poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Mądra wystawa - Wrastanie. Ziemie Zachodnie i Północne. Początek

Nieustające pokłosie emocji

.
Wielu z nas ma wśród swoich przodków Kresowian, osób - które zostały przesiedlone z różnych przyczyn. Osób, które przyjechały na tzw. Ziemie Zachodnie układać swoje życie po nowemu, po swojemu. Jeszcze inni chcieli uciec od przeszłości, jeszcze inni z innych - jakże różnych, czasem krańcowo rożnych, powodów. 


Takich, które udało się nam, ich bliższym lub dalszym potomkom, niekiedy odkryć, a co dopiero zrozumieć?! Splątane ludzkie losy ich przeszłości, splątane w stosunkowo krótkim a intensywnym czasie historii, rzutującym na naszą teraźniejszość. Czy się to komu podoba czy też nie, czy zaprzecza, udaje, że tak się nie zadziało w historii Jego rodziny, czy zamiata pod dywan nie chcąc pamiętać szczegółów. 

By budować przyszłość na nowo

Szczegółów dla Niego nieistotnych ale dla nas, potomków, stanowiących o korzeniach, o tożsamości. 
I nie po to, by jątrzyć, by bolało - ale po to by znać, wiedzieć i budować relacje na nowo. By budować przyszłość na nowo. Wspólną przyszłość, na zdrowych i mądrych zasadach. 

Jestem jednym z wielu, z pokolenia tych, których rodzice niejednokrotnie stawali po rożnych stronach. Wrogich stronach na ówczesny czas. 


Wielu śmiertelnie walczyło ze sobą, wielu śmiertelnie się bało. Jedni tracili dorobek całego swojego życia w konsekwencji przegranej, inni bo musieli go stracić w imię politycznych gier, "gierek" odbywających się ponad nimi, nie mając kompletnie na to wpływu a dosięgały ich konsekwencje. Czasem bardzo nieludzkie i w czasie wojny, i po jej"zakończeniu".

Jestem z pokolenia ich dzieci. W klasie pewnej szkoły podstawowej na tych zwanych Ziemiami Zachodnimi, teraz w obecnym woj. Zachodniopomorskim - siedziałem w ławce z Jarkiem, którego rodziców przesiedlono w ramach akcji "Wisła". 


On Grekokatolik, u którego w domu mówiono po Ukraińsku, Ja urodzony w rodzinie, którą założyła (własnie tam) para zakochanych w sobie ludzi. On zabużanin z krańców dawnej Polski, z powiatu Dzisna. Ona borowiaczka z Borów Tucholskich. Siedziałem w ławce szkolnej przez wiele lat z moim najserdeczniejszym przyjacielem Jarkiem. 

On przychodził do nas na łakocie gdy zbliżały się, trwały święta katolickie - ja biegłem do Jego babci Paraskiewi,  bo piekła najcudowniejszy ciasta gdy było ze świtami odwrotnie. Nie czuliśmy do siebie wrogości, a broniliśmy i strzegliśmy siebie, gdy któremu z nas zagrażało niebezpieczeństwo. Mieliśmy wspólnego przyjaciela którego mama była autochtonką. Jego rodzice byli protestantami. 

Jako "równolaty" w trojkę rozrabialiśmy i czasami robiliśmy dobre rzeczy jednako. Odkrywaliśmy świat który nas otaczał bunkry, ruiny, lasy, pustostany. Usiłowaliśmy do szkolnej izby pamięci (na szczęście bez skutku i konsekwencji zdrowotnych) przytaszczyć minę talerzową, etc.  Choć w dzisiejszych kategoriach przemocowych - było ostro w dupę od naszych rodziców, ale z miłością skutecznie na przyszłość. Poznawaliśmy w trójkę nowy świat, Nasz Wspólny Świat!

To właśnie mniej więcej o początkach tego wspólnego świata, o początkach dla różnych powojennego "porządku" pokoleń - jest ta wystawa "Wrastanie. Ziemie Zachodnie i Północne. Początek"

Wernisaż


Której wernisaż odbył się w ubiegły piątek (9 sierpnia) w ogrodzie Muzeum Miasta Malborka 

"U celu wystawy jest ukazanie wybranych aspektów pierwszych kilku lat po wojnie na ziemiach, które zostały włączone w granice Polski. 
Wynikające z tego faktu konsekwencje, takie jak wymiana 
ludności, konieczność odbudowy wojennych zniszczeń i rozerwanych więzi społecznych. 

Przede wszystkim budowy nowej tożsamości, oraz specyficzne działania władzy komunistycznej względem tych terenów, stanowią o wspólnym, wyjątkowym doświadczeniu historycznym Ziem Zachodnich i Północnych i zamieszkujących je ludności." zostało napisane w programie. 

Cokolwiek by tam nie napisano - wystawa budzi emocjonalne nitki z przeszłością tych którzy ją zwiedzają. 


Usłyszeliśmy w trakcie zwiedzania emocjonalne wypowiedzi, czasem bardzo tragiczne w w swej wymowie, czasem humorystyczne, ale zawsze przywołujące łezkę różnego kalibru.

Ot chociażby taka, jedna z osób wspominała głośno swoją siostrę, która przyjechała na ziemie odzyskane za chlebem. Wstąpiła do milicji. 


Miała wikt i zajmowała się przepędzaniem zorganizowanych grup z centralnej Polski,  które rozkradały mienie pozostawione przez ociekających Niemców. Po pracy natomiast ... chodziła na ... szaber, by "zdobyć" podstawowe rzeczy do przeżycia i mieszkania. Ot i cała ironia tych czasów, czasem nostalgicznych, czasem fajnych i humorystycznych,  a czasem na wskroś tragicznych i bolących po dziś, dzień.

To mądra wystawa

którą trzeba obejrzeć i poddać się czarowi refleksji, dla wielu wspomnień. 


A przede wszystkim  niesamowitości która prowadzi do nieodzownie do konkluzji. Każdy zakątek ziemi gdzie mieszkamy - ma swoją historię. Uszanujmy to, bo czasem stajemy się jej częścią, choć jak bardzo przemijającą. Nie zmarnujmy więc tego. Możemy się boczyć i hodować niewybaczanie, no możemy ... tylko po co?!

Może zacząć od nowa razem, pamiętając historię, nie po to by hodować urazy, tylko po to by nie popełnić podobnych, lub takich samych błędów, lubo się od nich w porę ustrzec. 


Wystawa zajmuje powierzchnię 200 metrów kwadratowych i osiąga wysokość ponad pięciu metrów. Ekspozycja ma formę przestrzennej instalacji, a zwiedzający wchodzi niejako do labiryntu. 

Na wystawie zobaczymy ponad 300 archiwalnych zdjęć i filmów oraz nagrania relacji świadków historii. Wyposażenie wystawy w system oświetlenia pozwala na zwiedzanie jej także po zmierzchu.


Uczestnicy wernisażu mieli szansę wziąć udział w oprowadzaniu kuratorskim, które przeprowadziła autorka scenariusza wystawy, dr Katarzyna Bock-Matuszyk z Ośrodka "Pamięć i Przyszłość" z Wrocławia.


Ogród Muzeum Miasta Malborka można odwiedzać do godziny 21:00, a wystawa będzie dostępna dla zwiedzających do 30 września 2019 roku.


BANWI, ABAH 
i z informacji z przewodnika po wystawie








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz