czwartek, 30 maja 2019

Jak pomóc?

Czy poszlibyście do stomatologa, by Wam zoperował np.. ślepą kiszkę, wstawił endoprotezę czy zastawkę w serduchu? Oczywiście absurd. Kompetencje stomatologa, chociaż nie wiem jakby znał funkcjonowanie ludzkiego organizmu, nie dopuszczają, by zajmował się operowaniem na otwartym sercu. Czy poszlibyście naprawiać swój smartfon do punktu naprawy pralek, a zepsutą pralkę oddać do pogotowia krawieckiego? Bo ta ładna, dobra uśmiechnięta krawcowa, ma “wiedzę i zna się na pralkach”. Tyle wszak mówi tak równie ładnie jak wygląda o zepsutych pralkach, bywa na spotkaniach osób poszukujących pomocy w związku z naprawą pralek. Głosi swoje przekonania na temat naprawy pralek tak płomiennie, że chce się jej słuchać. Baa, chcąc odjąć ciężaru niepokoju, lęku związanego z zepsutą pralką oddaje to zepsucie transcendencji, Bogu i “Sile Wyższej” - jakkolwiek pojmowanej.

"Kłopot" z pomaganiem osobom uzależnionym

.
Najprościej rzecz ujmując (chociaż wcale a wcale nie jest to zagadnienie proste) byłoby stwierdzenie, że należy tak pomagać tak, by była pomoc … skuteczna.


Niemniej w takiej tezie można postawić w jednym rzędzie teściową z wałkiem, Pana Boga, dobre chęci pomagającego i jego "wpływ na uzależnionego", oraz fachowca, który się tak naprawdę zna na skutecznym pomaganiu. 

A raczej, że istnieje duże prawdopodobieństwo, co ten fachowiec swoją wiedzą, podstawą, doświadczeniem i umiejętnościami i całą resztą jeszcze innych zasobów - zmotywuje osobę uzależnioną do zmian w jej życiu.

Co w konsekwencji doprowadzi ją do pracy nad sobą w tym obszarze. Da możliwość wyuczenia umiejętności zachowywania abstynencji oraz paru jeszcze innych zasobów, potrzebnych rzeczy, do zachowywania tejże abstynencji i motywacji. 

Wszak to osoba uzależniona osobiście dokonuje (a nikt inny) tej przemiany

I tu, patrz punkt pierwszy – pomocna może być miłość, teściowa z wałkiem, wiara w Pana Boga lubo siłę wyższą jakkolwiek zrozumianą, etc. 

Słowem ... motywacja. 

I oczywiście rzetelna przemiana polegająca na uświadomieniu sobie mechanizmów choroby (często spotkacie taki zlepek słów - o rozbrajaniu mechanizmów obronnych). Prościej może by, to można było nazwać poznaniem jak funkcjonuje człowiek, poznanie natury np.. uczuć jakie się w nas rodzą, emocji, stanów emocjonalnych - umiejętności ich rozpoznania, określenia, nazwania i umiejętności radzenia sobie z nimi w sposób konstruktywny.

Uzależnienie a właściwie wcześniej korzystanie ze “wsporników” chemicznych w postaci alkoholu, czy innych środków psychoaktywnych – wynika z całej gamy naszych uświadamianych lub najczęściej nieuświadamianych niedoborów. 

Gdyby tak nie było - nikt by z nich nie korzystał, no bo i po co? A tak?! Czy na odwagę, czy na ucieczkę, czy na stres, na … a tu “milion pięćset sto dziewięćset” powodów; “dlaczego”.

Nikt się nie rodzi z instrukcją obsługi, a szkoda. Radzimy sobie jak umiemy, jak ktoś nam przekazał, jak podpatrzyliśmy, etc. I często takie eksperymenty kończą się dla nas niezbyt ciekawie, nie pisząc tu, że w konsekwencji dla naszych bliskich rykoszetem również.

To co powinniśmy pamiętać, że na tu i teraz - WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) uznało np. alkoholizm za chorobę. 

Dla wielu to stwierdzenie wydaje się "śmieszne" i jest trudne do zaakceptowania (bardzo często za tym stoją własne doznania traumatyczne w kontaktach z uzależnionymi, czasem złość, itp.) 

W tym braku akceptacji i przekonań własnych możemy spokojnie doszukiwać się własnych innych niedoborów - które mają swoje źródło w naszym codziennym funkcjonowaniu i naszych przekonaniach). 

Więc jakby nie patrzył, alkoholizm jest traktowany jak choroba, no bo jest chorobą! 

Ale nie taką co daje się wyleczyć. Tabletka i szlus! 
Jest chorobą postępującą, chroniczną i … nieuleczalną na stan dzisiejszej wiedzy. Ot taką samą w algorytmie jak na przykład cukrzyca.

Warto też wiedzieć, że słowo “alkoholik”, "alkoholiczka" nie musi oznaczać inwektywy. Tak naprawdę nie słyszałem, żeby ktoś obrzucał kogoś “inwektywami” typu; ... ty zawałowcu, ty cukrzyku jeden, etc.


Dla mnie i dla wielu (zajmujących się teraz lub ongiś czynnie zawodowo uzależnieniami, lubo nie zajmujących ale posiadających wiedzę z racji zawodów, które pełnią, czy wykształcenia) alkoholik to osoba chora na chorobę alkoholową, osoba, która najczęściej nie pije alkoholu, zachowuje abstynencję świadomie i z wyboru. 

Tak jak cukrzyk nie powinien “wcinać jak leci, garściami” węglowodanów, słodkości, jak chory na serce ustawicznie poddawać się wysiłkowi ponad możliwości, etc.

Aby skutecznie pomagać uzależnionemu to trzeba tak naprawdę zacząć od uświadomienia mu tego jak funkcjonuje człowiek i co substancje psychoaktywne “robią” z organizmem, psychiką. 

Dlatego, póki co, najlepiej sprawdzają się metody behawioralne 

– w formie zajęć terapeutycznych indywidualnych i grupowych opartych na kontrakcie terapeutycznym i indywidualnym planie pracy pacjenta nad sobą - podczas  jego pobytu w ośrodku czy placówce leczenia uzależnień, systemu tzw. zamkniętego. 

I to nie dlatego że “trzeba izolować uzależnionego za wszelką cenę - od innych ludzi … bo się zarażą, pobrudzą czy coś na nich niby przejdzie … NIE! 

System ten ma chronić osobę uzależnioną przed czynnikami z zewnątrz 

dać jej szansę na popracowaniem nad sobą, w jak największym skupieniu nad swoim funkcjonowaniem, relacjami i umiejętnościami w zachowaniu abstynencji. 
Np.. (tak w skrócie) odizolować od zachowań roszczeniowych rozsierdzonej rodziny, rozsierdzonego szefa, policji, prokuratorów, komorników i wszystkich innych, którzy na ten czas będą się starali zakłócać komfort pracy pacjenta nad samym sobą. 

Ilość rzeczy, które podczas prawidłowego procesu terapii jest tak duża, że dla dobra pacjenta i możliwości skutecznego przebiegu zahamowania choroby i zdobycia podstawowych umiejętności życia bez wsporników psychoaktywnych …, tylko dla dobra spokoju i możliwości pracy "nad sobą" samego zainteresowanego. Powinien on mieć zapewniony spokój i nic niezakłócającego ten proces nauki zmian.

Stąd w dobrym ośrodku pacjent; nie ma dostępu do komórki, telefonów (jedynie minimalnie, za zgoda zespołu terapeutycznego i prowadzącego terapeuty). Nie ma “odskoczni” i źródła innych bodźców w postaci oglądania telewizji, słuchania radia, czytania książek innych niż te dotyczące terapii, nie ma gry w karty i innych hazardowych spraw.

Nawet pomoc i praca nad zmianami w systemie ambulatoryjnym nie jest, moim zdaniem, szansą dla osoby, która się zdecydowała zmienić swoje życie i wyjść ze “szponów nałogu”

Wyjście z uzależnienia “na prostą” wymaga ciężkiej i heroicznej pracy zmierzenia się z samym sobą

poznaniem swoich niedoborów i sposobów skutecznego w miarę radzenia sobie z nimi. Taki ośrodek i terapia dopiero początek, często zaledwie 6 tygodni terapii grupowej i indywidualnej, realizacja zadań z tzw. Indywidualnych planów terapii, nauka korzystania z całego systemu pomocowego na potem, korzystania z grup samopomocowych typu AA (Anonimowych Alkoholików) i opracowania metod psujących indywidualnie do możliwości, umiejętności i percepcji osoby, która pracuje nad sobą. 

Na końcu opracowania tymczasowego planu pomagającego w dalszej pracy nad sobą i zdobywaniu doświadczenia, bezpiecznego konfrontowania zdobytych umiejętności i wiedzy w ośrodku, placówce leczniczej systemu zamkniętego. 

Tam gdzie rzesza wykształconych w tym względzie osób - zajmuje się pomocą w nauce wyjścia na prostą. Od pracowników obsługi, przez personel medyczny, po zespół terapeutyczny – wszyscy muszą kończyć specjalistyczne i adekwatne do wykonywania zawodu szkoły (nie szkolenia). Wtedy jest szansa skutecznego pomagania.

Placówki korzystają też z pomocy osób duchownych – ale nie na poziomie “religijności”, przekonywania, że taki a nie inny sposób wiary, czczenia lub wyboru denominacji jest jedyny i właściwy. To "przyjdzie" z czasem i świadomym wyborem kiedyś tam. 

W danej chwili potrzeba jest pomoc do dotarcia i odbudowania pokładów duchowości drzemiących w człowieku. Na tym etapie pracy nad sobą, często nie ma świadomego wyboru, a stan, w którym znajduje się budujący swoje zdrowienie pacjent, narażony jest na wszelkiego rodzaju perturbacje. Stąd mądrzy i odpowiedzialni duchowni we współpracy z zespołem terapeutycznym - dają czas, wsparcie i możliwość odwołania się do systemów wartości sprzed “wdepnięciem” w przepaść uzależnienia. 

To często jest wsparciem terapii uczestnictwo w obrządkach nabożeństw, akcie rachunku sumienia, spowiedzi czy komunii. Jedyną książką spoza terapii – jest Biblia (Pismo Święte). 

To też nie dawkowane wszystko jest na hura, czy pod jakimś zobowiązaniem czy przymusem. Nie. To raczej odwołanie do tego co pacjent "miał w sobie" wcześniej (jeśli miał i budował relacje ze swoim poczuciem transcendencji). Na wybór i powrót do określonej denominacji religijnej, lub nie-  przyjdzie czas, ale nie teraz na tym etapie.

To tak a`propos miejsca osób duchownych w ośrodkach. Wielu pewnie zarzuci mi, że to obrazoburcze i nie po Bożemu. Niemniej przyjmując, że Pan Bóg ma oko i kontrolę nad wszystkim, i wszystko od Jego Woli jest zależne - to algorytm wychodzenia na prostą z choroby – poddany jest takim samym prawom co nasze wszystkie dolegliwości, choroby. Wymaga różnych czasów procesów. U jednych przesilenie następuje wcześniej u innych później, u jeszcze innych ... w ogóle.

Nie można doprowadzić do sytuacji w której Pacjent zadeklaruje głęboką wiarę i odda wszystko Bogu – po czym "to wszystko" mu się rozleci, bo jeszcze nie był gotowy. Nie można żądać, tak po ludzku, by roślinka zakwitła, kiedy jej czas nie nadszedł. 
To właśnie "nie jest po Bożemu". A tu często pomagacze wszelkiej maści domorosłe, chcą na siłę “wymusić” np. taki stan "Bożego kwitnienia". To nie jest ani przejaw transcendencji, ani jakiejkolwiek właściwej relacji z Bogiem lub Siłą Wyższą jakkolwiek pojmowaną, w jakiejkolwiek właściwej konfiguracji. 

To jakby urąga Stwórcy i właściwemu biegowi czasu – kiedy jakiś ktoś, dla zaspokojenia swoich przekonań (ambicjonalnych chciejstw, przeniesień) stoi za odpowiedzialnością, a właściwie nieodpowiedzialnością takich działań w stosunku do osób nieprzygotowanych. W tym etapie poszukiwań, odczuwania, etc.

To kardynalny błąd, które popełniają wszyscy domorośli pomagacze, wycierając często nieświadomie swoje buzie transcendencją, Panem Bogiem – nie tylko. Jakby - nie do końca uświadamiając niedobory własne, nie daj Boże własne przeniesienia, ale najgorsze ... czyniąc i otwierając możliwość powrotu do nałogu osoby uzależnionej.

AfterCare i sposób pragmatycznego pomagania uzależnionym

Nie tylko, wszakże terapia behawioralna - krótko i długo terminowa, nie tylko poradnie, psychoterapeuci, grupy wsparcia czy grupy samopomocowe - stanowią klucz do skutecznego pomagania w środowisku.

Jedynie permanentna współpraca zainteresowanych niesieniem skutecznej pomocy uzależnionym (i nie taka na papierze!) instytucji i ośrodków pomocowych np. MOPS, Komisji PA, etc., kościołów, stowarzyszeń i służb. A mowa tu jedynie o realnej i pragmatycznej. Nie naznaczonej tej tylko dobrymi chęciami (co nimi ponoć piekło wybrukowane) czy też proceduralnym przymusem w wypadku instytucji, urzędników i służb)

Jedynie rzetelna współpraca 

i przepracowywanie konstruktywnej dyskusji w różnych obszarach otaczającego działanie w tej materii środowiska (miasta, gminy, obszaru zainteresowania). I to podparte rzetelną diagnozą i rozeznaniem potrzeb oraz możliwości. I to tak, bez urzędniczej "ściemy", podparte rzeczową społeczną edukacją, współpracą z mediami (których przedstawiciele też muszą się sporo jeszcze nauczyć). To dopiero "wszystko" daje szansę na "ogarnięcie" problematyki w określonym środowisku (właściwie siedlisku i gąszczu wzajemnych powiązań) .

Niestety jest wiele procedur, przepisów, aktów prawnych, które lokalne środowiska i ludzie instytucji w tych środowiskach - "nie przeskoczą". Bowiem wiele z nich (tych procedur, zasad prawnych, etc.,) jest na poziomie ustawodawcy, lubo decyzyjności na poziomie regionu lub powyżej. A i często kompletnie niesprawnie funkcjonując też i na poziomie służb instytucji urzędniczej struktury wojewody czy marszałka. Kompletnie potrafi nie przystawać do rzeczywistości. Owszem na papierze, prawnie "i na pierwszy rzut oka" ... ponoć działa, ale ... No a spróbuj z takimi "urzędniczymi" autorytetami dyskutować?! To idąc takim tokiem myślenia (i niestety doświadczeń zawodowych) to i sam Stwórca byłby pewnie posądzany o brak ... kompetencji. 

Takim blaskiem autorytetu i wiedzy potrafią błyskać na stanowiskach mało kompetentni decyzyjni urzędnicy, pseudo-fachowcy i wszelkie ambicjonalnie wyniosłe, pełne pychy i braku nie tylko wiedzy, ale i empatii ... osobniki. Za to posiadanymi przez nich certyfikatami, dyplomami można wytapetować niejeden gabinet. I jak oni to robią? Co to tak "bogato" mają a tak niewiele są w stanie dać innym - dobrego. 

Jeszcze inne niebezpieczeństwo, kryje się w kształceniu “specjalistycznych” kadr pomagaczy. 

Tu od chęci łatwego zarobku, po niczym nie uzasadnione złym poziomem przekazu wiedzy, brakiem kompetencji i brakiem rzetelnej praktyki zawodowej - “kształcą” całe rzesze ignorantów w tej dziedzinie. To teraz dobry lep na przyciągniecie studentów, poprawienie wizerunku i ważności. itp. wielu oferujących w swoich programach kształcenia - uczelni i "uczelni".

Przez to, poprzez system “nibyszkolnictwa” wypuszczają rożne instytucje (i niestety także kościoły) w środowiska swoistych pseudo-terapeutów. 

Osobami z ograniczonym poziomem podstawowej wiedzy pomocnej przy uzależnieniach, niestety też od bardziej nastawionych na zdobywanie populistycznego poklasku i kreowanie siebie jako “specjalistów”. Po nieuświadamiane pomyłki dla osób chcących nieść pomoc z różnych powodów i motywacji. 

Niestety taki proceder jest swoistym "dopustem Bożym", kształcącym tych co i może mają dobre chęci i intencje, ale natomiast chęci przyswojenia wiedzy pragmatycznej i skutecznej w temacie, praktycznie żadnej.

Potem tabuny domorosłych pomagaczy z dyplomami "takich ambicjonalnie szemranych "uczelni"  idzie z hasłami pomocy na ustach i kompletnie małą wiedzą w tym trudnym obszarze. Dotyczy to tak samo Chrześcijańskich uczelni teologicznych, co takich, które wietrzą jedynie w tym przychód z kieszeni naiwnych, którzy chcą pomagać. 
Potem absolwenci nieświadomie, lub z premedytacją - biorą się za coś,o czym nie mają zielonego pojęcia. Jedynie przekonania, pomysły - jakże dalekie od rzeczywiści i wymogów odpowiedzialnej pomocy. 

To właśnie tutaj chciałbym przypomnieć początek tego felietonu i pozostawić to do Państwa przemyśleń.

“Czy poszlibyście do stomatologa, by Wam zoperował np.. ślepą kiszkę, wstawił endoprotezę czy zastawkę w serduchu? Oczywiście absurd. Kompetencje stomatologa, chociaż nie wiem jakby znał funkcjonowanie ludzkiego organizmu, nie dopuszczają, by zajmował się operowaniem na otwartym sercu. Czy poszlibyście naprawiać swój smartfon do punktu naprawy pralek, a zepsutą pralkę oddać do pogotowia krawieckiego? Bo ta ładna, dobra uśmiechnięta krawcowa, ma “wiedzę i zna się na pralkach”. Tyle wszak mówi tak równie ładnie jak wygląda o zepsutych pralkach, bywa na spotkaniach osób poszukujących pomocy w związku z naprawą pralek. Głosi swoje przekonania na temat naprawy pralek tak płomiennie, że chce się jej słuchać. Baa, chcąc odjąć ciężaru niepokoju, lęku związanego z zepsutą pralką oddaje to zepsucie transcendencji, Bogu i “Sile Wyższej” - jakkolwiek pojmowanej.”
Krzysztof Hajbowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz