czwartek, 27 lipca 2017

Szmat przebytej drogi

Kolumbowie rocznik 60`   


Mój świat powoli "wywala się" do góry nogami. Nie mam już złudzeń. Cały sen o solidarnej wolnej od głupoty i kabotynów politycznych Polsce, pryska jak bańka mydlana. Mało tego, moja duma z bycia obywatelem Wielkiej Europejskiej Wspólnoty ... także.

Pamiętam łzy własne i wielu moich przyjaciół. Wówczas, gdy wznosiliśmy dumnie rozcapierzone w kształcie „V” palce - na przełomie sierpnia i września 80` I pamiętam nasz strach, ale także determinację, gdy w stanie wojennym "lataliśmy" z bibułą, ulotkami a i nie tylko, czyniąc także wiele innych rzeczy.

Pamiętam mój pobyt w „czerwonej”, zagwieżdżonej jeszcze naonczas Czechosłowacji. Gdy bez rozlewu krwi skończył się, u nas w kraju, "okrągły stół". Wtedy dla wielu naszych południowych sąsiadów byliśmy bohaterami – cokolwiek myśleli i cokolwiek to znaczyło.

W jedną z niedziel,  trójkami, z dumą, majestatycznie - chyba zainspirowani scenami z filmu „Hubal”, weszliśmy do głównej nawy Chrudimskiego kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP. Pracowalismy w tamtym rejonie. Zebraliśmy się do kupy, różnych zawodów i poglądów. Nie ważne; wierzący, niepraktykujący, czy innego rytu - chcieliśmy pewnie zamanifestować jedność Polaków.

To się nam udało. Po nabożeństwie, które jak na tamten czas, zainspirowało także ilościowo Czechów, którzy się zeszli nie wiadomo skąd – dostaliśmy brawa i ... zastaliśmy Chrudimski rynek z fontanną, upstrzony samochodami i funkcjonariuszami VB. Robili nam zdjęcia i to wszystko. A czuliśmy się tak, jak na jakimś froncie, "walcząc" o wolność wszystkich narodów - obszaru demoludów.

Potem byłem świadkiem prywaty działaczy solidarnościowych, pazerności ludzi bez względu na poglądy. Cwaniaki się śmiały, w duszy ziała rana rozczarowania. Referendum o wejście do UE może budziło moje zdziwienie różnymi postawami, organizacją ale niosło nadzieję.

Pamiętnego pierwszego maja, biliśmy brawo jak dorosłe, stare osły. Ciesząc się, że jesteśmy „pełnoprawnymi Europejczykami”. Uczyliśmy się samorządności i tego, że pomidor jest owocem.

Znów banda szubrawców postanowiła zbić na moich marzeniach kapitał. Ale piersi nauczyły się już oddychać wolnością, jak czymś zwyczajnym. Wtedy myślałem, że danym raz na zawsze! Czułem spełnienie, już nie złość, czy inne niezbyt przyjemne doznania.

Przyglądałem się tercetowi partyjnemu PISu, Samoobrony i Ligi ze zdumieniem oglądającego niezwykłe popisy cyrkowe kobiety z brodą czy skaczących przez obręcz ratlerków. Ze zdumieniem postrzegałem jak przedstawiciele ongiś, "
znienawidzonych zaszufladkowanych" komunistów mają dużo więcej rozsądku i mądrości - niż razem wzięty cały episkopat z prawicą i stetryczałymi niedorajdami politycznymi, wierzącymi w garbate aniołki. Jedzący sobie z łapek, dziubków, dupków i wszystkiego co budziło we mnie wstręt od dzieciństwa. 

Nadzieją stali się liberałowie Unii Wolności, potem Platformy. Nadzieją a potem zadziwieniem. Ale ... nadal ze wstrętem - przed pozostałymi osobnikami wierzącymi, że ziemia jest płaska, a wszystko co nie jest kreacjonizmem jest bezbożne. Modliłem się w duchu, by ta banda hipokrytów nie miała na tyle siły aby pociągnąć Polskę na dno. Miała. Razem z wszystkim w co wierzę.

Teraz siedzę z ręką w nocniku, przyglądam się ogłupiały upadkowi moich nadziei i pragnień - wiedząc, że nie doczekam już lepszej sytuacji.

Że moi współbratyńcy nie nauczyli się niczego z minionej historii (tej dalszej i tej nowszej)

Przykro mi, że tak się dzieje a moi przyjaciele ulegają. Że zaczyna rządzić cwana "ciemna strona mocy" – bardziej kojarząca mi się pacjentami oddziału dla bardzo, bardzo, bardzo chorych ludzi niż zdroworozsądkowym samorządem, myślącym obywatelsko, demokratycznie o wszystkich rodakach bez wyjątku (nie deklaratywnie, ułudnie a wybiórczo).

Wiem, że nie doczekam takich spontanicznych, patriotycznych zachowań jakich miałem okazję doznać wśród Brytyjczyków, Niemców, Holendrów czy nawet Czechów. Zbyt dużo zrobiliśmy na sobie operacji, by się pozbyć tego ulotnego.

Zwłaszcza Brytyjczycy przy swoim „Rule Britannia” i Holendrzy przy swym (jeszcze tak niedawnym wydaje się przecież, przed abdykacją) świętowaniu urodzin J.W. Królowej Beatrix - biją na głowę nasze ceremonie wymuszonej, napuszonej  martyrologii i zapatrzenia w „bohaterską tragiczną przeszłość”.

Wystarczy zerwać woalkę idiotyzmów sączonych pokoleniom przez lata, zapoznać się z naszą prawdziwą, a nie wydumaną historią i będzie już wiadomo co sobie właśnie wycięliśmy.

Teraz przy walce na śmierć i bycie, o kształt Polski, siedzę zdumiony i zrezygnowany.

Nie chce mi się już walczyć o JOWy, nie chcę słuchać durnej propagandy telewizyjnych wiadomości (toć Gebels manipulował składniej – jako żywo). Nie chce mi się wielu rzeczy, już nie.

Patrzę jak rozsypują się moje marzenia, nadzieje na Polskę - Polaka „Kolumbów rocznik 61`”. A przecież wiem, z całą pewnością, że; „Eppur si muove!”

BANWI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz