poniedziałek, 15 stycznia 2018

WIELKA ORKIESTRA Świątecznej Pomocy

Finał w „Piątce” na piątkę

.
Nawet jeśliby nie zebrano rekordowych kwot, a taki moment przyjdzie. Nawet jeśli stałaby się maleńką imprezką w której braliby udział tylko nieliczni – a taki moment może przyjść. Nawet jeśli za udział w niej -sypałyby się gromy i wytykanie palcami. To co już miejscami jest …


To pomimo to - WARTO!
To jak z meduzami w przypowieści Anthony’ego de Mello. 
Gdy dwaj przyjaciele szli brzegiem morza. „Rozmawiali o ważnych sprawach. 
Brzeg usiany był meduzami wyrzuconymi przez fale. 
Jeden z rozmówców w trakcie dysputy  schylał się raz po raz  i wrzucał je na powrót (do morza). 
W końcu jego przyjaciel zapytał poirytowany; Słuchaj, co ty robisz? Uważasz, że te wszystkie meduzy uratujesz? 
Na to tamten mu odparł:  - To spytaj te, którym pomogłem.”


130 wolontariuszy 
w tym ten szczególny z numerem identyfikatora 088, ponoć najstarszy jak o sobie mówił – Marek Charzewski, burmistrz Malborka.  Wszyscy z wielkim sercem i oddaniem zbierali grosiki, złotówki. Monety „klepaki” i papierowe o wszelakich nominałach. 
Najwięcej pieniędzy podczas publicznej zbiórki do puszek zebrała Zuzanna Kędzierska - 2170,37 zł. Tym samym otrzymała tytuł "Turbo wolontariuszki". Niewiele mniej zebrała wolontariuszka Dominika Dolik - 2090,83 zł.” – jak to podało Nasze Miasto.pl

Gdybyście Państwo zobaczyli 
(a wielu z Was widziało zapewne – bo uczestniczyło) uśmiechnięte buzie i zapał uczestników finału na sali szkoły podstawowej nr. 5. Fakt że bez pieniędzy to lepiej było się nie ruszać tego dnia a szczególnie wędrować po sali! 
Ale przecież wystarczyła garść klepaków. 


Gdybyście Państwo zapomnieli, 
że w naszym kraju jedni drugim chcieliby oczy wydrapać, za uczestnictwo albo za krytykę WOŚP – to ta cykliczna, styczniowa impreza mimo mrozu zdaje się emanować takim ciepłem, że letnie temperatury przy niej, to sławetny „Pikuś”, a nawet „Pan Pikuś”.
Ciepło serc, poczucia wspólnoty 
i wręcz karnawału "wspólnego Polaków działania". Szkoda, że zdaje się jedynego, autentycznego, nieudawanego przed innymi (chociaż teraz już ... 

Gdzie, pomimo politycznych rozgrywek, znaleźć można było przez te trzy dni – w naszym środowisku - swobodne uśmiechy, okrzyki zachwytu, etc -  współpracujących ze sobą Malborczyków, bez podziałów kto skąd i od kogo. 


A przecież chodziło o coś - wydawać by się mogło - błahego.  O grosik do tekturowej puszki, i przyklejane papierowe czerwone serduszko. 

To  widać było wszakże przez 26 lat. Mogłoby podnieść nasze poczucie narodowej wartości i godności! 

Mogłoby ono stać się symbolem jedności 
i współdziałania wszystkich Polaków. Mogło emanować na świat – ale tego nie  zrobiło, i obawiam się nie zrobi.


Krzysztof Hajbowicz






  





  

 























  











 













 

  



 





 







  


© fot. BANWI 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz