Malbork współcześnie dla uczczenia godziny “W” i hołdu powstańcom
.
Siedemdziesiąt pięć lat temu zryw powstańczy żołnierzy AK, mieszkańców Warszawy 1 sierpnia 1944 o godzinie 17.00 wpisał się na stałe w naszą historię. Dla jednych kontrowersyjnie, dla innych heroicznie, dla jeszcze innych inaczej. Dziś, z perspektywy, znając jego zakończenie - szczególnie smutnie. Rok w rok, o 17.00 w Warszawie a i w innych miejscach Polski - wyją syreny. Niektórzy ludzie przystają refleksyjnie, w skupieniu, niekiedy zamiera w niektórych miejscach ruch samochodowy.

Wielu też z nas uczono w szkole o tym własnie zrywie - w zależności od czasu, przekonań czy odwadze naszych nauczycieli różnie. Wielu z nas stąd ma różne podejście do niego. Także w zależności od stanu rzetelnej wiedzy, a także mitów, przekonań, stereotypów myślowych, itp.
Uczestniczyły w niej osoby związane z “Spiżarnią Malborską”, wespół Malborskim Centrum Kultury i Edukacji, Hufcem ZHP Malbork, Muzeum Zamkowym. Zamysł i organizacja sfinansowane zostały przez samorządowców ze środków Urzędu Miasta oraz Starostwa w Malborku. Scenariusz i reżyseria, oraz logistyczne ogarnięcie “wszystkiego” leżało w rękach Apoloniusza Zachary. Postaci szczególnej w organizacji działań na rzecz środowiska miasta - charytatywnych, kulturalnych, etc.
W roku On oraz wszyscy aktorzy, osoby odpowiedzialne za entourage przedsięwzięcia spisali się na medal. Nie przeszkodziła nawet, ledwo zauważalna, złośliwość urządzeń i wilgotnego powietrza.
W inscenizacji wzięli udział wytrawni i doświadczeni rekonstruktorzy niejednokrotnie już biorący w inscenizacjach malborskich, członkowie malborskiej grupy teatralnej „Dwa Słowa” także ... dzieci, mali aktorzy.
Zainteresowanie inscenizacją było bardzo duże. Pomysł tego przedsięwzięcia zostawił Malborczyków i przyjezdnych zapewne z wieloma refleksjami i przemyśleniami osobistymi a na pewno z nietuzinkowym wrażeniem widowiska.
Po którym widzowie, samorządowcy i goście oficjalni mundurowi i cywilni poszli w szyku złożyć wiązanki pod pomnik Żołnierzy Armii Krajowej oraz pod kamieniem poświęconym pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Na placu pozostały osoby związane ściśle z inscenizacją a nie widoczne dla widzów - od małżonki Aploniusza począwszy, przez reżyser Violettę Jankowiak przygotowującej recytatorów, przez panów świetnie i profesjonalnie obsługujących nagłośnienie zawsze gdy się pojawi MCKiE, po osoby zajmujące się scenografią i fragmentem wystroju ulicy Piastowskiej na czas tego swoistego spektaklu.
Dla wszystkich tych wizualnie widocznych i tych kompletnie nie - a pracujących na rzecz powodzenia przedsięwzięcia (a których mogłem nawet nie wymienić) - wielkie chapeau bas!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz