czwartek, 27 lutego 2020

Jak pomagać a czego w pomaganiu nie czynić

"Komfort uzależnienia?"

.
Ponieważ blog ten powstał z myślą o edukacji w środowisku, niesieniu pomocy głodnym wiedzy i praktycznych rozwiązań - staramy się (od czasu do czasu, by nie przedobrzyć z nadmiarem) zainteresować Państwa spojrzeniami na różne problemy. 

Wśród nas zajmujących się problematyką rozgorzała dyskusja nad tym w jaki sposób skutecznie w naszym środowisku pomagać osobie uzależnionej. Dyskutowały osoby, które się na co dzień, zawodowo zajmują tym obszarem, osoby, które mają w tym zakresie doświadczenie zawodowe i nie tylko. W każdym bądź razie doszliśmy do wspólnego wniosku, że najlepszym i najbardziej skutecznym sposobem pomagania jest ... 

Edukacja społeczna

Wszelkie koncepcje mające podłoże oparte na dobrych chęciach, na przekonaniach wynikających z postaw a nie rzetelnej wiedzy nie prowadzą do niczego dobrego. 



Mówiąc krótko nie pomaga tym, którym miałoby pomagać. Na pewno nie może być mowy o stwarzaniu tzw. komfortu picia osobie uzależnionej. I to na jakimkolwiek etapie. Czy wtedy gdy biega z konikówką w dłoni i czyni np. "alkoholowe głupoty", czy mieszka pod przysłowiowym mostem a w opinii środowiska jest "degeneratem, żulem", etc.

Od tej koniakówki w ręku po bycie "żulem" to nie taki długi dystans. Oczywiście zależny indywidualnie od biologii, psychiki i zasobów posiadanych.Te prędzej czy później stopnieją, więc (o paradoksie!) czym prędzej tym lepiej - bo człowiek idący tą drogą ma większą szansę na przeżycie.

Niestety sprawa jest skomplikowana - bowiem trudno odmówić wsparcia instytucjom, grupom, stowarzyszeniom czy społecznościom związanym z jakąś denominacją wyznaniową, więc mającym na swych sztandarach wyryte (często niestety na pokaz) niesienie bezwarunkowej pomocy. 

Cóż, nie zawsze to co czynią oficjalnie i nieoficjalnie jest użyteczne i pomocne faktycznie w środowisku osobom, które potrzebują tak naprawdę, prawdziwej (profesjonalnej, skutecznej) pomocy. Na pewno nie takiej, gdzie u podłoża są wydumane chęci. 

Potrzeba profesjonalizmu w każdym calu

Kiedy przy pracy chirurga powyższe jest niezbędne i konieczne, co jest to dla wszystkich zdaje się zrozumiałe, to w wypadku osób pomagającym uzależnionym - jakby nie koniecznie. Stąd wszelkie zadziwienia, stąd wszelkie największe głupoty usankcjonowane. 

No a byście dali się zoperować "pseudochirurgowi", któremu się wydaje, że wie jak operować?! Takiemu co to naczytał się literatury niosącej w swej treści  raczej przekonania niźli pragmatyczne doświadczenie i fachową treść. 
Z pewnością nie!

A jeśli prócz przekonań nagle w celach i działaniach tych chcących pomagać przestaje się liczyć beneficjent? Zaczyna (liczyć się) prestiż środowiskowy, albo co nie daj Boże ... jedynie kasa?! Nie, nie - żebyśmy byli dobrze zrozumiali. Za pracę powinno się otrzymywać wynagrodzenie adekwatne do pożytku jaką przynosi. W wypadku terapeuty to i jak chirurga - powinno być wymierne. No i możliwość weryfikacji a i kwalifikacji, kompetencji, etc.

Ale za swoisty szamanizm? Za chęć zarobku na naiwności, ba wielokroć  opartym na głupocie ludzkiej i robieniem "w trąbę" organy samorządu ... no to oceńcie Państwo sami.  

Nie dalibyście chyba się leczyć u stomatologa bez kwalifikacji, który ma dobre chęci lub jedynie praktykę opiera na możliwości zarobku z jakichś samorządowych grantów. Nie posiadając profesjonalnych umiejętności a zaplecze pozyskane na piękne oczy i takąż gadkę np. od tego - kto na te piękne oczy da się nabrać ... i gadkę.

No a tak często bywa, że za pomaganie uzależnionym biorą się ludzie, którzy albo w swej naiwności chcą mierzyć się z problemem, który często ich przerasta.  Choć to z całą pewnością niektórzy z nich to prawi ludzie - to w swym altruizmie jednak błądzący i czyniący wielką szkodę innym. Zwłaszcza tym, którym z założenia chcą pomagać. To na zasadzie; "czym jest wybrukowane piekło" ..?

No i jest też tak grupa ludzi, która w innej rzeczywistości prawnej, dawno siedziałaby w więzieniu. Są to cyniczni łajdacy, którzy na nieszczęściu ludzkim chcą się dorobić. I  nie ważne ile pieniędzy, czy kasiora ma być z lewych faktur, naciąganych list obecności, czy innych przekrętów. 

Ale miejmy w tyle głowy, że i tacy są w środowiskach. Czasem na wyciągnięcie ręki! Ba i czynią dobre wrażenie, kreują się na społeczników, pomagaczy, profesjonalnych "mądrotliwców"- a wielu z nas, daje się na takie wręcz  łajdackie w istocie  i cyniczne postawy nabierać. Na szczęście do czasu.    

Stąd to dzisiejsze dictum

Kwintesencją, takim swoistym przypomnieniem czy koń dla trawy czy trawa dla konia - niech będzie poniższy artykuł który dotarł do nas za pośrednictwem jednego z naszych zaprzyjaźnionych psychologów - terapeuty z jednego z prestiżowych ośrodków terapii uzależnień w kraju. To co przesłał cytujemy w całości poniżej - odsyłając do źródła (by dowiedzieć się więcej)

BANWI

Przez głaskanie i pomaganie, wzmacnia się komfort picia uzależnionego


z Tomaszem Wachowiakiem rozmawia Bartosz Burzyński


Tomasz Wachowiak zarządza w czterech ośrodkach. Jest magistrem resocjalizacji, certyfikowanym psychoterapeutą psychoterapii uzależnień od alkoholu i narkotyków. Porozmawiał z nami o chorobie alkoholowej i walce z tym wyniszczającym nałogiem. Czym jest alkoholizm? Jakie są objawy choroby alkoholowej? Czy alkoholizm jest chorobą genetyczną? Dlaczego terapia grupowa w zakładzie zamkniętym przynosi fantastyczne rezultaty? Czemu Dawid Janczyk musi upaść, by mógł się wyleczyć? Dlaczego byłemu zawodnikowi CSKA Moskwa nie należy obecnie pomagać? Czy alkoholikiem jest się całe życie? Dlaczego wszywki są trucizną, a nie lekarstwem? Zapraszamy.

Czym jest alkoholizm?

Może pana zaskoczę, ale słowo alkoholizm już nie istnieje. Co prawda używa się go nadal w potocznym języku, ale generalnie można uznać, iż powoli staje się archaizmem. WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) proponuje zastąpienie go określeniem „uzależnienie od substancji typu alkoholowego”. Słowo alkoholizm ma bardzo negatywne zabarwienie. Mianowicie często i niewłaściwie kojarzy się z pijakiem, żulem, nierobem. Generalizując alkoholizm i alkoholik zastąpiono słowami – choroba alkoholowa i osoba uzależniona od alkoholu.

Czym jest choroba alkoholowa? Już w samej nazwie zawiera się odpowiedź, bo mowa tutaj o chorobie, która składa się z zespołu objawów. Chorobę alkoholową określa również wiele przymiotników, przebiegła, chroniczna, cwana, nieprzewidywalna, trudna i śmiertelna, ale także demokratyczna – gdyż dotyka i dotyczy wszystkich bez względu na płeć, wiek, wykształcenie, status społeczny i materialny, światopogląd i wiele innych różniących ludzi aspektów.

Alkoholizm jest chorobą XXI wieku?

Uzależnienia od różnych używek na pewno są bolączką dzisiejszych czasów. Natomiast sam alkoholizm jest znany od wieków. Generalnie ludzie nie potrafią radzić sobie z otaczającym światem i sięgają po różnego rodzaju wspomagacze, które tak naprawdę prowadzą do zguby.

Jakie są pierwsze objawy, których nie powinno się lekceważyć, jeśli chodzi o alkoholizm?

Wyszczególniono  sześć głównych objawów osiowych, których używamy, by stwierdzić albo wykluczyć uzależnienie u pacjenta. Będę używał nazw potocznych, by wszyscy dobrze zrozumieli. Jednym z takich objawów jest tzw. „upośledzenie kontroli”, które niektórzy nazywają „utratą kontroli”. Druga nazwa jest nie do końca właściwa, bo utrata kontroli polega na tym, że ktoś, kto zaczyna pić alkohol, nie potrafi się powstrzymać, by skończyć. Upośledzenie jest bardziej nieprzewidywalne, bo kontrolę raz pijący ma, a innym razem nie ma. Po prostu nie ma się kontroli nad tym, kiedy kontrola powinna wystąpić. Często jest tak, że osoba już uzależniona sięga po kieliszek albo dwa i mówi dość. Fałszywie uznaje wtedy, że jest wszystko w porządku. Innym razem jednak wypije dwa kieliszki i już nie będzie potrafiła przestać. Generalnie upośledzenie kontroli ma wiele twarzy. Na przykład uzależniony zakłada, że pójdzie na imprezę i wypije dwa piwa, a tak naprawdę wyjdzie z baru na czworaka po 12 piwach.

W takim razie chyba jestem uzależniony.

Ale to dopiero jest jeden z sześciu objawów. W diagnozowaniu aby uznać występowanie uzależnienia, w ciągu ostatniego roku muszą wystąpić minimum trzy objawy, by określić uzależnienie od alkoholu. Jeśli wystąpią mniej niż trzy, mówimy o piciu szkodliwym lub ryzykownym.

Sama kontrola czy też jej upośledzenie jest jednak trudne do uchwycenia, bo kiedy możemy mówić o upośledzeniu? Dopiero wtedy, gdy zaczynamy rozważać kontrolę. Jeżeli, idąc do baru, zakładam, że wypiję minimalną ilość alkoholu i wtedy kończę, to już coś jest nie tak. Osoba zdrowa nie ma założeń. Idzie do baru i bywa, że nawet się upije. Oczywiście nie mówię tutaj o założeniach typu, że dziś wypiję dwa piwa, bo rano jadę do pracy. Takie plany są zdrowe, naturalne. Chodzi tylko o takie sytuacje, gdy nie musimy nic robić kolejnego dnia i nie mamy zobowiązań. Osoba uzależniona zawsze jednak robi założenia, bo wie, że przykładowo po trzecim piwie nie będzie potrafiła zahamować. U chorych osób otwiera się tzw. „ssanie” i wtedy już nie ma opcji stop.

Z przerażaniem czekam na pozostałe objawy.

Kolejnym z objawów jest „kac”. Ktoś może jednak miewać kaca i nie znaczy, że jest uzależniony. Kac jest „zespołem abstynencyjnym”, czyli reakcją organizmu na odtruwanie. Tak naprawdę sam alkohol nie jest groźny dla człowieka. Gdybyśmy potrafili alkohol przyjąć i wydalić od razu, byłoby super. Alkohol w organizmie przetwarza się jednak na aldehyd a dopiero aldehyd  w kwas kwas octowy. Właśnie z nią organizm sobie nie radzi. Uzależnione osoby mają z tym większy problem niż zdrowe, dlatego często doskwiera im ból głowy, niepokój i drgawki i wiele innych objawów odstawiennych.

Jaki jest kolejny symptom?

Tolerancja, a właściwie jej zmiana. Na początku w uzależnieniu rośnie tolerancja, czyli możemy wypić więcej niż inni. Efekt mocnej głowy. Wszyscy się upili, a ja mogę dalej. Wzrost tolerancji jest objawem, ale warto też wiedzieć, że po niej następuje spadek. Dwa piwa i koniec świata, a reszta pije dalej. Spadek tolerancji świadczy również o wyniszczeniu organizmu.




Kolejny?

Kolejnym objawem fizjologicznym jest tzw. głód alkoholowy. Słowo głód jest jednak mało precyzyjne, ale nikt jeszcze nie wymyślił lepszego określenia. Głód alkoholowy ma zupełnie inne oblicza niż taki zwykły. Objawia się on m.in. w poirytowaniu, nadmiernej złości, niemożności znalezienia miejsca, zobojętnieniu, apatii, trudnościach w koncentracji, dziwacznych snach, kłopotach z pamięcią. Właściwie wszystkie odstępstwa od normy można temu przypisać. Organizm chorego człowieka kombinuje, co zrobić, żeby się napić. Osoba zdrowa czasami korzysta z okazji i pije, ale innym razem już nie pójdzie pić, bo nie ma ochoty. Chory człowiek jest tak jakby prowokowany do picia przez organizm. Jak zaspokoi głód alkoholowy, objawy przechodzą, by po pewnym czasie powrócić.

Cztery wymienione sygnały miały bezpośredni związek z organizmem, z fizjologią. Dwa ostatnie będą bardziej miękkie i łatwiejsze do zdiagnozowania. Osoby uzależnione charakteryzuje tzw. „tunelowe widzenie”, czyli zawężanie zainteresowań. Odkładnie wszystkiego, co ważne, i stawianie na pierwszym miejscu flaszki. Na początku wódka jest „tylko” ważna, a później już jedyna. Powoli odchodzą na dalszy plan rodzina, przyjaciele, pasje, zainteresowania, hobby. Docelowo chora osoba skupia się tylko na alkoholu.

Ostatni objaw jest oczywisty, bo chodzi w nim o aspekt zdrowotny i prawny. Jeżeli w organizmie wystąpiły jakikolwiek defekty, szkody, które mają związek ze spożywaniem alkoholu, to ten aspekt jest spełniony. Zaliczają się do tego również kontuzje, których doznaliśmy przez picie. Aspekt prawny wiąże się np. z utratą prawa jazdy, kradzieżami, rozbojami i wszelkimi sytuacjami, gdy dochodzi do łamania prawa bez względu czy zostaliśmy przyłapani na nieprawnym zachowaniu czy nie. Ważny jest fakt, że pod wpływem alkoholu ono wystąpiło. Zatem nawet jak ktoś nigdy nie utracił prawa jazdy, ale zdarza mu się jeździć na tzw. podwójnym gazie, spełnia ten warunek.

Jeśli u kogoś występują wszystkie objawy, a u innej osoby trzy, to rozumiem, że ich uzależnienie jest inaczej określane?

Jasne. Są różne typy uzależnienia. Na początku mówiłem, że ta choroba ma wiele przymiotników, ale o jednej kwestii nie wspomniałem. Alkoholizm jest bardzo indywidualną chorobą. Ludzie inaczej cierpią, przechodzą głód i wychodzą z tego. Niektórzy bardzo szybko znajdują drogę do trzeźwości, a inni potrzebują wielu lat, by przestać pić.

To jest choroba genetyczna?

Ciekawy wątek, bo wielokrotnie było to badane. Stanowisko obecnie jest takie, że alkoholizm nie jest chorobą genetyczną. Obserwuje się jednak dziedziczność, czyli łatwość wpadania w uzależnienie. Jeśli kogoś ojciec był alkoholikiem, to ma dużo większe szanse też nim zostać. Odchodzimy jednak od teorii, że twój dziadek i ojciec byli alkoholikami, więc ty na pewno też nim będziesz.

Dzieci alkoholików potrzebują terapii?

Niekoniecznie. Kwestia DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) jest bardzo indywidualna. Są osoby, u których zauważa się różne dysfunkcje. Różnego rodzaju niedostosowanie społeczne przez wychowanie się w domu, w którym rodzice nie wylewali za kołnierz. Nie jest to jednak jednoznaczne, bo wiele dzieci z takich rodzin funkcjonuje bardzo poprawnie.

Tak samo jak żony osób uzależnionych nie zawsze są współuzależnione. Niektóre partnerki albo partnerzy alkoholików radzą sobie doskonale w życiu. Identycznie jest z dziećmi alkoholików. Niektóre oczywiście są dysfunkcyjne i trzeba im pomóc.

Są grupy zawodowe, które są bardziej podatne na uzależnienie?

Słyszy się niekiedy, że kierowcy albo robotnicy dużo piją, ale to są stereotypy. Nie ma żadnych badań, które określają tego typu kwestie.

Gdybym zrobił sobie wyzwanie, w którym przez rok piłbym w każdy czwartek i piątek pół litra wódki, to po 12 miesiącach byłbym już uzależniony?

Zależy od organizmu. Jest coś takiego jak normy picia niepowodujące ryzyka uzależnienia.

Czyli jak ktoś codziennie pije piwo przez całe dorosłe życie, to uzależniony nie jest?

Zdecydowanie jest uzależniony. I to jest dużo gorsze dla organizmu niż jak raz na trzy tygodnie upije się w trupa. W takim przypadku organizm jest wiecznie truty. Człowiek jest niby podchmielony, a później już nawet tego nie czuje. Pije nie po to, by poczuć się lepiej, ale po to, żeby nie czuć się źle.

Profesor Osiatyński – osoba uzależniona i nie pijąca przez 30 ostatnich lat swojego życia – wymyślił pewien test dla alkoholika. Jeżeli przez miesiąc o określonej godzinie będzie ktoś w stanie wypić kieliszek wódki, to uzależniony nie jest. Osoba uzależniona wytrzyma może pierwsze dni, ale któregoś kolejnego już pójdzie na całość. Po prostu ta ilość tak rozdrażni, że nie będzie w stanie zatrzymać się na kieliszku.

Ryzykowny test.

To nie są testy, których się używa. Profesor chciał tym pomysłem sprowokować środowisko do debaty.

Jak wygląda terapia dla osób uzależnionych od alkoholu?

Jest cały program terapeutyczny. Wygląda on różnie w zależności od potrzeb pacjenta. Są także różne formy, bo są opcje stacjonarne, czyli takie, że pacjenci razem mieszkają. Bardzo intensywna i dobra terapia. Ja zajmuję się głównie terapią ambulatoryjną, czyli na miejscu w gabinecie. To są sesje terapii indywidualnej. Polegają na tym, że jest tylko terapeuta i pacjent. Czasami robimy terapie rodzinne, jeśli jest taka potrzeba.

Terapia stacjonarna jest ostatnią deską ratunku?

W warunkach ambulatoryjnych wychodzi się po sesji do domu i można ulec wszystkim pokusom. W ośrodku zamkniętym człowiek jest skupiony tylko na swoim problemie. Nie ma telefonu komórkowego, kontaktu ze światem zewnętrznym. To jest przede wszystkim dla osób, które nie radzą sobie ze swoją abstynencją w warunkach ambulatoryjnych.

Dawid Janczyk twierdzi, że takie ośrodki są do dupy, bo tam wszyscy rozmawiają o wódce. Uważa, że nie wyjdzie z tego, jeśli będzie gadał o piciu z innym alkoholikami.

Absolutnie się z nim nie zgadzam. Trzeba rozmawiać o problemie, by go rozwiązać. Przecież tak jest nie tylko z piciem wódki, a ze wszystkim w życiu. Jasne, takie rozmowy niektórych mogą nakręcać, ale trzeba sobie z tym radzić… Prawdopodobnie Dawid jest słaby i wrażliwy. Widać, że jeszcze mało do niego nie dotarło.

Może terapia w ośrodku zamkniętym nie jest dla niego?

Pytanie, w jakich był ośrodkach, bo nie wszystkie są dobre. Prywatne kliniki nie są najlepsze, bo tam pacjenci mają jak w sanatorium. Super warunki, a terapia często jest kiepska. Nie dotyczy to wszystkich ośrodków, ale o wielu takich od pacjentów słyszałem.

Ludzie w takich ośrodkach nie działają na siebie źle?

Wręcz przeciwnie. Oni motywują się w walce. Mówimy oczywiście o ludziach, którzy chcą się wyleczyć. Czasami jest osoba, która nie chce, ale tacy pacjenci są w zdecydowanej mniejszości. Terapia grupowa w ośrodku zamkniętym jest rewelacyjna, ponieważ na indywidualnej terapeuta nie zawsze jest w stanie wszystko zauważyć. Grupa działa natomiast tak jak w tym chińskim przysłowiu: Jeśli jedna osoba mówi ci, że masz ogon, to można olać takiego gościa. Jeśli mówią dwie osoby, odwróć się i sprawdź. A jeśli mówią trzy osoby, nie odwracaj się nawet, bo na pewno go masz.

Osoba, która źle działa na grupę, jest wyrzucana z terapii?

Wszystko zależy od terapeuty… Tak jak mówimy o Janczyku, przypomniała mi się teraz historia innego sportowca, Jerzego Górskiego. Człowiek uzależniony od heroiny, który wygrał później Ironmana. Był na terapii grupowej, która go wyleczyła. W filmie czy książce doskonale widać, jak wygląda terapia grupowa.

Janczyk mówił w wywiadzie, że nie chcieli go raz przyjąć na terapię, bo nie minął odpowiedni czas od ostatniego leczenia. Ile w tym może być prawdy?

Obecnie prowadzę cztery placówki i nie mamy takich wytycznych. Jeśli ktoś chce się leczyć i mam miejsce w ośrodku, zawsze przyjmę taką osobę. Wydaje mi się, że Dawid nie mówi prawdy, ale nie mam pewności. Generalnie jego problem jest taki, że jeszcze nie wytrzeźwiał. Jego słowa są mechanizmem obronnym. Słychać w jego głosie, że nadal chce pić. Nie można z nim rozmawiać o trzeźwości, bo on podświadomie będzie bronił picia, a co za tym idzie – szukał dowodów na to, że ma rację.

Dużym sukcesem jest, gdy człowiek przyzna się przed sobą i światem, że jest chory?

Jednym z większych. Bardzo ważna rzecz, by przyznał się przede wszystkim przed sobą.

Dawid przyznał się przed sobą i światem, bo napisał książkę, a mimo to twierdzi, że terapeuci są do kitu, bo gadają o wódce.

Być może jest na głodzie. Jeśli terapeuta jest do niczego, to mowa tutaj o powątpiewaniu w terapię, czyli klasyczny objaw głodu. Jemu chce się pić. Widocznie jeszcze doznał za mało szkód. Nie osiągnął właściwego dna. Na siłę się mu nie pomoże. To nie jest jeszcze jego czas, by wytrzeźwieć. Obecnie ten człowiek nie jest gotowy na trzeźwienie. Nie wierzy, że wyjście z tego jest realne.

Wyciąganie do niego ręki w tym momencie jest dla niego szkodliwe? Mam na myśli szukanie mu zajęcia, hobby, pracy.

Najpierw trzeba mu pomóc upaść, a dopiero później zająć się innymi sprawami, o których pan wspomniał. Osobę chorą czasami trzeba odciąć od wszystkiego i pozwolić jej na poniesienie wszystkich konsekwencji. Przez głaskanie i pomaganie, wzmacnia się komfort picia uzależnionego. Wszelkie propozycje pracy czy hobby będą mu szkodzić, jeśli nadal pije.

Jego matka przyjeżdża do niego i go ogarnia. Także wyrządza mu niedźwiedzią przysługę?

Oczywiście. Tak się nie postępuje. Pomóc takiej osobie możemy tylko w jeden sposób. Musimy ułatwić upadek, czyli odciąć od wszystkiego i siebie.

Bardzo ryzykowne i bolesne.

Takie coś nazywa się twardą miłością i faktycznie jest bolesne. Kłóci się taka pomoc z uczuciami. Trzeba jednak pamiętać, że działamy dla jego dobra. Gdy alkoholik wraca i kładzie się na wycieraczce przed drzwiami, nie powinno się go ruszać. Niech tam śpi i niech zobaczą go sąsiedzi. Powinien ponosić konsekwencje swoich działań, a wtedy może wytrzeźwieje.  

Czy książka może mu zaszkodzić?

Jeśli pieniądze nie trafią do niego, to raczej nie. Ma już gotowy bilans zysków i strat. Teraz czas na prawdziwą refleksję i walkę.

Jakie zdanie ma pan na temat wszywek?

Bardzo negatywne. Totalnie nie leczą. Nie są lekarstwem, ale trucizną. Terapia oparta na strachu nie jest leczeniem. Strach mija, a problem wraca. Przede wszystkim wszywki zapewniają abstynencję, a ona nie leczy. Niektórzy pacjenci pięć lat byli w więzieniu i tam nie pili. Wyszli z pudła i zaczynali pić jeszcze więcej, co oznacza, że tak długi okres abstynencji nic im nie dał. Generalnie jest tak, że wyleczony człowiek może pić, ale nie chce. Przy wszywce nie pije, bo nie może. Pacjent powiedział mi kiedyś ważne zdanie: – Nie pić jest łatwo, ale nauczyć się żyć bez picia, to jest dopiero sztuka.

Znam alkoholika, który nie pije parę lat, ale często na imprezach chce polewać. Takie coś jest normalne?

Zdecydowanie nie jest normalne. On karmi swoje drugie ja. Pije na sucho. Bardzo niebezpieczne. Moim zdaniem ryzykuje i może wrócić do nałogu, a teraz się do tego szykuje. Absolutnie powinien stronić od takich rzeczy.

Alkoholikiem jest się całe życie, czy można wrócić do zdrowego picia?

Środowisko jest tutaj podzielone. Na Zachodzie badania w tej sprawie trwają już 40 lat. Wyniki często są obiecujące. Moim zdaniem jest możliwe, że człowiek wróci do normalnego picia. Taki trend jest zresztą coraz bardziej modny. Odchodzi się od podejścia ortodoksyjnego, które polega na tym, że alkoholikiem jest się całe życie. Straconą kontrolę można odzyskać. Osoby uzależniają się różnie i wiele od tego zależy. Jest grupa osób, która może powrócić do picia kontrolowanego – choć przyznam szczerze, że dotyczy to zdecydowanej mniejszości osób uzależnionych.

Oczywiście są specjaliści, którzy powiedzą, że wygaduję herezje. Twierdzą, że raz straconej kontroli nie można już odzyskać nigdy. Przy wielu przypadkach jest to prawda, ale istnieją również pacjenci, którzy mogą wrócić do kontrolowanego picia. Sam pomogłem kilku osobom wrócić do tego stanu. To byli ludzie, którzy męczyli się w abstynencji. Byli wręcz nieszczęśliwi. Oczywiście miałem też przypadki, gdy się nie udawało. Te osoby same do mnie wracały i mówiły, że takie coś nie jest dla nich. I tak niestety jest w większości przypadków, ale nie można generalizować, bo są osoby, które mogą nie pić 20 lat, a później wrócić do normalnego picia.

Alkohol rzuca się od razu czy stopniowo?

Indywidualne podejście. Większość osób, które znam, rzuciło od razu. I to było często po traumie albo trudnej sytuacji. Stopniowe rzucanie alkoholu jest często oszukiwaniem siebie. Niby rzucam, a jednak dalej piję.

A co się dzieje, gdy alkoholik przez przypadek zje cukierka z alkoholem?

Wrażliwość na alkohol jest bardzo różna. Znam osobę, która powróciła do picia, po tym jak posmarowała ranę spirytusem salicylowym. Po prostu poczuła odór i odezwał się głód alkoholowy. Znam też człowieka, który wrócił do picia, po tym jak otwierał puszkę z napojem gazowanym. Przypomniało mu się jak otwiera się piwo. Znam też jednak osoby, które zupełnie nie reagują na takie coś.

Czasami można się napić przez przypadek. Bardzo łatwo można pomylić się na weselu i wypić drinka. W takich sytuacjach nie mówi się jednak o złamaniu abstynencji. Co prawda przyjął alkohol, ale tego nie chciał. Choć może być tak, że po takiej pomyłce trzeźwy już z tego wesela nie wyjdzie.

Alkoholizm często łączy się z innymi nałogami?

Często uzależnieni od alkoholu palą papierosy. Młodsze osoby biorą też inne używki. Nie operujemy tutaj jednak na żadnych liczbach. Czasami ludzie wychodzą z jednego uzależnienia i po czasie wpadają w drugie. Przykładowo osoba uzależniona od alkoholu przestaje pić i zostaje hazardzistą.

Jaki był pana najtrudniejszy przypadek?

Miałem osoby, które przez pięć lat nie potrafiły utrzymać abstynencji. Było ciężko z sesji na sesję. Trudne są przykładowo przypadki wtedy, gdy rodzic przyprowadza dziecko, które tak naprawdę nie chce się leczyć, nie chce dać sobie pomóc. Tak samo jest z osobami, które przychodzą z nakazem sądowym. Świat zewnętrzny chce, żeby oni byli zdrowi, ale oni nie chcą.

Nie męczy pana ten zawód?

Tylko fizycznie, jak mam zbyt dużo sesji pod rząd. Psychicznie w żadnym wypadku. Ten zawód mnie kręci. Generalnie mówi się, że psychoterapeuci są śmietnikiem, do którego wszystko się wrzuca. Trzeba nauczyć się z tym żyć i nie dać się zwariować. Każdy terapeuta ma na to swoje sposoby.

Często pacjenci wracają do pana?

Zdarzają się takie przypadki. Czasami nie wracają ze wstydu. Alkoholizm jest chorobą nawrotów. Procentowo nie mogę jednak powiedzieć, jak to wygląda. Zależy też od skali, w której mierzymy. Daleki jestem jednak od podawania liczb.

Dobrym trendem jest, że wyleczeni zamieniają się w terapeutów?

Dobra sprawa, ale czasami niektórzy za szybko chcą pomagać. Złapią pierwszego bakcyla trzeźwości i chcą świat zbawiać, a tak naprawdę sami nadal mają problem. Czytałem kiedyś książkę „Zerostan” Krzysztofa Jaryczewskiego z Oddziału Zamkniętego, który jak pisał był uzależniony od wszystkiego. Szybko chwycił bakcyla zbawcy świata i chciał wszystkim pomagać, a później sam popłynął znowu. Po prostu za szybko wszedł na kolejny schodek w swojej drodze do trzeźwości.

Jest możliwość, że alkoholicy poradzą sobie sami z problemem?

Ludzie sami z tego także wychodzą. Czasami jednak nie robią tego dobrze i cierpią. Potrafią nie pić przez wiele lat, ale są nieznośni dla społeczeństwa, żony, dzieci. Nie pije jednak i pewnie nigdy nie będzie, bo taki ma priorytet. Szkoda tylko, że przez to niszczy wszystko wkoło.

Problem alkoholizmu w Polsce narasta czy maleje odnośnie do XX wieku?

Na pewno zmienił się styl picia. Kiedyś piło się mocne trunki w zaciszu domowym. Teraz jest sporo alkoholi niskoprocentowych. Alkohol jest bardziej powszechny. Pije również coraz więcej dziewczyn.

Powinien być zakaz kupowania alkoholu po 22:00?

Jestem przeciwnikiem wszelkich zakazów.
z Tomaszem Wachowiakiem rozmawiał Bartosz Burzyński


Tomasz Wachowiak – Psychoterapeuta
Leśna 1, Sępólno Krajeńskie
https://osrodek-uzaleznien.pl/
 info@osrodek-uzaleznien.pl
więcej 
https://osrodkiterapii.pl/terapeuci/tomasz-wachowiak-psychoterapeuta/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz