sobota, 3 lipca 2021

Algorytm

Czas edukacji środowiskowej powrócić

Z problemami pewnie i można brać się za bary i "się siłować" ale lepiej wspólnie pragmatycznie je rozwiązywać

Pewnie niektórzy z nas pamiętają taki wierszyk Jana Brzechwy, dla dzieci pt. „Ryby, żaby i raki” i problem wynikający z tegoż wierszyka, który uwypuklił autor. Chodzi ogólnie o ... „pomysły spod dużego palca”  na zmiany i ulepszenia. 

"No, ale cóż, kiedy ryby (...) tylko na niby,
Żaby na aby-aby a rak byle jak"

A tak wydaje się wraca, jak bumerang, ambicjonalna i "proceduralna" niemoc narodowo polska. Kiedy świat "wielkiej polityki" przyćmiewa i paraliżuje to, co jest najistotniejsze na własnym podwórku. Złości mnie i krew zalewa, że to całe entourage politycznych wierchów krępuje to, co powinniśmy zrobić u siebie na podwórku na już. 

Ale ... nie w sprawozdaniach, przysiadach i pompkach challenge i barykadowaniu się (jakże wygodnym acz bezsensownym - a nie posiadającym alternatywy) przed ludźmi, problemami i pomysłami sensownymi na przyszłość. 

Chciałbym napisać o pewnym algorytmie, do którego, w jakiś sensowny sposób, można byłoby wrócić. Dla dobra nas wszystkich, dla dobra obywateli Miasta aby pragmatycznie radzić sobie z tym, co nas powoli przerasta. Nie pisząc tu  jednocześnie o pomysłach rodem z wierszyka - bo takowe też się rodzą w głowach wielu "wszystkowiedzących"  wszelkiej maści i autoramentu.

Pewna historia sprzed lat

Kiedy w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku pojawiły się problemy z którymi się przed transformacją ustrojową nie spotykaliśmy jak np. bezrobocie, bezdomność w takiej skali i rozmiarze służby samorządowe stawały przed nie lada kłopotem. Oczywiście systemowe administracyjne rozwiązania pojawiały się, ale samorządy w powijakach starały się rozwiązywać i wspierać działania socjalne również na swój sposób. Oczywiście w obszarach prawa. 

Wtedy raczkowały wszelkie MOPSy, ROPSy, GOPSy. Ludzie zarówno w administracjach, służbach, instytucjach a i także w związkach wyznaniowych, kościołach, organizacjach świeckich i stowarzyszeniach - się co dopiero kształcili, rozpoznawali rosnącą skalę i obszary.

Był to czas „kuroniówek”, czas spontaniczności (Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy), dobrych chęci i … wielu oszustw,  co by i na biedzie zarobić.  

Jakby na te czasy pionierskie nie popatrzeć, to owiązania, które wówczas powstawały, towarzysząc nieustannemu kształceniu – wspomnianych urzędników, służb, ludzi kościołów, organizacji  - były w większości pragmatyczne. A w każdym bądź razie, mnie udawało się w takich uczestniczyć i wspólnie z innymi w środowiskach praktycznie tworzyć.

Wówczas było to możliwe – bo samorządy zdawały sobie sprawę, że same nie rozwiążą problemu administracyjnie (no i wiedzą to po dziś dzień), służby i urzędnicy również a zyskiwały traktując równoprawnie wsparcie ze źródeł innych, osób, organizacji, kościołów zajmujących się tym wspomnianym na wstępie  obszarem problemów (bezdomność, bezrobocie a i rozwój skali – a raczej odkrywanie rozmiarów skutków uzależnień).

Wszystkich cechowała, jak sądzę autentyczna chęć współpracy. Czego doświadczaliśmy np. w realizowanych przez nas projektach np. dla miasta Szczecina czy miast regionu, wówczas dwóch jeszcze województw - Szczecińskiego i Koszalińskiego (jako Ośrodek Profilaktyki Społecznej „Delta”).

Wtedy przy jednym stole siadali dzielnicowi, policjanci - którzy zajmowali się określonymi problemami, pedagodzy szkolni, nauczyciele, raczkujący pracownicy socjalni, wszelkich poradni od uzależnień po placówki pomocy rodzinie, księża, siostry zakonne wyznania rzymskokatolickiego, pastorzy wszelkich kościołów ewangelicznych, prawosławni, grekokatolicy, etc. Zarówno duchowni jak świeccy tych wyznań. Siadali do tego stołu wszyscy, którzy mogli coś wnieść w zmianę - poprawę na lepsze; w dzielnicy, kwartale, ulicy, podwórka. To byli ludzie stowarzyszeń (NGO), to byli czasem lokalni liderzy z autorytetem i cieszący się w lokalnych obszarach społecznym uznaniem, prestiżem z uwagi na posiadane kompetencje, pełniący swoistą i autentyczną pozytywną rolę rozjemców, mający w środowiskach szacunek ze względu na wiek czy dokonania. Byli w tym i ludzie grup samopomocowych (np. DDA, AA, AL-Anon) czy charytatywnych organizacji pomocowych, etc., etc. 

Ten konglomerat zawodów, kompetencji i uprawnień siadał wspólnie i pochylał się nad rozwiązywaniem problemów poszczególnych klatek schodowych, podwórek, ulic, kwartałów, i tak dalej. Współpracowali wszyscy, wspierając się wiedzą i zakresami uprawnień. Nazywaliśmy ich w naszej nomenklaturze fundacyjnej i ośrodka DELTA „trójkami murarskimi” choć w zespołach potrafiło być po kilka lub kilkanaście osób różnej przynależności zawodowej i kompetencji. 

Dysponowaliśmy zawodowo związaną z nami całkiem pokaźną grupą ludzi. Terapeutów uzależnień, socjologów, psychologów, pedagogów a także całą rzeszę sympatyków od dziennikarzy począwszy i na aktorach teatralnych i pracownikach placówek kultury skończywszy.  

Mieliśmy i dobry PR w mediach, przychylność władz miasta, sympatię współpracujących z nami – wszak bezpłatnie szkoliliśmy i nauczycieli, policjantów, pracowników opieki społecznej – właśnie pod kontem rozwiązywania problemów i posiadania narzędzi do tego (poszerzając ich kompetencje). 

Organizowaliśmy zarówno warsztaty, szkolenia, studium, itp. Wszystko pod kontem edukacji. Czyniliśmy to zarówno na potrzeby własne i środowisk. Prócz tego szkoliliśmy tych z rodziców, którzy chcieli a przede wszystkim postawiliśmy na młodzież (udało nam się stworzyć profesjonalny program dla młodych ludzi – „Lekcja z DELTĄ” – mający charakter interaktywnego spektaklu (pracowali nad nim i ludzie teatru, mediów i terapeuci). A program pozwalał nam docierać do środowisk szkolnych, zdobywać liderów w swoich środowiskach rówieśniczych, a oni szkoleni dalej robili więcej niż wszystkie edukacyjne programy w szkołach (np. Elementarz czy NOE) lekcje tematyczne, szkolne spotkania razem wzięte. Lekcja z DELTĄ była dawkowana poza szkołą – i pozwoliła nam … na „wytestowanie” programu na liczbie ok. 4000 uczniów szkół średnich i ośmioklasistów miasta i miast regionu. Program recenzował ówczesny pracownik PARPAy Branko Augustin. Musieliśmy szkolić realizatorów, by podołać zapotrzebowaniu. 

Dlaczego o tym piszę? 

Nie tylko po to by pochwalić się i pokazać co można – ale po to by pokazać, że potrzeba współpracy wszystkich w środowisku i nastawienia na edukację. A w oparciu na rzetelną wymianę informacji i ścisłą współpracę. Bo tam gdzie pracownik socjalny nie mógł, tam dreptał wyedukowany ksiądz, pastor, a jeśli oni nie mogli być skuteczni to sprawy w swoje ręce brał dzielnicowy, czy ktoś z lokalnych liderów z autorytetem, pedagog, itp.   Często to były nawet i egzotyczne konfiguracje – ale nic na żywioł, zawsze w graniach zawodowych czy statutowych, prawnych kompetencji. 

A i owszem musieliśmy się zmagać z ambicjonalnymi przepychankami. Kto w tym całym geszefcie ważniejszy, udawało się nam. Może po części z potrzeby wzajemnej ścisłej współpracy, może też z innych niż obecnie przepisów, czy szczodrej ręki prezydenta miasta i przez to wydziału zdrowia, oraz przychylności Wojewódzkiej Komendy Policji. Wszakże szkoliliśmy także policjantów, czy zajmowaliśmy się także (obejmowaliśmy instytucjonalną opieką) terapeutami ulicznymi, no i organizowaliśmy obozy socjoterapeutyczne – gdzie policjanci jechali z nami jako … policjanci by „zżywać się”, edukować młodych ludzi z dzielnic hm… powiedziałbym trudnych (ku utrapieniu komendantów dzielnicowych … no bo latem „wyrwać” z komend policjantów i z miasta! Kilku bo kilku ale …

Pomagaliśmy sobie wzajemnie i to przynosiło efekty. Nie chciałbym Państwa zanudzać. Nie wszystko jednak potoczyło się po naszej myśli – bo to były czasy rządów lewicy, więc gdy tylko AWS doszedł do władzy, skończyły się programy telewizyjne i edukacja poprzez media (wzięty i popularny regionalnie program Wiesławy Piećko „Okna”, gdzie nasi młodzi ludzie i związani z "Deltą" fachowcy gościli niemal na stałe, oraz „Drogi i rozdroża” Moniki Szwai musiały dziwnym trafem (ku ich zdziwieniu) zejść z anteny. Choć realizacje (według zapotrzebowania) planowane były i ustalone z odpowiednimi redakcjami TV na kilka miesięcy do przodu. Powód … zmniejszona nagle, ponoć, oglądalność. A listy do nas - od oglądających, zainteresowanych trafiały masowo do ośrodka jeszcze przez wiele tygodni.

Potem po wejściu w prawny obieg „Niebieskiej Karty” – okazało się, że istnienie i ścisła współpraca naszych zespołów pracujących nad konkretnymi kwartałami, obszarami szkół – zostały zagrożone. Dostęp do informacji i ich przekaz. Opieka społeczna i policja „musiały” prawnie nabrać wody w usta.

Potem przyszła zmiana we władzach miasta, itp. No program się posypał, bo nie byliśmy pono z tej półki politycznej (chociaż był u nas wszelki możliwy miszmasz światopoglądowy).

A potem było już tylko gorzej jak i teraz po dziś dzień. RODO zrobiło swoje bo i tak nie jest przestrzegane technicznie, albo przestrzegane nadgorliwie tam, gdzie nie ma sensu. Organizacje i instytucje oraz służby udając współpracę prześcigają się ambicjonalnie - kto najważniejszy strukturalnie. Kościoły i związki wyznaniowe poszły „po swojemu”  z lepszym lub gorszym skutkiem – bo by pomagać trzeba to robić umiejętnie a dobrymi chęciami. Tymi  to ponoć piekło całe wybrukowane. Okopały się instytucje i placówki - instytucjonalnie „pracując” na pół gwizdka w obawie przed falami pandemii. Grupy samopomocowe zeszły do podziemia lub do  internetu. Tyle tylko, że miting AA w internecie, to nie to samo co "twarzą w twarz" w grupie przy stole mityngowym. 

No i kto tu dla kogo i co ważniejsze 

Problemy zaś się piętrzą i skalą obejmują coraz to inne przestrzenie. Powstają coraz to inne "państwowe" pomysły, projekty zza biurek, którymi „uszczęśliwia na siłę” administracja państwowa tą samorządową. Procedury tak skostniały i się rozrosły w swej bezradności (choć na papierze pewnie się wszystko zgadza do statystyki), że już dawno nie wiadomo, kto tu dla kogo (koń dla trawy czy trawa dla konia) i co ważniejsze procedura czy człowiek. Instytucje przez jakiś czas z ogłupienia swoistego sytuacją - łatwiej się poddawały wszelkim rzucanym wyzwaniom (challenge) rapowania, przysiadania lub robienia pompek i wrzucania tego do sieci niż (niestety) realnego rozwiązywania problemów – wszak pieniądze i tak szły na konta. 

Teraz jak grzyby po deszczu gdy załamała się cała struktura i chęć pracy na rzecz innych w NGOsach – prym zaczęli wieść bardzo często nowotworzący się i organizujący w prawne i KRSowe stowarzyszenia najprzeróżniejsi cwaniacy, niuchający pieniądze na projekty unijne, „marszałkowe” i wojewódzkie oraz wszelkie takie grantowe – gdzie coś można dla siebie. Oficjalnie to przecież dla innych, broń Boże dla siebie … a w gruncie rzeczy!? …

Bez współpracy i myśli społecznej, że żeby owiązać problemy to potrzeba wszystkich razem jak na wstępie.

Bo nikt sobie sam nie da rady samodzielnie. Ani instytucje, ani służby ani najlepsze procedury. Potrzeba zmiany mentalności myślenia, przesiania potrzeb i w ramach prawa przysiąść do wspólnego stołu i pochylić się na problemami miasta, jego indywidualnych obszarów, zjawisk i problemów.

Nikt tego samodzielnie nie rozwiąże i nie powinno być tutaj mowy … kto ważniejszy, jaka instytucja – zamiast się mędrkować produkując tony formularzy, aby udowodnić swoje zaangażowanie (jak niejaki Piszczyk filmowy) i potrzebę bytu urzędniczego – to wziąć się z wszystkimi pospołu, ramię do ramienia na równi, schować do kieszeni ambicje i pracować na rzecz miasta, powiatu czy najbliższego otoczenia. Nie przybędzie nikomu od ładnie wyglądających  challenge, bezsensownych spotkań na szczeblach i grzędach. Czas powrotu sądzę do tego co robiliśmy – społecznej edukacji.

Uczenia się nawzajem siebie bez ambicjonalnych wojenek, ułudy i hipokryzji. Wszyscy odpowiadamy za to co się dzieje w mieście. Od poprawy i wzmocnienia najsłabszych ogniw zależy powodzenie i rozwój wszystkich.

Czas wrócić do Malborskiego Forum Pomocowego – nie dawania jak wielu sądzi a uczenia się jak pragmatycznie zmieniać środowisko. Nie teoretycznie bo tym sobie mogą instytucje ściany zaklejać. Forum jest od tego by wymieniać informacje a nie paplać ze się znamy, ze jesteśmy najlepsi, a jak co do czego przychodzi nie potrafimy sobie pragmatycznie poradzić z problemem.

"Nooo tak jest wszędzie w Polsce". Wielu tak powie – ale RAZEM możemy zawalczyć o nasze Miasto.  Mamy w tym obszarze jednego lidera – burmistrza i on wraz samorządem powiatu trzymają wszystkie lejce administracyjne, To urzędnicy, służby, instytucje Jemu prawnie i proceduralnie podległe. No a i nie one same „arcynajważniejsze”. Bowiem to tylko ma sens wtedy, gdy nie buzią kłapać a umiejętnościami, kreatywnością i mądrością będą wzajem wspierać działania innych na równi sobie traktując wzajemnie. Tak dbając w ramach prawa, aby mądrze rozwiązywać problemy wespół z pozostałym, ostałymi się resztkami stowarzyszeń mającymi chęci i zapisy w statutach, które miastu służą. A ... nie są nastawione na maksymalny „wszelki zysk własny” mając innych hm  w … 

Jedynie wspólnie, patrząc sobie w oczy możemy sensownie zająć się bezdomnością, sposobami prawnymi, by poradzić sobie patologicznymi sytuacjami – a nie zwalać z jednych na drugich odpowiedzialność lub rozkładać ręce.  Czas wracać do organizacji Malborskich Forów a nie mędrkowania. Takiego zdania jest Malborska Rada Organizacji Pozarządowych, twórcy Forum i ich „ramię” medialne Lokalna Gazeta Obywatelska … ale i jak zdążyłem się przekonać, także niektórzy urzędnicy samorządowi Miasta i … Powiatu.                                                                                                                                 

Więc byśmy nie byli jak bohaterowie użytego na wstępie wierszyka „Ryby, żaby i raki” i nie kombinujmy ambicjonalnie, zachowawczo, zwalając np. na rząd, „warszawkę” i wszelkie przeciwności  - tego chyba tak od ręki nie zmienimy. Zadbajmy o własne Miasto i współobywateli. A to wspólnymi siłami jesteśmy w stanie zrobić. No i nie „na aby aby, nie na niby czy byle jak”. 

Mamy wspólny potencjał – więc na co czekać?  No bo... się okaże, „co ze stawu wodę spuszczą” i jacyś „nadgorliwi”  wprowadzą bez naszej zgody, wiedzy takie pomysły, że się następne pokolenia będą dziwowały jak to było możliwe. 

Krzysztof Hajbowicz*

*Krzysztof Hajbowicz - m.in bloger, dziennikarz, publicysta, popularyzator zajmujący się obszarem działań w zakresie edukacji przeciwdziałania wykluczeniom społecznym. Ongiś wydawca, redaktor, twórca branżowych miesięczników dotyczących profilaktyki i leczenia uzależnień m.in. LUMEN, Dromader.  Od wielu lat zajmujący się zawodowo między innymi problematyką profilaktyki, terapii uzależnień, infrastrukturą „AfterCare” i działaniami w tym zakresie.  Twórca Malborskiego Forum Pomocowego i spotkań integracyjnych różnorodnych środowisk (ludzi organizacji, stowarzyszeń, instytucji, wyznań) w tym obszarze. Profilaktyk, zarazem z zawodowej praktyki również twórca autorskich programów i projektów psychoprofilaktycznych, terapeuta - instruktor terapii uzależnień. m.in absolwent warszawskiego Centralnego Ośrodka Metodyki i Upowszechniania Kultury Dorosłych. Warszawskich; Studium Pomocy Psychologicznej, Studium Terapii Uzależnień oraz Szczecińskiego Studium Socjoterapii oddziału ETOH.

Kontakt; hajbowicz@wp.pl lub przez FanPage blogu Lokalna Gazeta Obywtaelska (gazetaobywatelska.blogspot.com)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz