Atmosferę tworzyli wszyscy
.
Jest wiele wśród nas osób, które z całą pewnością moglibyśmy nazwać według unijnego nazewnictwa i umieścić w grupach ogólnie wyróżnionych i nazwanych grupami osób szczególnie narażonych na wykluczenie społeczne lubo jak to się zdarza mniej poprawnym - wykluczonych społecznie.Grupa zagrożonych wykluczeniem społecznym, prócz absurdów obejmuje cały zakres osób które potrzebują wsparcia.
Nie tylko tego na papierze urzędniczym czy rodzimym "MOPSu". Wiele osób jest samotnych, wiele boryka się i nie nadąża współczesnym pośpiechem technologicznym (zarówno tym uzasadnionym co mniej uzasadnionym.
Tym co dyktuje niepojęta konsumpcja, uzależnienie finansowe od banków, produktów korporacji i czasem wszelkich rodzimych, lokalnych czy globalnych polityk i wymogów zachowania ... nazywanego często społecznego.
Już jakoś zatraciliśmy wyczucie i nazywamy normą to, co jest patologią. Generujemy zachowania, które nasze babcie i dziadkowie uznaliby za kretyńskie. Tym niestety straszymy wszyscy siebie nawzajem - przyjmując to jako porządek objawiony i ustalony.
W tym wszystkim pełno jest pogubienia, pełno jest bezsilności i bezradności.
Znajdą się się tacy co pysznią się ze ich to nie dotyka, są "poukładani", etc. Tyle tylko że to poukładanie jest ułudą i czasem z w krótki czas i sposób mozna "przestać być poukładanym" czasem kompletnie nie zdając sobie sprawy jak szybko. Czasem "wystarczy" pożar i utrata mienia, złe posuniecie ekonomiczne i szpony komorniczego zajęcia, choroba, czasem co innego ... i nagle ułuda stabilizacjo przestaje istnieć.
Niektórzy z nas poszukują oparcia w transcendencji, w Bogu w rodzaju pojmowania ich poprzez tego co dają wspólnoty, kościoły, zbory. Co dają różne wersje pism wszelkich - przez wierzących nazywane natchnionymi.
Zdaje się dla jednych jedyną drogą, inni poszukują. Ale niewątpliwie wspólnym mianownikiem jest potrzeba oparcia, ufności i miłości. To co sobie nawzajem możemy dać jako ludzie i w imię tego w co wierzymy, o czym jesteśmy głęboko przekonani.
Dlatego w okresie przedświątecznym często stajemy się bardzo ludzcy choć dotknięci przekonaniem o transcendencji w wymiarach jakich udaje się to nam pojmować, przyswajać.
Wyciągamy do innych braterską rękę bezinteresownie, a czasem mniej - ale taki jest urok Świąt Bożego Narodzenia w naszej kulturze. Może to i dobrze - jest szansa że każdy dostanie to o czym marzy, o co się modli, o czym myśli i czego pragnie.
Wczoraj odbyło się spotkanie wigilijne dla osób, które szczególnie potrzebują ciepła, serca przyjaźni i wsparcia. A nade wszystko miłości i życzliwości ludzkiej - które czasem trudno wysupłać, gdy włączymy naszą własną, ludzką ocenę postępowań, myśli o konsekwencjach postępowań, etc.
A kto w pokładach swojej hipokryzji może być pewnym, że to nie sam Bóg zasiada z naszymi braćmi i siostrami do wspólnego stołu?!
Ucząc się pokory i zrozumienia ludzkich losów, postępowań, przypadłości - przy wsparciu i ofiarności społeczność Zboru "Syloe" pod przewodnictwem pastora Piotra Furgały - wolontariusze, członkowie Kościoła Ulicznego zorganizowali potrzebne spotkanie.
Uczestniczył w tym spotkaniu także Marek Charzewski, burmistrz Miasta. Spotkanie odbyło się w Jadłodajni p. Krzysztofa Rydela "Tania" przy ulicy Wojska Polskiego 520. Cała Rodzina p. Krzysztofa nie tylko włożyła weń pracę w przygotowane posiłki, ale i serce, i dobroć w oprawę.
Atmosferę tworzyli wszyscy, wspierał także ją prezentami Zbór, powstały i wspierany na początku swego istnienia z Malborka Kościół Uliczny w Gdańsku. Wszystkim warto podziękować - bowiem wszyscy czynili to z myślą o relacjach i potrzebie opieki Bożej.
ABAH
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz