środa, 13 grudnia 2017

Rocznica czego?

13 grudnia 1981 wielu z nas obudziła cisza, też ta radiowa, a szum emitowany przez echo mikrofalowego  promieniowania tła z kosmosu w telewizorze - przekonał o tym, że nie będzie tej niedzieli „Teleranka” z jakiegoś "ważnego" powodu. Większość z nas nie zdawała sobie sprawy choć przeczuwała, że na stąpi. Mówiło się wówczas o stanie wyjątkowym, a tu masz... 

Stan wojenny 

.
Tak z perspektywy małego miasteczka w dawnym koszalińskim. Trochę przypominało to groteskę, późniejszy klimat z filmu „Rozmowy kontrolowane”.
Najsłynniejsze zdjęcie stanu wojennego, tamtych czasów

Długo by o tym pisać, każde z nas, świadome dorosłością, tym co się dzieje w kraju - według własnego osądu przeżywało to na swój sposób. 

Jedni zakopywali w ogródku książki wydawnictwa „Nova” bojąc się, że je  „znajdą”. Tak straciłem bezpowrotnie swój „Folwark zwierzęcy” pożyczony jednemu ze znajomych, „dorosłych aktywistów” Solidarności i członków MKK NSZZ.
Drudzy, naprawdę rozsądnie,  upychali gdzie się dało - ważne dokumenty związkowe, listy i papiery – by naprawdę nie wpadły w niepowołane ręce. 

Próbowaliśmy, z perspektywy małego miasteczka, ogarnąć to co się dzieje. 
Dopiero łoskot i rumor jadących czołgów, wprawił nas w osłupienie i niepokój. 

Ta „wycieczka” jednostek z Kołobrzegu zrobiła, propagandowo, na nas wrażenie. Zrozumieliśmy, że dzieje się coś bardzo, ale to bardzo złego. Jak to młodziaki – wyleźliśmy na ulice. Machając, odżałowanym na wagę zlota, „wagonem” Ekstra Mocnych z filtrem - udało się nam na chwilę zatrzymać ostatni pojazd, odstający od kolejnej przejeżdżającej grupy. Przejeżdżającej co jakiś czas przez miasteczko. 
W luku wiedzieliśmy tak samo przestraszone oczy, równolatka, kierowcy.  Domyśliliśmy się, bo widać dokładnie nie sposób, że wzruszył tylko ramionami. Pokręcił głową, pokazał za siebie i w kierunku  wieży. Znajomy podał mu papierosy. Motor rurami zadymił, czołg ryknął i pojechał z łoskotem gąsienic dalej, kierując się na drogę do Słupska. 

Od tego dnia było już wszystko inne. Wcześniej z wypiekami na twarzach czytaliśmy teleksy informacyjne informujące m.in o Kongresie Kultury, o pomalowanych autobusach „San”, które gdzieś, ktoś zabrał na poligon. W większości bzdety wystukiwane na papierze dalekopisów, które docierały oficjalnie z poczty (UPT) do siedziby Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego NSZZ w maleńkiej zapyziałej gminie. Gdzieś na końcu świata polityki i zaściankowego życia tamtych lat.  Gdzie wszystko się mieszało - dobro ze złem, strach ze śmiechem, ogłupiali i pogubieni w swoich pomysłach na życie ludzie.

Oczy tego chłopaka w czołgu mówiły więcej niż nieustanny  komunikat – substytut Teleranka w telewizji. Mam je w pamięci i miałem wówczas wtedy gdy ze strachem w portkach i w sercu woziliśmy ulotki. Gdy patrzeliśmy nie raz, na zziębniętych, w uszankach na głowach,  żołnierzy sprawdzających  przepustki w autobusach PKS. 

My drżeliśmy ze strachu (bo przepustki były kombinowane na lewo), a oni z zimna. Gdy woziliśmy wałówę studentom. Gdy lataliśmy po ulicy nomen omen "Zwycięstwa" w Koszalinie - "drąc ryja" przed ratuszem - hasłami nikomu teraz niepotrzebnymi.  Gdy wialiśmy do katedry przed pałkami. Gdy się dowiadywaliśmy za wódkę, gdzie są ośrodki internowania w okolicach Drawska etc. 

Teraz tak patrzę w przeszłość i się zastanawiam, jak z tej perspektywy jest to teraz  śmieszne, małoważne i nieistotne. Wręcz czasem bardzo głupie. To co z narażeniem wszystkiego robiliśmy. Jak traktowaliśmy, jak myśleliśmy, jak ja myślałem. 
Przypominam sobie jak mój ojciec pomagał schować, ukryć  materiały, które „udało mi się uchronić”. Bał się tak jak i ja. A ja Jego strach widziałem i czułem. 

A  potem ... one najzwyczajniej zostały  spalone. Te papiery z taką pieczołowitością schowane, przechowywane – gdy zelżało i oddałem je prawowitym właścicielom. Członkom ostałych się struktur sprzed wybuchu stanu. 
Byłem dumny … do czasu gdy ci w libacyjnym ognisku je ze śmiechem, w jakimś wariackim transie - spalili. Napiłem się z podanej butelki. Po jaką cholerę przez tych i dla których narażając się, to czyniłem? Może wtedy bardziej dorosłem poznając ludzi, ich charaktery i to, że białe nie zawsze musi być białe a czarne - czarne.  

Dziś patrzę tępym wzrokiem na to co mnie otacza. Mając już swoje lata, przestaje wierzyć wszystkim jak leci. Doświadczenie mi mówi i podpowiada. A ja patrzę w już nie zaśnieżony telewizor i nie wierzę własnym oczom. Złość mnie pusta ogarnia, złość nie na ludzi, a na siebie - że tak naiwnie i durno oddałem swoją młodość, ideały i kawałek życia. 

Taka mnie naszła refleksja dzisiaj 13 grudnia, patrząc trzydzieści sześć lat wstecz.
ABAH.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz