Takie refleksje z pogranicza neuronów
Pewnie wiele osób skłania się ku temu (jeśli w ogóle) co, by szukać odpowiedzi w biologii. Innym wystarczają słowa zapisane na kartach przeróżnych ksiąg, wykluczających się, co do istoty zagadnienia i są powodem nieustannego a irracjonalnego konfliktu.
Jeszcze inni wgłębiający się w temat (zależnie od reprezentowania jakiej gałęzi nauki, lubo tylko skłaniania się ku jakiemuś jej obszarowi ) – tak postrzegają, do czego są przyzwyczajeni, w jakim poglądzie (kulturze, otoczeniu i przemyśleniach własnych z tego wynikłych, czy co tam jeszcze) wyrośli i jaką filozofią nasiąkli.
Encyklopedie – mądrotliwie podsuwają kwintesencje esencji definicji. Ale starają się umieścić w ramkach – być może coś, co nie da się w te ramki wstawić. A nam się wydaje, że można i trzeba. Większość definicji, jak możemy się z łatwością zorientować, oscyluje jednak wokół biologii. Bo tam tylko wielu z nas widzi możliwość reprodukcji i rozwoju, etc.
A co jeśli życie ewoluuje poza biologią? Cóż … to wtedy klasyfikujemy takie pomysły na półkę z fantastyką, bajkami lub czymś innym.
A co jeśli ta cała nasza biologia jest tylko jakimś małym wycinkiem? Przejawem części całego spektrum?! Małym odcinkiem przez nas rozpoznawalnym i nam widocznym … jako życie.
To tak jak z falami elektromagnetycznymi i ich widzeniem przez nasze oko. To tylko wycinek … który dostrzegamy (wręcz dosłownie) … a fale płyną i są całym bogactwem różnorodności – której poza wąskim zakresem, nie jesteśmy nawet w stanie ogarnąć.
A co jeśli (załóżmy – choć teza krucha, ale roboczo w przybliżeniu – przyjmijmy) jeśli życie takie, które znamy, jest tylko malutkim wycinkiem życia jako całości – takiego, którego nie jesteśmy w stanie pojąć, ogarnąć, dostrzec z rożnych powodów.
Po przez swoją biologiczną ułomność, niedoskonałość lub braki w posiadaniu możliwości percepcji, nawet wymyślenia narzędzia, by to zbadać.
To tak jakby wyobrażać sobie inne wymiary – kiedy nasz mózg „łapie” zaledwie przestrzeń trójwymiarową, próbuje ogarnąć czasoprzestrzeń.
Co, a już kolejnych matematycznie wyliczonych – nie „łapie” nie potrafi uzmysłowić. Może na to potrzeba tysięcy lat ewolucji, może i nigdy nie pojmiemy a może jeszcze bardziej banalnie – nie dożyjemy jako gatunek.
I wreszcie … a co jeśli cała nasza przestrzeń postrzegana, uzmysławiana, widoczna i niewidoczna, cały wszechświat jakikolwiek ona jest … jest Życiem?
Ba a co, jeśli okaże się, że w czymś podobnym – co my rozumiemy jako ewolucję, zwana przez nas „materią nieożywioną” wyewoluowała sobie z siebie … tą naszą biologię … jako kolejną formę życia.
A może jest to wszystko i my cały ten „nasz tak rozumiany” wszechświat/życie zrodził się z energii Życia. No bo … na ten przykład E=mc2 w naszym pojęciu. A co jeśli jest jeszcze więcej i jeszcze czego innego?
Ech życie, życie!
No i co Wy Szanowni Państwo, czytający ten wpis, na takie moje dictum? Pewnie nie byłem (ba, a tu akurat jestem przekonany – mając po temu przesłanki) pierwszym, który tak to ujął.
Ale coraz bardziej, śledząc sposoby i kierunki w których badamy, jako cywilizacja, wszelkie możliwości – jestem przekonany – co to, to życie może być wszędzie i we wszystkim.
Tyle tylko, co my tak mało widzimy i rozumiemy. Lub czasami nie chcemy rozumieć.
No bo jak z centralnego miejsca we wszechświecie pierw ziemia, potem słońce, a także galaktyka zostały zdetronizowane – to teraz człowiek, nie jedyna istota i nie najważniejsza, o ta taka sobie z ułomnościami.
Ba, w sumie, nie najważniejsza nawet dla naszego ekosystemu (jak już to bardziej jako szkodnik) a na pewno nie „władca” czegokolwiek i kogokolwiek.
Bardziej jako jedna z milionów, milionów istnień – jak bakteria w naszej osobistej mikrobiocie … np. w jelicie grubym. Ta, która zamyśliła być „Panem Wszechświata”!
Wasz Krzysztof Hajbowicz
grafika BANWI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz