wtorek, 10 października 2017

Janusz Leszczewski - Żuławianin z Podlasia

Ratują życie ludzkie, czasem wcześniej niż dojadą służby medyczne. Narażają swoje życie ratując mienie, dobytek czy podczas pożaru, czy podczas klęsk żywiołowych. Są na każde wezwanie i każde traktują poważnie. Neutralizują  rozlaną plamę oleju na jezdni, uwalniają nieszczęśników w zaklinowanej windzie, zabezpieczają przylot śmigłowców, zdejmują kota z dachu czy zajmują się rojem pszczół lub os. Itd.,itp. Mowa tu o strażakach – zarówno tych zawodowych, jak i ochotniczych. Pierwszego października Komendant Wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej wręczył akt powołania mł. bryg. Januszowi Leszczewskiemu na stanowisko zastępcy komendanta powiatowego PSP w Malborku.

Jeśli nie strażak … to kto?!

Pochodzi z dawnego województwa łomżyńskiego (obecnie podlaskie). Z opinii krążących o nim: życzliwy, wymagający i nad wyraz zdyscyplinowany. W straży pożarnej od 27 lat.
Poproszony przez Lokalną Gazetę Obywatelską opowiada o sobie.

Zaczęło się od poszukiwania drogi. Jako młody człowiek trafiłem na pięć lat do szkoły … budowlanej w Ełku. To raczej nie było perspektywiczne, ta branża na tamten czas nie dawała zbyt wiele młodemu człowiekowi. Po zdaniu matury szukałem rozwiązań. Ponieważ tematyka pożarnicza przewijała się „po rodzinie”, stanęło na tym, że pójdę do szkoły chorążych pożarnictwa w Poznaniu. 

Trafiłem tam przez komendę Wojewódzką Straży Pożarnej w Łomży, bo taka była ówczesna procedura. Po zdaniu wszelkich testów sprawnościowych i teoretycznych, przyszła informacja, że się zakwalifikowałem i mogę rozpocząć naukę.   

Gdy kończyłem tę szkołę w 1992 roku, właśnie następowały zmiany administracyjne w strukturach straży pożarnej. Był to początek reformy w tym obszarze. Przygotowana już wcześniej ustawa o Państwowej Straży Pożarnej wnosiła nazwy stopni i funkcji. Więc po dwóch latach ukończyłem szkołę pożarnictwa jako … młodszy aspirant. No i zacząłem poszukiwać pracy, co już wtedy nie było łatwą sprawą. 

Szkoła przyjmując nas na naukę, musiała niejako zapewnić nam pracę. Stąd te procedury  i wojewódzka komenda w Łomży. Niestety, w mojej okolicy nie potrzebowano absolwentów, zaproponowano nam więc ówczesne województwa: elbląskie, szczecińskie, gorzowskie i jeleniogórskie. Było nas z województwa łomżyńskiego ośmiu absolwentów. Razem z kolegą przeszliśmy na służbę do ówczesnego województwa elbląskiego. 

Komenda Wojewódzka w Elblagu skierowała mnie do Komedy Rejonowej Państwowej Straży Pożarnej w Malborku i tak od 1 IX 1992 roku jestem strażakiem, początkowo komendy rejonowej, a później już powiatowej w tym mieście.  Właśnie minęło 25 lat, odkąd jestem w straży w Malborku. Razem ze szkołą mam już 27 lat służby, bo również szkoła wlicza się do stażu.

Tak sobie myślę, że skądś musi się wszystko brać. Wybrałem ten kierunek za sprawą różnych czynników. W swoich rodzinnych stronach miałem kuzynów strażaków, więc w pewnym stopniu zawdzięczam to  rozmowom z nimi. Ale i młodzieńcze fascynacje utkwiły mi w pamięci. Pewnie wielu chciało być strażakiem w dzieciństwie. I ja nie odbiegałem od normy. A po ukończeniu szkoły średniej udało się to zrealizować.

W dziewięćdziesiątym drugim roku, tu w Malborku nie było zbyt rozbudowanej kadry dowódczej w strukturach wtedy jeszcze Komendy Rejonowej (dopiero od wejścia w życie powiatów komenda stała się powiatową), zostałem wówczas dowódcą zastępu. 

Byłem jak gdyby w pododdziale bojowym. Potem zostałem dyżurnym operacyjnym powiatu. Wtedy uczyłem się, że i owszem, są procedury, metody.  Odkrywałem dopiero to, co jest tak istotne w naszej pracy i  jak wkomponować to w nasze lokalne środowisko. To był czas reformy, więc na brak zmian trudno było narzekać.

Ale z drugiej strony pozwalało to przyjrzeć się z różnych stron praktycznym działaniom.  Bardzo szybko zostałem zastępcą dowódcy jednostki, byłem bodajże najmłodszym strażakiem w jednostce. 

To było w latach 1994 – 1996. Potem kolejne wyzwania, dwa lata pracowałem w sekcji kontrolno – rozpoznawczej, co wiązało się z działaniami typowo prewencyjnymi - kontrole w zakładach pracy, zapobieganie pożarom i miejscowym zagrożeniom. Od 98/99 roku byłem w wydziale operacyjnym  zajmującym się m.in. szkoleniami strażaków, zarówno Państwowej Straży Pożarnej (PSP), jak i Ochotniczej Straży Pożarnej (OSP). 

W ten zakres wchodziły zagadnienia związane z organizowaniem wszelkich ćwiczeń, zawodów pożarniczych, przede wszystkim wypracowanie praktycznych, lepszych metod działania. Generalnie to cała działalność operacyjna związana z gaszeniem pożarów i usuwaniem tak zwanych miejscowych zagrożeń, nadzorowaniem zmian służbowych PSP jednostek OSP, nadzorem poziomu edukacji, wiedzy  i usprzętowienia, etc, etc.  

Ta praca przynosiła efekty: spadała liczba pożarów, więcej było miejscowych zagrożeń, jak to nazywamy w naszej nomenklaturze, a co oznacza „inne niż pożar zdarzenie wynikające z rozwoju cywilizacyjnego, działań człowieka lub naturalnych sil przyrody, stwarzające zagrożenia dla życia, zdrowia, mienia lub środowiska” – jak mówi definicja.
Mówiąc potocznie - od usuwania plamy oleju na jezdni po zdejmowanie kota z dachu czy drzewa,  rojów pszczół, os, itp. W tym również trudne wyzwania ekologiczne, wodne, wysokościowe i tak można wymieniać bez końca. 
W wydziale operacyjnym pracowałem praktycznie do chwili przyjęcia obowiązków i pełnienia roli  zastępcy komendanta PSP (wtedy) do końca marca 2017 roku.
Dziś młodszy brygadier Janusz Leszczewski decyzją Komendanta Wojewódzkiego st. bryg. Tomasza Komoszyńskiego powołany od pierwszego października 2017r. na stanowisko pełnoprawnego  zastępcy komendanta powiatowego PSP w Malborku -  przyp. red.)  
Ot i cała moja droga zawodowa, do teraz.

Co do zainteresowań… Cóż, jak chyba każdy w służbach, interesuje mnie przede wszystkim wszystko to, co wiąże się z poszerzaniem specjalistycznej wiedzy lub spraw około zawodowych. Skończyłem „administrację” (kierunek Administracja Publiczna) na studiach wyższych, potem studia drugiego stopnia – Finansowanie Ratownictwa – co bardziej bezpośrednio związane jest z wykonywaną pracą. 

Ponieważ mieszkam w miejscowości gdzie funkcjonuje Ochotnicza Straż Pożarna, udzielam się w tej jednostce. Właściwie wszystko kręci się w moim zawodowym i poniekąd prywatnym życiu -  wokół pożarnictwa. 
Pozazawodowo staram się wspierać merytorycznie i mieć dobry kontakt z poszczególnymi jednostkami Ochotniczych Straży Pożarnych z innych miejscowości. Sam we wspomnianym „rodzimym” OSP jestem jej sekretarzem. A dodatkowo … Komendantem Gminnym OSP - Gminy Sztum. 

Z innych zainteresowań …  bardzo lubię jeździć rowerem. W domu jest ich całe mnóstwo. Każdy w rodzinie ma  swój rower. Chociaż nie ma zbytnio czasu na wycieczki, jest to jedna z moich pasji. Może to się zmieni i będzie więcej możliwości. Wokół miejscowości, w której mieszkam, jest sporo lasów. Kiedy jeżdżę, to chyba tak z przyzwyczajenia przyglądam się w nich drogom pożarowym, ich oznaczeniom, numerom, itp.  Tak z przyzwyczajenia zawsze człowiek na to spojrzy. 

Pasjami lubię prace w ogrodzie. Kiedyś był taki program telewizyjny „Maja w ogrodzie”, obowiązkowo go oglądałem.  Lubię pracować przy drzewach, krzewach – ogród w ogóle  to taka odskocznia dla mnie od wszystkiego, co związane jest z pożarnictwem.  Ta praca uspokaja i pozwala skupić uwagę na tym, co się z zawodem nie kojarzy. Mam więc swój ogród w mniejszym i większym wydaniu. 
Gdy byłem młodszy grałem w piłkę nożną, biegałem.

W tej mojej odskoczni i miejscowości mieszkam już osiemnaście lat. To mała miejscowość. Działając w OSP zżyliśmy się z sąsiadami, zawarliśmy już długie znajomości – jesteśmy wspólnie z żoną i dwójką dzieci (córka  i syn) u siebie. Czasem wyjeżdżamy razem w strony mojego dzieciństwa, moje rodzinne, na Podlasie. Przynajmniej raz w roku. Tak w ogóle, to sądzę,  że rodzina to najważniejsza sprawa. 

To, co bym mógł powiedzieć młodszym od siebie, to na pewno hołdowanie zasadom i pewnej dyscyplinie, której warto hołdować, umiejętnie równoważnie  dzielić to, co wiąże się z pracą i co z życiem rodzinnym.

Czego nie lubię? To trudne pytanie, jeśli nie najtrudniejsze. Na pewno nie lubię kłamstwa. Jeśli ktoś mówi, a potem się tego wypiera … To jest to, czego nie lubię. Dlatego przyjaciół, znajomych staram się dobierać tak, byśmy mogli na sobie polegać. 

W codzienności zawodowej powinniśmy się szanować, nie musimy lubić. Niemniej sądzę, żeby tak funkcjonować - aby problemy rozwiązywać, a nie czekać aż pękną  w najmniej odpowiednim miejscu i czasie.

Strażacy to specyficzna grupa zawodowa
ludzie muszą mieć do siebie pełne zaufanie. Nie do pomyślenia jest oszukaństwo, nieprawda. To może w skrajnych przypadkach kosztować życie. Wszyscy muszą na sobie polegać. Specyfika pracy i wspólne przebywanie na dyżurach scala, powoduje cementowanie więzi. To przenosi się też na życie prywatne i wspomniane wcześniej zasady.

Trzy zmiany służbowe po 24 godziny pracy, służby na 48 wolnych, odpowiedzialność - czasem wielu ludzi z zespołu potrzebuje więcej czasu na różne sprawy, dogrywają się, uczą. Ale w sytuacjach ekstremalnych muszą zdawać, za każdym razem, trudny egzamin.  Muszą wiedzieć na co i jak mogą na siebie liczyć.

Stąd nieustanne ćwiczenia, także zajęcia teoretyczne, szkolenia i zadania wynikające ze służby. Każdy strażak powinien mieć dobrą orientację w okolicy, znać ją także w najmniej ogólnym zarysie, a niekiedy nawet w potrzebnych szczegółach. Wszystko dla zawodowego bezpieczeństwa i skuteczności działań. 

Co lubię najbardziej? Czytałem bardzo dużo książek, bardzo to lubiłem. Książka i przez dorosłe życie była takim … podstawowym wyposażeniem. W młodości podróżnicze, ale i kryminały zdążało mi się przeczytać. Miałem kolegę wędkarza. I wędkowanie  sprawiało mi radość. To była to super sprawa. 

Teraz to zdarza mi się sporadycznie, sądzę, że na emeryturze warto by do tego wrócić. Miałem akwarium przez piętnaście lat. Akwarystyka mnie wciągnęła. Niestety, w ubiegłym roku musiałem z akwarium zrezygnować. Brak czasu był główna przyczyną. Nie chciałem zaniedbywać obowiązków, tego, co trzeba przy akwarium robić – zdecydowałem, po tak długim czasie, że rezygnuję. 

Nigdy nie potrafiłem, od dzieciństwa, tak usiąść i nic nie robić. Wszakże wychowywałem się w małej wsi, w wiejskim gospodarstwie i obejściu,  a tam zawsze było coś do zrobienia. I tak mi zostało.  Teraz też mam co robić przy domu, posesji. Staram się to robić sam. Korzystam też z pomocy syna i zarazem czerpię radość z uczenia jego takich zachowań. Jest zdyscyplinowany, co w nim cenię. Jest taki jak wielu jego rówieśników, niemniej mile bywam zaskoczony tym, co potrafi. 

Ulubione potrawy – cóż, wychowałem się na Podlasiu i tamten rejon to warunkuje. Potrawy regionalne... Byłem dwa lata w Poznaniu , to specyficzne miasto, które ma swoje kulinarne zwyczaje. No a teraz na Żuławach kuchnia też mi przypadła do gustu. Niektóre potrawy, smaki, przywiozłem z rodzinnych stron.


Nie przypuszczałem, że będę jadł kiełbasę polską, bo była surowa, etc. A tu proszę, na Żuławach ją polubiłem i ten smak... Wcześniej dla mnie był nie do zniesienia. Tak samo, jeśli chodzi o golonkę, w straży nauczyłem się ją jeść. 
Ale smak sękacza, czy kartaczy to niepowtarzalne  podlaskie smaki. 

Co do kolorów to mogłoby się wydawać, że wiadomo, jaki za nami idzie …  Ale czerwonego auta bym nie kupił. 
Bo nie ma takiego tonu jak nasze wozy w służbie, które nie płowieją, proszę zauważyć. Były okresy, że podobał mi się brąz, niebieski, fiolet. Mój pierwszy samochód  był pod błękitny metalik.


Tak serio …
Być strażakiem, to być odpowiedzialnym, nie tylko za siebie, ale i za kogoś. 
Bez względu na szczebel, czy funkcję, jaką się pełni. 

W każdym momencie można i trzeba być odpowiedzialnym za czyjeś życie, mienie. 
Sam wiele razy doświadczyłem tego w życiu i to odcisnęło mocne piętno na mojej psychice.  W sytuacjach zagrożenia nie można panikować. 

Zakładając mundur musisz wiedzieć, że on zobowiązuje. Wtedy, gdy inni uciekają od niebezpieczeństwa jak najdalej, w jedną stronę – strażacy robią wprost przeciwnie. Biegną  ku niebezpieczeństwu.

Człowiek wtedy nie zastanawia się dlaczego, tylko idzie tam, gdzie groźnie. Bo tam na pewno trzeba pomóc lub coś zrobić, zareagować. 
Tak ma znakomita większość strażaków, zarówno z Państwowej Straży Pożarnej, jak i Ochotniczej. 
Mundur zobowiązuje. Więc  na pewno nie można się cofnąć, nie reagując na niebezpieczną sytuację, gdy ktoś oczekuje pomocy. 

Od tego wszakże jesteśmy. Jak nie strażak, to kto?!

Opowiadał mł. bryg, Janusz Leszczewski 
Spisał Krzysztof Hajbowicz



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz