Malbork ożył ... i bawił się
BANWI - okiem cyfrowego obiektywu
16 grup, zespołów, artystów indywidualnie, występujących na scenach z asystą, 21 wydarzeń (bez powtórek), 10 lokacji, miejsc w których „się działo”. Jeśli dobrze policzyliśmy, to przez dwa dni, "Magiczny Malbork" miał czym zaimponować przyjezdnym i sprezentować różne formy rozrywki. Bawili się tubylcy (czyli my) i przyjezdni jednako. Atrakcji, tych niespodzianych, dodała sama natura. Pracowała cała armia ludzi widocznych i tych mniej lub nawet bardzo mniej. Użyto ogrom, jak na warunki miasta, sprzętu, urządzeń, kabli, prądu, etc. Restauratorzy, „kramarze” słowem handlowcy niektórych branży zacierali ręce.
Niektórzy klęli potępiając w czambuł to co się wokół działo, inni chwalili ... a jeszcze inni (na szczęście nieliczni w obliczu ilości uczestników-widzów) ledwo co zapamiętali, co to w ogóle było. I dlaczego tak szybko się skończyło, no i bólem głowy, w dodatku.
Tak jakoś powiało w Malborku tym, czym żyją na co dzień wielkie, "historyczne" miasta. Czego tu, w tym znanym europejskim, ba światowym ... miasteczku brakuje. Ożyło centrum i okoliczne ulice do późnych godzin. Nie przecież za sprawą iluminacji, a za sprawą ilości artystów, gwaru przyjezdnych i miejscowych - wyległych wieczornie na ulice. Owszem nie wszystkim było w smak. Utyskiwali, że głośno, że coś tam. Cóż każde z nas ma swoje upodobania, a każde działania niosą konsekwencje. Te z ilością również! Jedni cieszyli się i liczyli zarobione pieniążki, drudzy przewracali w łóżkach, z boku na bok, nie mogąc zasnąć, wkładając desperacko korki do uszu. Niemniej zdawało się, że nad równowagą i „magicznością” czuwała sama przyroda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz