Słów kilka o uczciwych relacjach
Patryk Wiatr
Poruszony dzisiaj temat, mogło by się wydawać jest nieistotny i sporadyczny. Jednak toksyczna relacja między managerem, a zespołem Pozornie sprawa może wydawać się banalnie prosta. Dobry „menago” dba o swój zespół, zły odpada z gry. To powinno tkwić świadomości i docierać do większości fanów zainteresowanych problematyką. Niestety, temat nie jest ani taki prosty (czarno-biały) ani oczywisty.
Wyobraźcie sobie sytuację kiedy "dobry duszek" zespołu przez całe lata utrzymuje kapelę w miarę dobrej kondycji finansowej, a relacje między muzykami i ich opiekunem przebiegają w atmosferze zaufania.
Nie mam pojęcia kiedy w taki sielski układ wkrada się pokusa, chciwość, „przerośnięte ego” i osobista prywata, ale wiem (z całą pewnością), że takich sytuacji jest bardzo dużo. Nie zawaham się użyć określenia że wybucha od czasu do czasu swoista epidemia „wredoty” i fałszu.
Idealnym przykładem jest pani … hm … powiedzmy MARTa (oczywiście imię fikcyjne), która przez lata budowała zaufanie muzyków ... wykorzystując ich talent.
Z jednej niejasności wyszły kolejne, tak … że w tym przypadku zadziałało prawo domina. Takich opiekunów jest mnóstwo ... Zespół z górnej półki, który powinien zarabiać krocie, funkcjonuje na granicy opłacalności, przez lata zastanawiając się dlaczego?
Przecież …menager robi dla nas wszystko!...?
W końcu to także członek zespołu i przyjaciel.
W końcu to także członek zespołu i przyjaciel.
Z pewnością domyślacie się, że artyści, regularnie okradani są przez swojego „Anioła Stróża”.
Ale to nie ten fakt pomimo podłości, nie stanowi największego zła. Taki przytoczony tu impresario musi być przebiegły i cwany. Opanowując sztukę wysublimowanego kłamstwa do perfekcji. Za zaistniałą sytuację … winą obarcza na przykład Bogu ducha winne kluby, organizatorów, wydawnictwa. Czy Pana Kowalskiego, który zamówił czterdzieści biletów i w ostatniej chwili odwołał zamówienie. Efekty takiego działania, powoli, jak stopniowo dawkowana trucizna doprowadza do …, psuje zespół od środka upadku prestiżu zespołu, i znowu pojawia się pytanie ”dlaczego?”
Ale to nie ten fakt pomimo podłości, nie stanowi największego zła. Taki przytoczony tu impresario musi być przebiegły i cwany. Opanowując sztukę wysublimowanego kłamstwa do perfekcji. Za zaistniałą sytuację … winą obarcza na przykład Bogu ducha winne kluby, organizatorów, wydawnictwa. Czy Pana Kowalskiego, który zamówił czterdzieści biletów i w ostatniej chwili odwołał zamówienie. Efekty takiego działania, powoli, jak stopniowo dawkowana trucizna doprowadza do …, psuje zespół od środka upadku prestiżu zespołu, i znowu pojawia się pytanie ”dlaczego?”
Przecież manager robi dla nas wszystko ….
Procentuje to fatalnymi konsekwencjami. Skłócenie z klubami, organizatorami, negatywne relacje z środowiskiem muzycznym.
Kiedy pozycja zespołu jest mocno ugruntowana sami artyści nie zdają sobie do końca sprawy z istniejącej sytuacji, a dzięki przebiegłości jednej takiej (piiip pip – użyte słowo brzydkie, niecenzuralne) bazując na zaufaniu, faktycznie wierzą - że winę ponosi ta druga strona.(wspomniane kluby, Kowalski, itp.)
To największy grzech,
Gdyż tak jak oszukiwanie zespołu może trwać latami, tak samo …. latami trwa odbudowa zaufania i wiarygodności.
Wielu „mafiosów”, do tego wszystkiego na swoich prywatnych profilach umieszcza posty politycznych wojen, fanatycznej sympatii lub antypatii religijnych ,oraz kontrowersyjnych poglądów. Prywatny profil to jego prywatna sprawa, mógłby się ktoś oburzyć. Jeżeli angażujesz się w muzyczny business wszystko co udostępniane publicznie przestaje być sferą prywatną. Czemuś przecież służy! Nie bądźmy naiwni.
I słów kilka o koncertach charytatywnych. Mądry manager zainwestuje czas i pieniądze grupy na szczytny cel, budując wspomniany prestiż, szacunek, oraz entuzjazm fanów. Grając np. za zwrot kosztów podróży, nocleg i wyżywienie. Pazerny i krótkowzroczny … wyskoczy ze stawką, która jedynie symbolicznie jest pomniejszona od standardowego wynagrodzenia.
Takie informacje w środowisku rozchodzą się z prędkością błyskawicy, i po raz kolejny zespół traci. Mniej sympatii-mniej koncertów i pozytywnych kontaktów, które są tak samo istotne jak warsztat i talent muzyków. Oczywiście są zespoły, które mają to szczęście pracować z uczciwymi i myślącymi ludźmi...tacy też są.
Jednak zawsze zastanawiało mnie dlaczego nie spotkałem jak dotąd zespołu, który przez całą swoją karierę trzymałby się jednego prowadzącego.
Nie jestem "panem" od moralizowania, ani udzielania złotych rad. Niemniej .. na zakończenie mogę jedynie zaproponować (zasugerować) mój sposób widzenia, pragmatycznego działania.
Czyli bezpośredni kontakt z zespołem, ze wstępnymi ustaleniami, a w następnej kolejności ... dopracowanie zawczasu szczegółów z impresario.
Nie jest to oczywiście stuprocentowy gwarant uczciwości, ale takie rozwiązanie działa jak program antywirusowy. Tych najbardziej szkodliwych wyłapuje. Pozostaje jedynie wybór zespołu; Usunięcie, czy kwarantanna życzę wam współpracy z ludźmi uczciwymi którzy będą dla was prawdziwymi, uczciwymi przyjaciółmi."
Patryk Wiatr
sobota 22.VII.2017`
***
Pod sceną - czyli przemyślenia, dywagacje nieuczesane
Patryk Wiatr
Kilka dni temu miałem okazję przeżywać koncert nasycony energią i pozytywną wibracją, czyli występ TSA.
Oczywiście o doskonałości i profesjonalizmie muzyków nie będę się tu rozpisywał. "Muzyczna fabryka" pod nazwą TSA nie pozwoliłaby sobie na spartaczenie choćby minuty koncertu! Nawet jesli doszłoby do sytuacji nieprzewidywalnej, Panowie potrafią wywinąć się z kłopotów w takich wypadkach, jak ... nieprzymierzajac "Najmrodzki z kajdanek". Publiczność nie byłaby w stanie wychwycić niczego negatywnego. TSA to klasa sama w sobie.
Miałem ten zaszczyt, że podczas koncertu stałem sobie podpierając scenę, tak co muzyków miałem na wyciągnięcie ręki. Właśnie wtedy, obserwując tą całą żywiołowość, radość z grania, energię dwudziestolatków - przypomniała mi się rozmowa z Grześkiem Kupczykiem.
Mianowicie rozmowa dotyczyła coraz częściej słyszalnych głosów wśród m.in. młodych zespołów. Które to jak ledwo „opierzone orły” próbują opuścić lokalne gniazdka … wybijając się poza horyzont i gdzie winą za ewentualne niepowodzenia obarczani są twórcy naszej sceny rockowej.
Faktycznie potencjał młodych krajowych grup (nie wszystkich oczywiście), jest ogromny, natomiast współpraca z wieloma z nich … to mordęga, która doprowadza „do szału”. Z tą „mordęgą”, stykałem się niejednokrotnie.
Roszczeniowość po pierwsze. Niestety sytuacja koncertowa jest mówiąc delikatnie - trudna i młodzież, która zanim zacznie spełniać sny o koncertach stadionowych musi mieć świadomość zainwestowania w samych siebie.
Raczej też nie liczył bym na konkretną stawkę lub zrobienie koncertu tylko i wyłącznie zespołowi no Name. Z prostej przyczyny. Nikt na taki koncert nie przyjdzie, w tym momencie ciężar finansowej odpowiedzialności ciąży na barkach organizatora. Jeżeli tacy muzycy chcą zaistnieć trochę dalej niż granice swoich miast i miasteczek - muszą szukać zespołów i organizatorów, którzy dadzą im szansę na supportowanie gwiazdy.
W tym momencie pojawia się problem drugi - pokora. Ta jest niezbędna aby pozyskać przychylność jednych i drugich. Niestety w środowisku muzycznych kijanek ta cecha zaczyna obumierać.
Kiedy słyszę, że nie wystąpimy przed zespołem X ponieważ nie udostępniają nam perkusji, i w ogóle ani się nie odezwą, ani nie zadzwonią…to w pierwszej chwili paraliżuje mnie zdumienie , a następnie krew zalewa. Takich historii niestety mógłbym mnożyć i mnożyć do znudzenia.
Jak można dopuścić wyłącznie do myśli sens funkcjonowania weteranów ze stażem i bagażem doświadczeń. To właśnie dzięki nim macie szansę zaistnieć, to dzięki nim nauczycie się poruszać po kapryśnym i wymagającym światku muzycznym.
Należy jak najszybciej uświadomić sobie że najpierw wypracowuje się latami pozycję a dopiero później po wzlotach i upadkach, stajesz się ewentualnie gwiazdą. Nigdy odwrotnie.
Przy temacie „gwiazda” „polecę” jeszcze dalej. Takie zespoły jak TSA,CETI,ACID DRINKERS, KAT, DŻEM, pomimo wypracowanego uczciwie prestiżu, szacunku i uwielbienia przez fanów, po prostu nie „gwiazdorzą”.
Andrzej Nowak często wspomina o latach kiedy chcąc być zauważony biegał ze sprzętem innych zespołów, podobnie cała reszta „wielkich” imała się zajęć zdecydowanie poniżej ich talentu. Kontakt z takimi ludźmi była by doskonałą lekcją dla młodych Ikarów.
Wracając do koncertu TSA. Tysiące gardeł skandujących nazwę zespołu jest dodatkowym argumentem kończącym poruszony temat. Tym Bardziej, że Panowie mogliby osiąść na laurach i zbierać zasłużone żniwo, a zamiast tego zakładają kolejne zespoły.
Andrzej Nowak - Złe Psy, zespół którego ostatnia płyta jest jednym z najlepiej sprzedających się albumów.Marek Kapłon - zespół Opiłki w którym kumuluje się całe doświadczenie muzyczne Marka.Stefan Machel i jego akustyczne występy z Proletaryatem.Janusz Niekrasz - wcześniej Janusz Niekrasz Band, obecnie koncertowy Blues Power, i oczywiście Marek Piekarczyk i jego solowe dokonania.
Jeżeli jesteś prawdziwym fanem polskiego Rock`n`Rolla koniecznie zainteresuj się wymienionymi zespołami. Jedno tylko w tym wszystkim mnie zastanawia…skąd Oni biorą na to czas i energię?!
Patryk Wiatr
***
O zespole TSA
źródło;
http://www.tsa.com.pl/pl/bio/
źródło;
http://www.tsa.com.pl/pl/bio/
Zespół TSA powstał w Opolu z inicjatywy gitarzysty Andrzeja Nowaka. W 1981 roku jako instrumentalny kwartet TSA w składzie: Marek Kapłon - perkusja, Stefan Machel - gitara, Janusz Niekrasz - gitara basowa, Andrzej Nowak - gitara wygrało Festiwal w Jarocinie a już miesiąc później na festiwalu Pop Session w Sopocie dołączył wokalista Marek Piekarczyk.
Lata 1981 - 1983 to okres niezaprzeczalnego prymatu TSA na polskiej scenie muzycznej. W okresie tym sprzedano setki tysięcy egzemplarzy płyt, które weszły do kanonu polskiej muzyki rockowej. W kolejnych latach TSA nadal prowadziło ożywioną działalność koncertową. W Europie ukazały się dwa albumy - „Spunk” i „Heavy Metal World”.
W latach 1987 - 1989 zespół występował w Teatrze Muzycznym w Gdyni w rock-operze „Jesus Christ Superstar. Główną rolę zagrał Marek Piekarczyk.
W 2001 roku TSA powróciło do koncertowania w klasycznym składzie - Marek Kapłon (perkusja), Stefan Machel (gitara), Janusz Niekrasz (bass), Andrzej Nowak (gitara), Marek Piekarczyk (śpiew). i oficjalnie ogłosiło wznowienie działalności. W kwietniu 2004 roku wydany został ich zupełnie nowy album „Proceder”, który okazał się jedną z najlepiej sprzedających się płyt rockowych w Polsce. Ukazały się ich legendarne już albumy - „TSA - czerwony”, „Rock’n’Roll”, „Spunk”, obie wersje „Heavy Metal World” oraz CD „1981” zawierający nagrania koncertowe z radiowych archiwów. Wydane zostało także DVD z archiwaliami z lat 80-tych - m.in. słynny koncert w Teatrze STU.
Od powrotu na scenę w oryginalnym składzie zespół TSA wystąpił na kilkuset koncertach w kraju a także w sąsiednich Czechach oraz za oceanem w USA i Kanadzie.
"List XX" na szczycie Rockowej Listy Przebojów Programu I Polskiego Radia, "Proceder" - płytą roku, a TSA - zespołem nr 2 - w plebiscycie magazynu "Teraz Rock", nominacja do nagrody Fryderyka i Paszportu Polityki, wznowienie klasycznych albumów oraz udział w znaczących festiwalach to tylko niektóre dowody na to, że TSA należy do czołówki polskiej sceny muzycznej.
Za darmochę … taki teatr z muzą w tle
Patryk Wiatr specjalnie dla Lokalnej Gazety Obywatelskiej
Sezon wakacyjny Zwykle nawet lokalnie, w tym jakże beztroskim czasie, rozpoczyna się szaleństwo darmowych, plenerowych koncertów. To tyczy wszystkich zakątków Polski. Teoretycznie raj! Zobaczyć swojego idola na dużej, profesjonalnie nagłośnionej scenie za darmochę?!! Jesteśmy szczęśliwi, muzyka „sama przychodzi do nas” i „oddaje nam swoje wdzięki” nie żądając za tą przyjemność ani złotówki …
No właśnie, czy aby na pewno tego rodzaju kontakt z muzyką jest szczerym i budującym gestem ze strony organizatorów tego typu imprez?
Niestety z doświadczenia wiem, że za darmo można jedynie dostać w zęby od przypadkowego uczestnika koncertu, który za darmo ma okazję podkoloryzować szarą rzeczywistość, płacąc jedynie za wypity alkohol.
Nie jest moim zamiarem całkowicie negować tego typu wydarzenia, a jedynie ukazać drugi koniec kija - na który mało kto zwraca uwagę. Moim zdaniem jest to ostra lanca, której nawet dotknięcie niesie ze sobą mnóstwo negatywnych konsekwencji.
Ponieważ i to dominującym problemem staje się … pozostała część roku. Kiedy po zakończonym sezonie schodzimy na ziemię, na której wszystko kosztuje. Muzyka również.
W tym momencie rodzi się bunt i lenistwo potencjalnego odbiorcy, który po tłustych trzech darmowych muzycznych miesiącach, „jest zmuszany” do wydania trzydziestu, czterdziestu złotych! Na występ artystów, których jeszcze nie tak dawno słuchał i oglądał nie obciążając swojego budżetu. Zdzierstwo!!!
Wrzeszczy wewnętrzny głos nasyconych muzyką słuchaczy. Po co? Wystarczy poczekać na kolejne lato z muzycznymi prezentami, i w tym momencie wśród muzyków rozpoczyna się walka o przetrwanie.
Koncerty są coraz tańsze, zespoły grają za pieniądze z tak zwanych „bramek”, często tak naprawdę dopłacając do koncertu, gdyż frekwencje na koncertach płatnych z roku na rok maleją. Dotyczy to całkiem sporej liczby grup, nie piszę tu o "muzycznych tuzach" to temat na inny czas.
W efekcie część artystów występuje na granicy opłacalności, część kapituluje , lub promuje swoją muzykę poza granicami kraju, czyli tam gdzie jest zachowana jest zdrowa równowaga: między zabawą sponsorowaną, a imprezami płatnymi. I jest tam ona przemyślana i sensowna.
Paradoksalnie coraz więcej polskich wykonawców jest rozpoznawanych w zachodniej stronie Europy, a nawet za oceanem. Na swoim własnym podwórku nikt o nich nawet nie słyszy. Pomimo tego, że jesteśmy muzyczną potęgą, i nie ma w tym absolutnie żadnej przesady.
Można by było zadać pytanie po co w takim razie muzycy decydują się na udział w masowych ,letnich „spędach”.
Odpowiedź jest banalnie prosta. Jest to jedyny czas kiedy twórca za swoje dzieło dostaję rozsądną zapłatę. Przerażające jest to, że wraz z każdym kolejnym sezonem niepłatnych plenerów jest coraz więcej i coraz większa grupa wykonawców postawiona jest pod ścianą.
Decydując się na udział w wydarzeniach, które skutecznie niszczą ich twórczość. Przypomina już to lawinę, której nie można, a właściwie nikomu nie chce się jej zatrzymywać. Na pytanie; jaka w takim razie będzie przyszłość polskiej sceny muzycznej możecie odpowiedzieć sobie sami.
Być może doskonałym kompromisem byłaby choćby symboliczna opłata, dzięki której ma szansę odrodzić się świadomość, że za koncert, jak za każdą pracę trzeba zapłacić. Mam tylko nadzieję, że podmioty organizujące tego typu wydarzenia przebudzą się z „wakacyjnej bajki”, która nie ma szans na szczęśliwe zakończenie.
Patronką sceny jest muza Melpomena (polskiej zdaje się ... szczególnie). Muza ta pierwotnie była opiekunką śpiewu … a później tragedii (tu w naszym polskim wydaniu chyba nie tylko tej greckiej teatralnej ... a tragedii w innym sensie rózwnież).
Patryk Wiatr
Melpomene (także Melpomena, „Śpiewająca”) – w mitologii greckiej muza tragedii Uchodziła za córkę boga Zeusa i tytanidy Mnemosyne oraz za siostrę: Erato, Euterpe, Kalliope, Klio, Polihymnii, Talii, Terpsychory i Uranii
Była jedną spośród dziewięciu muz olimpijskich (przebywały na Olimpie), które należały do orszaku boga Apollina ich przewodnika. Wraz ze swoimi siostrami uświetniała śpiewem biesiady bosko-ludzkie a także uczty olimpijskie samych bogów. W sztuce przedstawiana jest zwykle jako kobieta oparta o skałę lub maczugę, z maską tragiczną w ręce i wieńcem z winorośli na głowie – atrybutami symbolizującymi dziedzinę sztuki, której patronowała
No właśnie, czy aby na pewno tego rodzaju kontakt z muzyką jest szczerym i budującym gestem ze strony organizatorów tego typu imprez?
Niestety z doświadczenia wiem, że za darmo można jedynie dostać w zęby od przypadkowego uczestnika koncertu, który za darmo ma okazję podkoloryzować szarą rzeczywistość, płacąc jedynie za wypity alkohol.
Nie jest moim zamiarem całkowicie negować tego typu wydarzenia, a jedynie ukazać drugi koniec kija - na który mało kto zwraca uwagę. Moim zdaniem jest to ostra lanca, której nawet dotknięcie niesie ze sobą mnóstwo negatywnych konsekwencji.
Ponieważ i to dominującym problemem staje się … pozostała część roku. Kiedy po zakończonym sezonie schodzimy na ziemię, na której wszystko kosztuje. Muzyka również.
W tym momencie rodzi się bunt i lenistwo potencjalnego odbiorcy, który po tłustych trzech darmowych muzycznych miesiącach, „jest zmuszany” do wydania trzydziestu, czterdziestu złotych! Na występ artystów, których jeszcze nie tak dawno słuchał i oglądał nie obciążając swojego budżetu. Zdzierstwo!!!
Koncerty są coraz tańsze, zespoły grają za pieniądze z tak zwanych „bramek”, często tak naprawdę dopłacając do koncertu, gdyż frekwencje na koncertach płatnych z roku na rok maleją. Dotyczy to całkiem sporej liczby grup, nie piszę tu o "muzycznych tuzach" to temat na inny czas.
W efekcie część artystów występuje na granicy opłacalności, część kapituluje , lub promuje swoją muzykę poza granicami kraju, czyli tam gdzie jest zachowana jest zdrowa równowaga: między zabawą sponsorowaną, a imprezami płatnymi. I jest tam ona przemyślana i sensowna.
Można by było zadać pytanie po co w takim razie muzycy decydują się na udział w masowych ,letnich „spędach”.
Odpowiedź jest banalnie prosta. Jest to jedyny czas kiedy twórca za swoje dzieło dostaję rozsądną zapłatę. Przerażające jest to, że wraz z każdym kolejnym sezonem niepłatnych plenerów jest coraz więcej i coraz większa grupa wykonawców postawiona jest pod ścianą.
Decydując się na udział w wydarzeniach, które skutecznie niszczą ich twórczość. Przypomina już to lawinę, której nie można, a właściwie nikomu nie chce się jej zatrzymywać. Na pytanie; jaka w takim razie będzie przyszłość polskiej sceny muzycznej możecie odpowiedzieć sobie sami.
Być może doskonałym kompromisem byłaby choćby symboliczna opłata, dzięki której ma szansę odrodzić się świadomość, że za koncert, jak za każdą pracę trzeba zapłacić. Mam tylko nadzieję, że podmioty organizujące tego typu wydarzenia przebudzą się z „wakacyjnej bajki”, która nie ma szans na szczęśliwe zakończenie.
Była jedną spośród dziewięciu muz olimpijskich (przebywały na Olimpie), które należały do orszaku boga Apollina ich przewodnika. Wraz ze swoimi siostrami uświetniała śpiewem biesiady bosko-ludzkie a także uczty olimpijskie samych bogów. W sztuce przedstawiana jest zwykle jako kobieta oparta o skałę lub maczugę, z maską tragiczną w ręce i wieńcem z winorośli na głowie – atrybutami symbolizującymi dziedzinę sztuki, której patronowała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz