środa, 28 kwietnia 2021

Ten internet jeden ...

Jak dojne święte krowy

.

Każde z nas gdy stara się dbając o swoją tematyczną, firmową stronę, fanpage i jej rozwój - stara sie pewnie również przeglądać narzędzia pomagające określić; kto i co ogląda, co kogo interesuje bardziej lub mniej w naszym przekazie dla innych. Etc. 

Ot chociażby korzystając np. z Google Analytics czy innych płatnych czy bezpłatnych narzędzi wszelkich internetowych firm i dedykowanych badawczych programów narzędziowych z karesu wszelkich obszarów do analizy.  

W zależności co kto ma w tyle głowy, jakie cele przyświecają takiemu działaniu i czego oczekuje od publikacji - tak stara się pokierować docieraniem do coraz szerszych kręgów odbiorców. Skwapliwie korzystają z tego różna platformy i serwery. Od Facebooka począwszy na wielkich Gogolowskich narzędzi i pomniejszych z wszelkich portali. 

Oferują coraz to „lepsze” sposoby, narzędzia oczywiście odpłatne, licząc na nasze lenistwo, naiwność lub w istocie perfidnie cwane "podrasowywanie" swoich  platform. Jak to rozumiem?! No przyglądnijcie się proszę Facebookowi – zmienia się w praktyce z „miesiąca na miesiąc”. Oferuje bezpłatnie coraz mniej możliwości, niż wcześniej. Coraz mniej otwartych zasad bezpłatnego docierania do odbiorców. Owszem, zapłacisz dotrzesz dalej, więcej upublicznisz, „więcej” zmieścisz, czy tym podobne.  Podobnie się ma to z You Tube i innymi. To jakby powinno włączyć takie jeszcze inne myślenie, o którym często zapominamy, lub je lekceważymy. 


W internecie nie ma nic za darmo!

Truizm, ale bezpośrednio i też nie chodzi o pieniądze, że coś wykupicie i będziecie mieli więcej możliwości. To oczywiste, ale... 
Niemniej wiele „bezpłatnych” rzeczy generuje na końcu swych działań np. produkt, którym się handluje, informacje - które się sprzedaje, etc. No i czy nam się to podoba, czy też nie - czasem z pogranicza prawa, a czasem nawet z tego sobie nawet nie zdajemy sprawy … że coś może być bezprawnym .

Gdy dodamy całą zgraję oprogramowania i firm oferujących nam użytkownikom pomoc (oczywiście odpłatną – bo z tego żyją) w pozycjonowaniu, co by  strony, posty, blogi i cały ten geszeft nasz był „lepiej widoczny”, docierał dalej, itp.. 
Niektórzy z nas wchodzą w to, jak w masło, bo nie odróżniają firm zajmujących się zawodowo takimi działaniami od zwykłych oszustów żerujących na naszej naiwności. 

Gdy dodamy do tego politykę wielkich korporacji, mających interes, aby podkreślać „tłustym drukiem” korzyści korzystania z „tego  czy tamtego” a negowania i poddawania zwątpieniu „tamtego” (np. konkurencyjnego) – to teorie spiskowe wydadzą się nam przy tym … „małym pikusiem”. 
A ten cały biznesowy „matrix” już trwa i ma się w najlepsze. Począwszy od stron Wikipedii, po Yutubowe i Facebookowe blokowanie, dodawanie, lub odejmowanie – nie pisząc już o zawieszaniu kont. 
Zważcie tylko, jak wielu Yutuberów, tych „poważnych tuzów” „boi się” pewnych słów. Oczywiście nikt nie siedzi ze słuchawkami i podsłuchuje! Tym od dawna zajmują się automaty, tzw. boty, etc. 

Wtedy nic dziwnego, że słyszymy np. pandemia "maurycego" zamiast wiadomej nazwy. Lub słowa „antidotumować”, „antidotumowanie” zamiast szczepienie, aby nie uruchomić „zaciekawienia” bota wrażliwego na wszystko, co pandemią i nazwami „współistniejącymi” z nią, wybrzmiewa w sieci. To trochę przeraża. 
Ale pamiętam, gdy po pamiętnym 11 września 2001 roku, narzędzia podobne, z których korzystałem do przeglądania efektów i zasięgów mojego bloga (już nie istniejącego). 
Ku mojemu zdziwieniu pokazywały one w analizach, co coraz częściej odwiedzane były przez … kontakty z serwerów Ameryki Północnej i instytucje jakieś podejrzane dla mnie. Jak się okazało, był to standardowy proceder – bowiem uruchamiała je nazwa i częste odnośniki „zarabizowanych” nazw w blogu – z cząstką nazwy „Alahmed”. 
W rezultacie i nie przedłużając a spłycając historię - boty nie miały litości i w rezultacie „wieszały” stronę zbyt często, itp. Zmuszając mnie w konsekwencji do jej likwidacji.   

No cóż, to zupełnie inne czasy a proceder podobny i powinien dawać nam do myślenia – kto tu kogo i kim. Nam się wydaje, że to my … a jak się okazuje to … nas. 

Stąd bezpośrednio na skrzynce e-mail masz propozycje od producentów np.  suplementów diety, tabletki na odchudzanie -  kiedy cookie zdradzi adresy stron www, które przeglądaliście. 

Nawet nie zdziwcie się drogie panie, że po objawach waszych zachcianek, podróży po stronach internetowych „internet” (np. wujek Google) będzie wiedział wcześniej o waszej ciąży niż wy same. No z dużym prawdopodobieństwem. Bowiem może się będziecie rozglądać za  produktami dla waszej córki, przyjaciółki, etc. 

Internet szpieguje, analizuje itp. 

Pamiętam opowieść fachowców od transportu, podczas jednej konferencji prasowych tu w Malborku. Oni, przedstawiciele jednej z firm zajmujących się komunikacją miejską w obszarze metropolitalnym, opowiadali o testach autobusów elektrycznych w Trójmieście. 

Opowiadali o zdumieniu i swoistym szoku gdy okazało, że te autobusy zbierały informacje o rodzajach, markach używanych przez pasażerów smartfonów, systemach i używanych aplikacji, programów, zagęszczeniu w mieście Wi-Fi, etc. To był taki jeżdżący po mieście szpieg satelitarny rodem z Chin. 

Ale żeby nie było, nie tylko Chińczycy pozyskują w ten sposób wiedzę o społecznościach i lokalnych infrastrukturach z których korzystają te społeczności. Dość, że napiszę tyle, co zrezygnowano naonczas z zainteresowania tymi autobusami. Ostatecznie i definitywnie, gdy się okazało, że kod do odblokowania elektronicznego systemu kierowania – można uzyskać na ten czas testowania, tylko poprzez łącze internetowe z … Pekinem, czy jakimś tam okolicznym chińskim miastem.  Szybko więc zrezygnowano  zainteresowanie z tej oferty zakupu. 
Ze względu chociażby bezpieczeństwa. 

Bo gdyby kupiwszy ten typ autobusu, a ktoś w jakimś szale politycznym, ktoś po tamtej stronie, zechciał satelitarnie w godzinach szczytu na skrzyżowaniach (na przykład) zablokować ruch w mieście jakimkolwiek! Wystarczyłby przecież impuls. 

To nie fantastyka, tylko realna rzeczywistość
Ona nas czasami przerasta, nawet wówczas, gdy tego sobie nie zdajemy sprawy. 

Pamiętajmy o tym gdy kolejny raz ludzie z ekipy Facebook coś wymyślą, co nas wkurzy. Czy za wszelką cenę postanowimy błyszczeć w sieci wydając ostanie złotówki na „rewelacyjne” propozycje! Czy posiadać programy do super pozycjonowania naszych stron. Miejmy dystans do tego. Bowiem prócz oficjalnego sposobu zarabiania na naszych naiwnościach, chęciach i potrzebach, konkurencyjności – znajdą się i nieuczciwcy funkcjonujący na krawędzi prawa. Czy też tacy, którzy bezprawnie będą oszukiwać nas bez pardonu.  A gdy do tego włożymy „wielką politykę”, to może nawet zdruzgotać naszą ufność w cywilizację postępu. Wywołać odrazę i słuszny sprzeciw.

Cóż a może warto robić to, co pragnęliśmy … w takim jak dotąd zamiarze

Mając w tyle głowy te wszystkie zabiegi, nie przejmując się zbytnio nimi. Bowiem na wiele z nich i tak naprawdę - nie mamy wpływu. 
Aaa, istnieje jeszcze jedno niebezpieczeństwo! Powinniśmy mieć to w głowie również, cały czas i pamiętać.

Nic nie zostanie z naszych baz danych, zasobów, pisania, przepięknych zdjęć na pamiątkę, czy selfie na „wieczność” … 

Wystarczy jeden potężny impuls elektromagnetyczny aby nasze elektroniczne zasoby pamięci, chmury w sieci, cała sieć WWW przestały … po prostu istnieć.
Od wysokiej energetycznie działalności wybuchów na Słońcu począwszy, po palec politycznego głupca szalonego lub palców kilku szaleńców tego autoramentu - na przycisku uruchamiającym „broń” atomową.  
Chciałbym mimo wszystko życzyć miłego dnia … ale... właśnie rozglądam się za brulionem, piórem i skrzynką. Zakopane pod warstwą ziemi dłużej przetrzyma, niż ogromna wszechświatowa sieć WWW. 

Która nie dość, że w sumie jak ten domek z kart, to ... do i nas z pieniędzy i prywatności jak przysłowiowy (bo nie rasizm tu chodzi) hindus chudą a świętą krowę. No i gdzie w tym wszystkim te ”obowiązujące”  obostrzenia RODO?! 
ABAH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz