Zjawisko na przekór niemożnościom
Oto grupa dorosłych kobiet i mężczyzn. Deklaratywnie liczą około 90 osób. Nie płacą składek, nie są strukturą w rozumieniu oficjalnych pojęć organizacji pozarządowych. Są tworem dla wielu kontrowersyjnym, nie dającym się sklasyfikować na urzędniczym papierze i w takimż sposobie myślenia. Są zjawiskiem niesionym przez rozwój współczesnej techniki, są dzieckiem mediów społecznościowych, współczesnego korzystania z elektronicznych dóbr cywilizacji internetowej.
MALBORK
SPRZEDAM ODDAM ZAMIENIĘ.
POMOCNA DŁOŃ POGADUCHY
Mowa tu o grupie nieformalnej, działającej w realnym świecie a używającej do komunikowania, organizowania, wspierania wzajemnego sieć komputerową społecznych mediów – Facebooka.
Myliłby się kto, jeśli by uznał, że to tylko przestrzeń „rzeczywistości” elektronicznej. Oni są realni jak najbardziej. Ich przyjaźnie, kontakty są jak najbardziej realne. Ich wzajemna pomoc sięga daleko dalej, niż internetowe deklaracje, jest realna, praktyczna i … skuteczna.
Nie mają statutu, nie potrzebują sprawozdawczości wymykają się tym samym sklasyfikowaniu nawet przedstawicielom wszelkim NGO. Są pozarządowi ale dla struktur NGO jakoby ich oficjalne nie Było.
Zorganizowali niejedną imprezę dla dzieciaków nie tylko członków tej grupy, jak robią to dla wszystkich chętnych. Zorganizowali niejedną akcję pomocy głównie w Malborku. Są mobilni i praktyczni dzięki internetowi. Potrafią się zorganizować w oka mgnieniu i działać w praktyce.
Obserwowałem takie zjawisko jak jedna z mam, członkini grupy, musiała się znaleźć ze swoim dzieckiem w szpitalu, poza Malborkiem. Szybkość pomocy realnej, przewozu i dostarczenia potrzebnych rzeczy (wyjazd samochodu z nimi do celu), zajecie się pozostałymi dziećmi, załatwienia formalności prawnych, trwało w minutach, a okazywane wsparcie w budujących słowach, obrazkach czy radach natychmiastowe. Miały one i pragmatyczny wymiar praktycznych rad, uruchomieniem potrzebnych na dana chwilę kontaktów spoza grupy, etc.
To działa niczym centrum dyżurnego w Państwowej Straży Pożarnej. Natychmiast po zaistnieniu problemu, potrzeby i informacji.
MAlbork sprzedam oddam zamienię - pomocna dłoń pogaduchy – bowiem o tej grupie nieformalnej piszę, to kompletnie fajny przykład na to, jak wzajemnie pomocnym, jak w dobrym kontekście można używać internetu.
Adminami są Maria Czeszejko, Edward Skalany, Aleksandra Kudzma a moderatorami Wioletta Murawska i Aleksandra Czaban ot i cała struktura organizacyjna. Za to przyjaźni, pogaduch, spotkań, wspólnych wycieczek spacerów rodzinnych, to się nie da ogarnąć i zmierzyć. Teraz niedawno trwała zbiórka przyborów szkolnych dla dzieci ( dla tych którzy potrzebują i maja mniej środków, ale tak naprawdę pomagają sobie wszyscy nawzajem, czy maja więcej, czy mniej)
Zorganizowali całkiem niedawno na ulicy Kasztanowej Wakacyjną Przygodę, były zabawy sprawnościowe, biegi, zwiedzanie tajemnicze acz bezpieczne bunkrów, (pod opieką dorosłych).
Rodzice spędzali ze swoimi pociechami wspólnie czas mogąc też złapać oddechu i porozmawiać, pogadać ze sobą nawzajem dzieląc się wszystkimi sprawami nie tylko w Internecie. Całość ogarniały organizacyjnie praktycznie Aleksandra Czaban i Dominika Głogowska.
- Wielkimi krokami. Mimo ze to jeszcze wakacje letnie – mówi Maria Czeszejko – inicjatorka i liderka grupy - zbliża się akcja „I Ty możesz zostać Świętym Mikołajem”.
Jak co roku zbieramy zabawki, słodycze, odzież - wszystko co związane jest i może być z radością i uśmiechem dziecka! Bo to przecież o to nam chodzi. Ta akcja jak co roku obędzie się na ulicy Kościuszki.
Chcemy uczynić tak by dzieciaki, wszystkie które przyjdą dostały paczki lub słodycze, aby żadne dziecko nie odeszło smutne. Tak było w poprzednich latach i tym razem tez tak będzie - dodaje pani Maria.- Zapraszamy do wsparcia naszej akcji i kontakt z nami. mariaczeszejkosochacka@interia.pl, tel. 514 236 696
BANWI
Niedawno pisaliśmy o akcji pomocowej dla rodziny jednej z członkiń grupy pisaliśmy tez o zorganizowanym przez grupę Dniu Dziecka http://gazetaobywatelska.blogspot.com/2017/06/czasem-tak-niewiele-potrzeba-by-ktos.html
***
Kto tu dla kogo i w jaki sposób
Ostatnio w związku z przygotowywaniem kolejnego Forum Pomocowego dotyczącego ekonomii społecznej, realiów tworzenia spółdzielni socjalnych stykaliśmy się z przeróżnymi osobami, różnych profesji. W tym z wieloma urzędnikami. Rozmawialiśmy o tym samym ale czasami odnosiliśmy (autorzy artykułu) wrażenie, że ci nasi rozmówcy posługują się innymi językami
Jeśli urzędnicy w czymś „siedzą” dla nich skróty pojęciowe, zbitki słów – są zrozumiałe. Z czasem przechodzą nad tym do codziennej komunikacji i biada temu kto nie nadąży zrozumieć.
Spotykaliśmy się z taką opinią i podobnymi urzędniczymi, że na przykład: „to petent powinien nadążyć, a nie urzędnik – bo ten ostatni to fachowiec, profesjonalista i nie będzie się tu zniżał do poziomu czyjejś niewiedzy”. (SIC)
Inni urzędnicy – wszak notorycznie szkoleni… wznoszą się na wysoko poziom wyszkoleniowości i fachowości profesjonalnie wszelakiej. Oceniając jak leci, ten tłumek poirytowanych petentów swym niezrozumieniem.
Baaa, nie nieumiejących najprostszych procedur standardów trendów nowoczesności.
Takie to niemiałki z tych petentów nie chcących mówić jak trzeba, organizować jak trzeba, postępować jak trzeba według urzędniczego myślenia, itp.
Chcielibyśmy tylko nieśmiało przypomnieć, że tu nie brak inteligencji chodzi a o to kto tu dla kogo i komu ma służyć w środowisku.
Petent (czyli obywatel) urzędnikowi czy urzędnik pracujący za naszą kasę nam obywatelom. Jeśli czego nie rozumie obywatel, to raczej niech urzędnik się szkoli w formach jasnej komunikacji w relacjach z obywatelami. Cechując się cierpliwością, wyrozumiałością i dobrą wolą, a nie strugać Jaśnie Oświeconego Mądralińskiego decydenta. Koń dla trawy czy trawa dla konia?
„Pozajączkowąło” się w tym ciągłym pośpiechu. Owszem niech sobie urzędnicy gadają nawet po Chińsku jeśli siebie nawzajem rozumieją, mówią do siebie, między sobą i to potrzebne. Ale gdy idą w środowisko – to zero mądrowania się i śladowych pomysłu wywyższania się. To służba, a nie władza.
Nie jesteśmy oczywiście za wychwalaniem głupoty. Nie jesteśmy za brakiem profesjonalizmu. Nie jesteśmy za czymś uwsteczniającym. Tylko marzy nam się, że to obywatel będzie na pierwszym miejscu, a nie urzędnicze ego.
Mądrych ludzi ponoć cechuje prostota, cierpliwość i wyrozumiałość. Myślimy podobnie. Urzędnik musi posiadać dużą dozę empatii i troszczyć się o tych którym ma służyć. Jeśli zaś myli role, stając się władcą losu, ba czasem stawiając się w roli Pana Boga, policjanta, oratora – jest najzwyklejszym oszustem, bądź bardzo zmęczonym i zestresowanym człowiekiem, wymagającym leczenia, wsparcia. Ale nie wówczas jemu do ludzi tylko do zupełnie innych zajęć i miejsc
To samo dotyczy zmęczonych pracowników służby zdrowia, palestry i innych priorytetowych, ważnych zawodów. Zawodów, jak kiedyś mawiano – wymagających powołania, predyspozycji do tego czy innego zajęcia. No i ważne by wszystko co się robi, starać się czynić z serca, nie żadną inną częścią ciała.
Z poważaniem dla czytelników Gazety Obywatelskiej
PTUPTAK & BANWI & ABah
***
Oto grupa dorosłych kobiet i mężczyzn. Deklaratywnie liczą około 90 osób. Nie płacą składek, nie są strukturą w rozumieniu oficjalnych pojęć organizacji pozarządowych. Są tworem dla wielu kontrowersyjnym, nie dającym się sklasyfikować na urzędniczym papierze i w takimż sposobie myślenia. Są zjawiskiem niesionym przez rozwój współczesnej techniki, są dzieckiem mediów społecznościowych, współczesnego korzystania z elektronicznych dóbr cywilizacji internetowej.
MALBORK SPRZEDAM ODDAM ZAMIENIĘ. POMOCNA DŁOŃ POGADUCHY |
Myliłby się kto, jeśli by uznał, że to tylko przestrzeń „rzeczywistości” elektronicznej. Oni są realni jak najbardziej. Ich przyjaźnie, kontakty są jak najbardziej realne. Ich wzajemna pomoc sięga daleko dalej, niż internetowe deklaracje, jest realna, praktyczna i … skuteczna.
Nie mają statutu, nie potrzebują sprawozdawczości wymykają się tym samym sklasyfikowaniu nawet przedstawicielom wszelkim NGO. Są pozarządowi ale dla struktur NGO jakoby ich oficjalne nie Było.
Zorganizowali niejedną imprezę dla dzieciaków nie tylko członków tej grupy, jak robią to dla wszystkich chętnych. Zorganizowali niejedną akcję pomocy głównie w Malborku. Są mobilni i praktyczni dzięki internetowi. Potrafią się zorganizować w oka mgnieniu i działać w praktyce.
Obserwowałem takie zjawisko jak jedna z mam, członkini grupy, musiała się znaleźć ze swoim dzieckiem w szpitalu, poza Malborkiem. Szybkość pomocy realnej, przewozu i dostarczenia potrzebnych rzeczy (wyjazd samochodu z nimi do celu), zajecie się pozostałymi dziećmi, załatwienia formalności prawnych, trwało w minutach, a okazywane wsparcie w budujących słowach, obrazkach czy radach natychmiastowe. Miały one i pragmatyczny wymiar praktycznych rad, uruchomieniem potrzebnych na dana chwilę kontaktów spoza grupy, etc.
To działa niczym centrum dyżurnego w Państwowej Straży Pożarnej. Natychmiast po zaistnieniu problemu, potrzeby i informacji.
MAlbork sprzedam oddam zamienię - pomocna dłoń pogaduchy – bowiem o tej grupie nieformalnej piszę, to kompletnie fajny przykład na to, jak wzajemnie pomocnym, jak w dobrym kontekście można używać internetu.
Adminami są Maria Czeszejko, Edward Skalany, Aleksandra Kudzma a moderatorami Wioletta Murawska i Aleksandra Czaban ot i cała struktura organizacyjna. Za to przyjaźni, pogaduch, spotkań, wspólnych wycieczek spacerów rodzinnych, to się nie da ogarnąć i zmierzyć. Teraz niedawno trwała zbiórka przyborów szkolnych dla dzieci ( dla tych którzy potrzebują i maja mniej środków, ale tak naprawdę pomagają sobie wszyscy nawzajem, czy maja więcej, czy mniej)
Zorganizowali całkiem niedawno na ulicy Kasztanowej Wakacyjną Przygodę, były zabawy sprawnościowe, biegi, zwiedzanie tajemnicze acz bezpieczne bunkrów, (pod opieką dorosłych).
Rodzice spędzali ze swoimi pociechami wspólnie czas mogąc też złapać oddechu i porozmawiać, pogadać ze sobą nawzajem dzieląc się wszystkimi sprawami nie tylko w Internecie. Całość ogarniały organizacyjnie praktycznie Aleksandra Czaban i Dominika Głogowska.
- Wielkimi krokami. Mimo ze to jeszcze wakacje letnie – mówi Maria Czeszejko – inicjatorka i liderka grupy - zbliża się akcja „I Ty możesz zostać Świętym Mikołajem”.
Jak co roku zbieramy zabawki, słodycze, odzież - wszystko co związane jest i może być z radością i uśmiechem dziecka! Bo to przecież o to nam chodzi. Ta akcja jak co roku obędzie się na ulicy Kościuszki.
Chcemy uczynić tak by dzieciaki, wszystkie które przyjdą dostały paczki lub słodycze, aby żadne dziecko nie odeszło smutne. Tak było w poprzednich latach i tym razem tez tak będzie - dodaje pani Maria.- Zapraszamy do wsparcia naszej akcji i kontakt z nami. mariaczeszejkosochacka@interia.pl, tel. 514 236 696
BANWI
Niedawno pisaliśmy o akcji pomocowej dla rodziny jednej z członkiń grupy pisaliśmy tez o zorganizowanym przez grupę Dniu Dziecka http://gazetaobywatelska.blogspot.com/2017/06/czasem-tak-niewiele-potrzeba-by-ktos.htmlJeśli urzędnicy w czymś „siedzą” dla nich skróty pojęciowe, zbitki słów – są zrozumiałe. Z czasem przechodzą nad tym do codziennej komunikacji i biada temu kto nie nadąży zrozumieć.
Spotykaliśmy się z taką opinią i podobnymi urzędniczymi, że na przykład: „to petent powinien nadążyć, a nie urzędnik – bo ten ostatni to fachowiec, profesjonalista i nie będzie się tu zniżał do poziomu czyjejś niewiedzy”. (SIC)
Takie to niemiałki z tych petentów nie chcących mówić jak trzeba, organizować jak trzeba, postępować jak trzeba według urzędniczego myślenia, itp.
Petent (czyli obywatel) urzędnikowi czy urzędnik pracujący za naszą kasę nam obywatelom. Jeśli czego nie rozumie obywatel, to raczej niech urzędnik się szkoli w formach jasnej komunikacji w relacjach z obywatelami. Cechując się cierpliwością, wyrozumiałością i dobrą wolą, a nie strugać Jaśnie Oświeconego Mądralińskiego decydenta. Koń dla trawy czy trawa dla konia?
„Pozajączkowąło” się w tym ciągłym pośpiechu. Owszem niech sobie urzędnicy gadają nawet po Chińsku jeśli siebie nawzajem rozumieją, mówią do siebie, między sobą i to potrzebne. Ale gdy idą w środowisko – to zero mądrowania się i śladowych pomysłu wywyższania się. To służba, a nie władza.
Nie jesteśmy oczywiście za wychwalaniem głupoty. Nie jesteśmy za brakiem profesjonalizmu. Nie jesteśmy za czymś uwsteczniającym. Tylko marzy nam się, że to obywatel będzie na pierwszym miejscu, a nie urzędnicze ego.
Mądrych ludzi ponoć cechuje prostota, cierpliwość i wyrozumiałość. Myślimy podobnie. Urzędnik musi posiadać dużą dozę empatii i troszczyć się o tych którym ma służyć. Jeśli zaś myli role, stając się władcą losu, ba czasem stawiając się w roli Pana Boga, policjanta, oratora – jest najzwyklejszym oszustem, bądź bardzo zmęczonym i zestresowanym człowiekiem, wymagającym leczenia, wsparcia. Ale nie wówczas jemu do ludzi tylko do zupełnie innych zajęć i miejsc
To samo dotyczy zmęczonych pracowników służby zdrowia, palestry i innych priorytetowych, ważnych zawodów. Zawodów, jak kiedyś mawiano – wymagających powołania, predyspozycji do tego czy innego zajęcia. No i ważne by wszystko co się robi, starać się czynić z serca, nie żadną inną częścią ciała.
Szanowni
Żyjemy w czasach kiedy pozbawienie kogoś
kciuka odbiera mu dostęp do codziennych kontaktów z innymi ludźmi i do wszelkich informacji. Żyjemy w takim
czasie, kiedy nasze oczy ślizgają się tylko po nagłówkach informacji. Żyjemy w takim
czasie, kiedy bezmyślnie i bez takiej naturalnej empatii oglądamy programy,
głównie wiadomości w telewizji - nic z tego głębszego nie mając.
Owszem płaczemy,
śmiejemy się i wkurzamy na to co podają elektroniczne media, ale tak jest to
skonstruowane by wywołać określone nasze reakcje. Wtedy więcej kupimy,
zagłosujemy lub poprzemy to co ktoś zaplanował byśmy tak postąpili. Tym ktosiem
są rzesze socjotechników, psychologów, „kołczów” (couch), ludzi tworzących
zachowania całych grup, de facto manipulujących na zlecenie. Czy to biznesu
handlu, polityków czy ludzi lobbingu.
Ilość przetwarzanych przez nas informacji
mnie osobiście zadziwia. Ile jesteśmy w stanie przyjąć? Czy już jesteśmy na
krawędzi szaleństwa „przegrzania się” naszych neuroprzekaźników, czy mózg
potrafi więcej?
Przerażają mnie nauki modrotliwych
ludzi dziennikarstwa (tu napisałem „ludzie dziennikarstwa” bo przecież nie „ludzie
pióra” – ci mają inne priorytety) perorujących
jak należy pisać dla ludu, jak „sprzedawać” chwytliwie tytuły, treści.
Wmawia się młodym ludziom startującym w zawodzie, że mają pisać artykuły na poziomie pojmowania gimnazjalisty średniaka. Że mają nie używać zbyt wyszukanych, trudnych i rzadkich słow.
Broń Boże by włożyć w to co piszą odrobinę emocji! Ma być wyczyszczone z wszelkiego zabarwienia
emocjonalnego, czytane chyba przez nasze oczy samoczynnie i niewielkim kosztem
intelektualnym przyswajalne. Inaczej nie będzie profesjonale!!!
Czy mieliście kiedyś dostęp do
treści artykułów starych gazet? Nie piszę tu o czasach PRLu. Chodzi mi raczej o
te polskojęzyczne we wcześniejszych latach – na przedwojennych skończywszy! Tam
nawet reklamy były warte przeczytania. Miały inny wymiar. Nie były
wysterylizowane! Zastanawiam się czy dziennikarstwo
to w czasach, których żyjemy, to jest jeszcze jakiś sprecyzowany zawód? Wątpię.
Dziennikarze po studiach dziennikarskich raczej wypadają z zawodu. Dziś miara bycia dziennikarzem jest własną miarą, a niekiedy wydawcy, który ma swoje cele i zadania, swoje standardy.
No i to wszechwładne przekonanie,
że przekaz informacji ma być nie pochłaniający energii intelektu, ma być bez
wachlarzy emocjonalnych, ma być wysterylizowany
– a czytelnik jeśli już ma czuć, to to, co sobie media życzą a nie co sobie tam
w łepetynie wymyśli. Nie daj Boże samodzielnie i refleksyjnie.
Aplikacja na smartfon, laptop z dostępem
do sieci WWW jak kosmetyczka dla kobiety, jak tlen dla nurka. To są mierniki
dzisiejszego postępu i bycia z angielska „na TOPIE” (Top -tak na marginesie w gwarze Borowiaków oznacza
nocnik – takie przenośne naczynie, jak
szpitalny „basen” i „kaczka” w jednym)
Pewnie inaczej trudno by już było
funkcjonować. Nie namawiam, by zostać Amiszem, Menonitą chociaż to na pewno zdrowsze
niż Pan Bóg na smartfonie i e-mailowe spowiedzi
(bardzo) święte.
W dobie poszukiwań miejsca dla siebie i swojej tożsamości warto przyhamować i nie dać się zwieść temu co próbują wtłoczyć nam w mózgi politycy, lobbujące korporacje, etc.
Nie daj się przerobić, nie daj się zepchnąć. Nie pozwól, by Twój świat przypominał film MATRIX
Bądź sobą (chcesz więcej – przeczytaj desideratę, piękny wiersz. Który dla wielu stał się wykładnią postępowania)
To właśnie dla takiego spojrzenia
na świat, Gazeta Obywatelska jest zaprzeczeniem wymaganych reguł! Jest
emocjonalna, ale fmerytoryczna. Jest prawdziwa a nie wysterylizowana. To dlatego
czasem trudno przeczytać artykuły „od deski do deski”.
Bo czasy książek oprawianych
kunsztownie i bogato inkrustacjami, złotem dawno się skończyły.
Teraz nastąpiła
„Era kciuka smartfonowego”. Może to dlatego, jeśli czytasz tylko nagłówki, przyswajasz
tylko newsy i więcej nie skupiasz uwagi niż kilka sekund ...
– Ten blog może wydać się
tobie nudny, nieprofesjonalny. Lecz on
został tak pomyślany, by przystanąć w naszym
owczym pędzie, powściekać się, popukać w
głowę, przyznać rację, pochylić się nad zjawiskami refleksyjnie.
Potem
podzielić się wszystkim tym co wywołały artykuły - w kontakcie z innymi ludźmi. Nie SMSem, ale w rozmowie tete a tete. Na
przykład przy filiżance herbaty?
Krzysztof Hajbowicz
autor blogu
***
Petenci Malborka!
Wczoraj t.j. 30 czerwca `2016r, podczas kolejnej sesji Rady Miasta Malborka, w jednym z podpunktów porządku obrad (mówiącym o zmianie brzmienia statutu Miasta), radni jednogłośnie, bez jakiegokolwiek pochylenia się nad kosmetyką (chociażby) zmian uchwalili w rezultacie;
że obywatel Malborka obecnie, według (wprowadzonej zmiany) radnych nie jest już … obywatelem. Jest … „petentem”.
Przeobrażenie takie nie wynikało z przemyśleń miejscowych, a swoistego „narzucenia” zmian prawnych w statutach. Odgórnie, przez instancje powyżej lokalnych. Niewiele osób to zauważyło. Urzędnicy nie uważają tego za istotne. Radni, którzy zauważyli (m.in. Paweł Dziwisz) nie chcieli o to kruszyć kopii, chociaż uważają to samo w sobie, za kolejny absurd. Więcej zapewne przeczytacie Państwo w lokalnych tygodnikach – bowiem dziennikarze to jedyni (wydawać by się mogło) w tej sytuacji, którzy nie zgadzają się być Petentami Malborka.
Krzysztof Hajbowicz
***
Jesteś u siebie, we własnym kraju
Politycy, urzędnicy, i inni "icy" często miast służyć obywatelom (czyli Tobie) mają pomysł na siebie i swoją wygodę. Wtedy mówią, ze myślą "o innych". Podziękować za takie myślenie.
Pamiętajcie jednak, żeby umieć odróżnić to co ważne dla obywateli, dla lokalnej społeczności od prywaty. Również własnej i własnych ambicji. Ale w Waszą mądrość i rozwagę nie wątpimy. Natomiast wielu politycznie napuszonym i „lokalnie mądrotliwym” warto spojrzeć na ręce.
Pilnujemy, żeby ludzie wiedzieli, co robi władza.
Uczymy mieszkańców, że mogą pytać urzędy o to, dlaczego zlikwidowano szkołę, ile wydano na festyn czy gdzie planowana jest budowa wiatraków. Udzielamy tysięcy porad i setki razy chodzimy do sądu. Dzięki temu coraz więcej ludzi wie, że ma prawo pytać urzędy, te zaś wiedzą, że muszą odpowiadać.
Potrzebujesz pomocy?
Pomimo zapoznania się z naszymi materiałami nie jesteś w stanie uzyskać informacji? Władze w żaden sposób nie odpowiadają na Twoje postulaty? Zabroniono Ci nagrywać posiedzenie zebrania wiejskiego? Masz inne wątpliwości co do praworządności działań władzy?
Zapytaj! Pod tymi adresami;
http://watchdogportal.pl/
http://informacjapubliczna.org/
http://funduszesoleckie.pl/
http://siecobywatelska.pl/szkola-inicjatyw-strazniczych/
Przepraszam moze niepowinnam
OdpowiedzUsuńAle boli mnie nieszczerosc ludzka kpina i poprostu niewiem jak to nazwac w zeszlym roku mialam dostac szlachetna paczke mial sie zglosic do mnie wolnotariusz czekalam z dziecmi i nic w tym roku
Mial sie zgllosic wornotarjusz do szlachetnej paczki i rowniez nic
Niewiem komu wierzyc i czy ta szlachetna paczka wogule istnieje
Kaleka mama 54lata bez prawa do rety z 5 tka uczacych sie dzieci.
Pozdrawiam