i szczególnej ostrożności. Przebywa u nas wiele osób zaburzonych i chorujących psychicznie. Mamy osoby w trakcie terapii alkoholowej, kontynuujące leczenie.

 W tej sytuacji system niesienia pomocy musimy opracowywać od podstaw, bo inne instytucje też musiały dostosować się do panującej sytuacji. Codziennie poznajemy nową rzeczywistość – mówi kierowniczka Misji. – Pracuję tu 15 lat i przez ten cały czas z pracownikami socjalnymi i psychologami prowadziłam sprawy podopiecznych. Wiedziałyśmy w ciemno do kogo i kiedy zadzwonić. Teraz to nie działa, uczymy się wszystkiego od nowa, na nowo opracowujemy system reagowania.

Mając 80 osób w placówce, Adriana Porowska i jej współpracowniczki muszą za każdym razem zmagać się z inną sytuacją, wyzwaniem: począwszy od szukania lekarza, który wystawi receptę na gradówkę w oku, przez zapalenie ucha, samodzielne robienie opatrunków na amputowane palce stóp, po opiekę i wspieranie osób zaburzonych psychicznie czy uzależnionych.

– Do tego dochodzą problemy z utrzymaniem czy poszukiwaniem pracy przez naszych podopiecznych. Wszyscy się gubimy przy podejmowaniu decyzji, bo ciężko jest znaleźć jedyne słuszne rozwiązanie – mówi Porowska. – Nie podejmiemy za nikogo życiowych decyzji, ale służymy wsparciem w trudnych sytuacjach.

Nie jestem chory, proszę się mnie nie bać!

W szczególnie trudnym położeniu są osoby, które nie znalazły miejsca w placówkach noclegowych. Ci, którzy śpią w altankach śmietnikowych, na działkach, czy w kanałach, nie do końca rozumieją, co się dzieje. Widzą coraz więcej ludzi w maskach, rękawiczkach, zachowujących wobec nich dystans.

– Słysząc komunikat, że to zabezpieczenie przed koronawirusem, wołają: „Nie jestem chory, proszę się mnie nie bać!”. Nie wiedzą, że to my nie chcemy ich zarazić. Przecież ja sama nie mam pewności, czy nie jestem zarażona – opowiada Adriana Porowska.

Prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej podkreśla, że czasem poradnictwo niezwiązane z koronawirusem, zaczyna się od tłumaczenia, czym jest COVID- 19.

Chodzi o to, żeby ci ludzie zrozumieli, co się dzieje, z czego wynika pustka na ulicach, zamknięte sklepy i placówki pomocowe w mieście. To jest szczególnie trudne, jeśli mamy do czynienia z osobami, które mają zaburzenia funkcji poznawczych, pamięci, uwagi, myślenia i postrzegania – do nich informacje docierają ze znacznym opóźnieniem. Niektórych rzeczy nie są w stanie zrozumieć. Mogą je tylko przyjąć do wiadomości, a do tego potrzeby jest czas i ktoś, komu mogą zaufać – mówi ze smutkiem moja rozmówczyni.


Reżim sanitarny

Jak sobie radzą pracownicy placówki w nowej sytuacji?

– To dla nas trudny moment. Tak jak dla wszystkich w kraju, którzy muszą, pomimo #zostanwdomu, wyjść do pracy i zostawić swoje rodziny. Nie mogę narażać podopiecznych mieszkających w dużej instytucji ani pracowników. Wprowadziliśmy reżim sanitarny w schronisku. Na teren nie może wejść nikt po za mieszkańcami, ograniczyliśmy liczbę pracowników do minimum, a ci, którzy mogą, wykonują pracę zdalną. 

Kadra wspierająca podopiecznych została poinformowana o pracy rotacyjnej w placówce i z całą powaga przyjęliśmy decyzję o przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa i nie kontaktowaniu się z innymi ludźmi, nawet z rodziną. Poruszamy się na linii praca-dom-praca. To ważne, aby pracownicy byli zdrowi: obserwujemy sytuację w domach pomocy społecznej w całej Europie i widzimy, jakim ryzykiem może być jedna zarażona osoba w schronisku – mówi Adriana Porowska.

I dodaje:

– Podzieliliśmy budynek na pół, aby osoby pracujące i wychodzące nie mieszały się ze starszymi i schorowanymi ludźmi, choć to trudne w dużej instytucji z wieloosobowymi pokojami. 

Podzieliłam też podwórko taśmą na pół. 

Niektórzy podopieczni patrzą na mnie z politowaniem, martwiąc się, że ze stresu tracę rozum. 

Chcę, żeby ludzie nie siadali obok siebie na ławkach, aby dać szansę na izolację. A to jest szalenie trudne. 

Tu jest 80 facetów, o różnych charakterach. 

Nie wszyscy rozumieją specyfikę rozprzestrzeniania się wirusa i nie dociera do nich powaga sytuacji. 

Z drugiej strony są też u nas ludzie, którzy panikują i zwracają się do nas z każdym drobiazgiem, który zakłóca ich poczucie bezpieczeństwa – opowiada Adriana Porowska.

Autor/źródło: 
Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej

Kwarantanna przed przyjęciem do schroniska

Władze stolicy szukają miejsc, w których można by zorganizować kwarantannę dla osób w kryzysie bezdomności, ale – według Adriany Porowskiej z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej – większy problem będzie ze znalezieniem pracowników do takiego miejsca.

– W Misji radzimy się w ten sposób, że wiele zadań wykonują sami podopieczni. Aby zminimalizować kontakty ze światem zewnętrznym. Jeden z podopiecznych został już zatrudniony jako opiekun, drugi jest przysposobiany do tej roli, a trzecia osoba będzie się zajmowała pomocą w kuchni i przygotowywaniem warzyw. Aby jak najmniej osób z zewnątrz do nas wchodziło. Zorganizowaliśmy zbiórkę na opłacenie etatów dla tych osób, żeby mieli pensję, opłacane składki i ubezpieczenie. To bezpieczniejsza opcja też dla nich, niż wysyłanie ich do pracy na zewnątrz – opowiada moja rozmówczyni.

– Od pierwszych dni pandemii zwracaliśmy uwagę, że nie możemy być miejscem, do którego przychodzą osoby z zewnątrz, ale samorządy nie podjęły tematu. Otrzymałam pismo z Urzędu Miasta, że sytuacja, związana z pandemią, nie zwalnia mnie z wypełniania warunków umowy. A ja ich nie zrywam, cały czas pracujemy, ale zmieniły się zasady przyjmowania do schroniska. Musimy mieć pewność, że przyjmujemy ludzi zdrowych. Nigdy nie zgodzę się na szafowanie zdrowiem i życiem ludzi, których już mamy w placówce – podkreśla prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej

Na szczęście Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zdecydowało o wprowadzeniu kwarantanny przed przyjęciem do placówki.

– Podstawą wszelkich decyzji powinien być teraz zdrowy rozsądek i dbanie o zdrowie i życie ludzi, których mamy w placówce. Ale musimy także pamiętać o osobach przebywających na ulicach naszych gmin – mówi Adriana Porowska.

Noclegownie jako miejsca kwarantanny

Miejscami na kwarantannę dla osób z przestrzeni publicznej przed przyjściem do schroniska stały się teraz noclegownie. Kierowniczka Kamiliańskiej Misji podkreśla, że nie jest to jednak odpowiednio usystematyzowane i jest zdecydowanie za mało takich miejsc.

– To powinno działać tak, że przychodzą do nich ludzie i zamykają się na 14 dni, a następnie – jeśli sobie tego życzą – są przetransportowywani do schronisk. Dlatego noclegownie w Warszawie powinny działać „na zakładkę”. Gdy jedna z nich akurat zamyka się na kwarantannę, inna powinna przyjmować ludzi. To powinien być system małych placówek, aby móc objąć je kwarantanną Sanepidu. Do tworzenia takich miejsc powinny posłużyć puste bursy szkolne, akademiki, a w razie konieczności powinny być wykorzystywane także sanatoria, miejsca w hostelach i hotelach. Brak pilnych działań na tym polu spowoduje zarażenie dużej grupy osób, które będą poruszały się po mieście w nieskoordynowany sposób i będą stanowiły ryzyko dla innych – podkreśla moja rozmówczyni.

Teraz nie bardzo wiadomo, co zrobić z osobą, która chce przyjść do placówki.

– Nie wiem, do której noclegowni mogłabym go skierować na kwarantannę. Nie wiem, która noclegownia działa, a która nie. Musimy mieć telefon, pod którym uzyskamy informację w tej dynamicznie zmieniającej się sytuacji. Mógłby on działać przy którejś z placówek. Potrzebne są niewielkie pieniądze na opłacenie etatu człowieka, który podejmie się zbierania informacji i odbierania telefonów przez cały tydzień – mówi Adriana Porowska.

Potrzebna żywność i środki higieniczne

Władze Warszawy i organizacje pozarządowe apelują o przekazywanie żywności i środków higienicznych organizacjom pomagającym osobom w kryzysie bezdomności.

W Warszawie paczki żywnościowe dla tych osób rozwozi specjalny autobus - Mobilny Punkt Poradnictwa, który stał się mobilnym punktem odbioru paczek żywnościowych dla bezdomnych. Obsługują go, na zlecenie Miasta i przy wsparciu ZTM i MZA, organizacje pozarządowe: Stowarzyszenie Pomocy i Interwencji Społecznej, Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta Koło Warszawa-Praga, Fortior-Fundacja Dla Wielu i Mokotowskie Hospicjum Świętego Krzyża.

Wspólnota St. Egidio deklaruje nieprzerwanie pomoc potrzebującym. „Nie twórzcie grup i kolejek. Nie szukajcie nas, to my znajdziemy was! Wystarczy wcześniej zadzwonić pod numer telefonu:798 449 840 (teren Warszawy przyp. red.)i podać swoją lokalizację, a postaramy się dotrzeć do Ciebie z prowiantem” – czytamy na stronie internetowej Wspólnoty.

Warszawscy wolontariusze organizacji spotykają się z osobami w kryzysie bezdomności i rozdają im żywność, środki służące ochronie przed zakażeniem, jak również dzielą się informacjami o zalecanych środkach ostrożności. Co tydzień Wspólnota St. Egidio rozdaje około 500 obfitych paczek. Żywność i środki higieniczne są przekazywane osobom przebywającym w przestrzeni publicznej, a także rozwożone są mieszkańców pustostanów, baraków, namiotów, czy ogródków działkowych.

Również inicjatywa Food Not Bombs zintensyfikowała swoje działania na rzecz niesienia pomocy osobom bezdomnym. Działacze kampanii dwa razy w tygodniu wydają potrzebującym ciepłe posiłki. Dodatkowo uruchomili zbiórkę pieniędzy na zakup niezbędnych produktów żywnościowych. Na profilu FB inicjatywy czytamy, że można ją wesprzeć również przekazując żywność i środki higieniczne do jednej z jadłodzielni dla osób bezdomnych przy ul. Wilczej 30.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
***
Kontakt z Stowarzyszeniem Św. Faustyny "Fides"  w Malborku - kliknij

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz