środa, 30 stycznia 2019

Lokalna Gazeta Obywatelska poleca - znalezione, warte przeczytania

"Dlaczego nie potrafimy ze sobą rozmawiać?

 https://www.alabasterfox.pl/dlaczego-nie-potrafimy-ze-soba-rozmawiac/

Nie wiem czy to dziwny zbieg okoliczności, czy może naprawdę wyjątkowo zwracam na to uwagę ostatnimi czasy, czując, że kwestia dotyczy i mnie, jednak faktem pozostaje, że znacząco częściej wpadam na nagłówki z rodzaju tych, w który sami właśnie kliknęliście.
Photo: Flickr.com
Więc co jest nie tak, że tracimy zdolność do prawdziwego usłyszenia drugiej osoby, jak i prowadzenia rozmów, które zamiast zbliżać, jeszcze bardziej dzielą? Nawiązując do tematu – prawdopodobnie od razu powinnam się zreflektować i dopisać: gówno prawda, bo wcale nie chodzi o to, że ludzie nie potrafią – po prostu nie chcą. Otóż ja wciąż stoję po stronie, która twierdzi, że to nie kwestia chęci, a braku zrozumienia i o tym właśnie zamierzam Wam napisać.

.miłość to za mało

Czy możliwym jest, by kochać kogoś tak bardzo, że niewyobrażalny wręcz ból sprawia samo dopuszczenie myśli o rozstaniu, nie wspominając już o faktycznym odejściu, a jednocześnie być niezdolnym do zgodnego życia razem? Czy to możliwe, że przyzwyczajenie jest tak silne, ze zaćmiewa umysł i zdolność do podejmowania racjonalnych decyzji? Czy to instynkt samozachowawczy, strach przed samotnością? Nie wydaje mi się. Jestem bliska stwierdzeniu, że można się kochać, pragnąć, nie wyobrażać sobie życia bez siebie, a jednocześnie nie potrafić ze sobą być

.bo nie słuchamy

Dlaczego? Ponieważ ludzie rozmawiają ze sobą, ale nie słuchają swoich potrzeb. Kręcą się w błędnym kole, w którym jedna interakcja ma za zadanie pobudzić kolejną. Najgorsze jednak następuje w momencie, w którym żadna ze stron nie chce zapoczątkować cyklu, bo to by oznaczało zaciśnięcie zębów i zrobienie czegoś wbrew sobie i temu, co się czuje: akcja – reakcja, zrób coś, wtedy ja też coś zrobię. Niestety to błędne koło i nie prowadzi do niczego dobrego, a licytacje kto ma zrobić pierwszy krok tylko zaostrzą konflikt.

.złote rady, czyli strzały “w dyszkę”

Ludzie mówią: “szczera rozmowa potrafi zdziałać cuda”, “po prostu rozmawiajcie”, ale jest też i druga szkoła: “jeżeli tak się dzieje miedzy wami, to na pewno nie jest to prawdziwa miłość”, “wpadliście w rutynę”, “nie ten/ta to inny/a”, “znudziliście się sobą”, “w normalnych związkach to się nie zdarza” – serio? Tylko na takie rady stać ludzi w najbliższym otoczeniu? Między innymi właśnie dlatego coraz częściej zostajemy z problemem sami.

W takim razie do meritum – co zrobić? Rozważyć “za” i “przeciw”, pozwolić by racjonalne myślenie, przelane w tabelkę na skrawku papieru wielkości A5, zadecydowało o przyszłości związku? Co więc z uczuciami? A może terapia szokowa – sprawdźmy co się stanie, gdy odejdę?

Może, może, może, prawdopodobnie rozwiązań są dziesiątki i setki, ale czasem wystarczy tylko trzeźwo spojrzeć na zastaną sytuację, włączyć trybiki, przeanalizować co do jasnej cholery się dzieje, czego chcemy, wziąć pod uwagę rzeczywiste przewinienia drugiej strony, zastanowić się nad własnymi niedociągnięciami, zdać sobie sprawę z tego, co jest rzeczywistym problemem, który wychodzi za każdym razem, gdy powstaje bura o pierdołę typu “zapomniałeś/aś, że mieliśmy iść dzisiaj do kina”, “dlaczego nieustannie masz taki burdel na biurku i w promieniu metra w każdą stronę od niego?” elementy zapalne do większych awantur można znaleźć bardzo szybko i bardzo łatwo, z kolei radzenie sobie ze skutkami wyciągnięcia na powierzchnię prawdziwego problemu jest nieco trudniejsze, często wręcz nieosiągalne i tu wracamy do tematu tego wpisu: nie słuchamy, nie rozmawiamy prawdziwie, tłumimy i kisimy w sobie uczucia, a co gorsza, nie potrafimy utrzymać ich na wodzy w skrajnych sytuacjach. Skoro już mowa o skrajnościach – podobno z tego nigdy nic dobrego nie wychodzi i wiecie co? Jest w tym stanowczo zbyt dużo słuszności. Warto mieć to na uwadze, gdy kolejny raz postanowimy ślepo i uparcie obstawać przy swoim.

.grunt to rozmawiać (jednak)

i nie ma znaczenia, czy zaczynamy kurtuazyjnym “jak było w pracy”, czy “co u ciebie” albo “jak ci minął dzień”, nie ma znaczenia, że wciąż rozmawiamy o jedzeniu, o tym gdzie pojedziemy albo o tym, że ktoś nas znowu wkurzył. Nie ma znaczenia ciągłe paplanie o swoich pasjach bądź jednej z nich, że zaczynamy zawsze tak samo, kręcąc się wokół trzech rutynowych tematów. Znaczenie ma to, jak poprowadzimy dalszą rozmowę a także jak ją zakończymy, jaki będzie miała wydźwięk i jak wiele serca w nią włożymy. Czy poprzestaniemy na jakże “wycieńczającym”: “obiad masz w lodówce/na stole/w knajpie za rogiem”, czy zjemy razem i porozmawiamy o wszystkim, nawet, jeśli to tylko i aż codzienność.

.skróty myślowe

I to, że dla nas jest coś oczywistą oczywistością, że lecimy swoim schematem myślowym, nie oznacza, że druga strona nas rozumie, nie wymuszajmy więc na niej (czasem nieświadomie) stałej konieczności dopytywania o wszystko. Bywa, że warto nabrać dystansu i zastanowić się, czy aby na pewno zrozumiale komunikujemy, czy nasz sposób pomaga, czy też może utrudnia konwersację.

.aż w końcu ego
https://www.alabasterfox.pl/dlaczego-nie-potrafimy-ze-soba-rozmawiac/

Nie my i nie nasze jest zawsze najważniejsze. Po pierwsze – słuchać i usłyszeć. A po drugie – miłość to również zdolność do poświęceń. Nie mam tu wcale na myśli porzucania swoich marzeń, celów i pragnień, skala jest znacznie mniejsza i mniej skomplikowana, a zaczyna się już od tego, czy wbrew naszemu samopoczuciu i oporach, zdobędziemy się na miłe słowo o poranku, byle tylko najbliższa nam osoba miała powód do uśmiechu. Czasami tak niewiele potrzeba, by uniknąć III wojny światowej."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz