Finał w „Piątce” na piątkę
.
Nawet jeśliby nie zebrano rekordowych kwot, a taki moment przyjdzie. Nawet jeśli stałaby się maleńką imprezką w której braliby udział tylko nieliczni – a taki moment może przyjść. Nawet jeśli za udział w niej -sypałyby się gromy i wytykanie palcami. To co już miejscami jest …To pomimo to - WARTO!
To jak z meduzami w przypowieści Anthony’ego de Mello.
Gdy dwaj przyjaciele szli brzegiem morza. „Rozmawiali o ważnych sprawach.
Brzeg usiany był meduzami wyrzuconymi przez fale.
Jeden z rozmówców w trakcie dysputy schylał się raz po raz i wrzucał je na powrót (do morza).
W końcu jego przyjaciel zapytał poirytowany; Słuchaj, co ty robisz? Uważasz, że te wszystkie meduzy uratujesz?
Na to tamten mu odparł: - To spytaj te, którym pomogłem.”
130 wolontariuszy
w tym ten szczególny z numerem identyfikatora 088, ponoć najstarszy jak o sobie mówił – Marek Charzewski, burmistrz Malborka. Wszyscy z wielkim sercem i oddaniem zbierali grosiki, złotówki. Monety „klepaki” i papierowe o wszelakich nominałach.
„Najwięcej pieniędzy podczas publicznej zbiórki do puszek zebrała Zuzanna Kędzierska - 2170,37 zł. Tym samym otrzymała tytuł "Turbo wolontariuszki". Niewiele mniej zebrała wolontariuszka Dominika Dolik - 2090,83 zł.” – jak to podało Nasze Miasto.pl
Gdybyście Państwo zobaczyli
(a wielu z Was widziało zapewne – bo uczestniczyło) uśmiechnięte buzie i zapał uczestników finału na sali szkoły podstawowej nr. 5. Fakt że bez pieniędzy to lepiej było się nie ruszać tego dnia a szczególnie wędrować po sali!
Ale przecież wystarczyła garść klepaków.
Gdybyście Państwo zapomnieli,
że w naszym kraju jedni drugim chcieliby oczy wydrapać, za uczestnictwo albo za krytykę WOŚP – to ta cykliczna, styczniowa impreza mimo mrozu zdaje się emanować takim ciepłem, że letnie temperatury przy niej, to sławetny „Pikuś”, a nawet „Pan Pikuś”.
Ciepło serc, poczucia wspólnoty
i wręcz karnawału "wspólnego Polaków działania". Szkoda, że zdaje się jedynego, autentycznego, nieudawanego przed innymi (chociaż teraz już ...
Gdzie, pomimo politycznych rozgrywek, znaleźć można było przez te trzy dni – w naszym środowisku - swobodne uśmiechy, okrzyki zachwytu, etc - współpracujących ze sobą Malborczyków, bez podziałów kto skąd i od kogo.
A przecież chodziło o coś - wydawać by się mogło - błahego. O grosik do tekturowej puszki, i przyklejane papierowe czerwone serduszko.
To widać było wszakże przez 26 lat. Mogłoby podnieść nasze poczucie narodowej wartości i godności!
Mogłoby ono stać się symbolem jedności
i współdziałania wszystkich Polaków. Mogło emanować na świat – ale tego nie zrobiło, i obawiam się nie zrobi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz