Gdy tylko któryś ze skorupiaków, po grzbietach innych prawie wydostanie się na zewnątrz - natychmiast pozostałe (pchane tym samym instynktem) chcą po nim się również wydrapać na zewnątrz. Chwytają szczypcami za odnóża uciekiniera i …
W efekcie lądują na powrót w … wiaderku.
I tak w kółko.
Więc po co przykrywać?
Znajomo brzmi? W naszej kulturze funkcjonuje dowcip o piekle i kotle, którego biesy nie muszą pilnować. Bo siedzą tam w nim, smażąc się w smole sami Polacy. Nikt nie ucieknie. Współtowarzysze współsmażenia nie pozwolą. Zrobią to samo, co wspomniane kraby, albo i gorzej.
Gdyby tak współpracować, wespół w zespół, by „problemów moc móc zmóc” to los wszystkich krabów i nie tylko, miałby szansę się polepszyć. Tyle tylko, że do tego potrzeba chęci, motywacji, życzliwości, altruizmu empatii i czasem poświęcenia, itd., etc., itp. Nie można być egocentrykiem – bo nie ma szans na opuszczenie wiaderka i pomocy w tym - innym, tym bardziej!
Chyba ów Wenezuelczyk nie wiedział co jest nagminną zasadą (nie)współpracy w Polsce. Pewnie, by taktowanie przemilczał te kraby.
Gdy tak przyglądam się; oczy moje nie mogą się nadziwić, bo na doświadczenie już chyba z grubsza się powinienem ...i przyzwyczaiłem.
Jak to moi współmieszkańcy malborkowi dbają o to, by inni nie mogli polepszyć swego położenia.
Nie jestem mieszkańcem Malborka z urodzenia. Jestem osobą przyjezdną. Może dlatego lepiej mi dostrzec to co w Malborku wyłazi z butów, spod szafy, z szafy …. co tak trudniej zauważyć osobom od dawna tu mieszkającym.
Czasem odnoszę wrażenie, że zachowanie wielu „rdzennych” Malborczyków przypomina brazylijską telenowelę, o mieszkańcach hacjendy z dziada pradziada. Tyle tylko, że w Malborku znakomita większość ma swoje rodowe korzenie w imigracji powojennej. Może to wówczas w tym dziwnym, swoistym "czasie wieży Babel", gdzie byle świstek z przedwojenną pieczątką, trójka lub dwójka świadków wystarczyły, by potwierdzać tożsamości i nie tylko. Może to wówczas narodziło się pragnienie (nie tylko tu) w Polakach stania się tym lepszym krabem.
Dziś, kiedy słyszę opowieści o obszarach w których "jakieś grupy coś mogą, a inne nie". Że jest i "dzieje się"swoiste roztasowanie zakresów, dziedzin, ba profesji i stanowisk ... To staram się je wkładać na półkę rodzimego folkloru klechd i legend współczesnych. Między inne, które nie są obce gdzie indziej. Czy to w większych czy mniejszych ludzkich skupiskach.
Niemniej z zadziwieniem dostrzegam, że w tych legendach jest niestety też wiele prawdy, czasem wyglądającej o wiele groźniej niż w nich samych. Chciałbym się mylić, ale to tak samo, jakbym uwierzył, że z wiaderka współpracując ze sobą, bezwarunkowo, altruistycznie wyjdą kraby na wolność i będą żyły długo a i szczęśliwie.
Oczywiście nie – wylądują w garnku. Tak jak to podkreślał (ale przedwojennie) w wierszu „Na starganie” (1938r.) zasłużony dla PRL (jego też kontestator) bajko – wierszopisarz Jan Brzechwa.
(...) A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”(...)
Ten sam autor, który napisał o tym; „że niedobre są spółki” (Opowiedział dzięcioł sowie – 1946r.) Ale to opowieść na inny czas o spółdzielniach np. socjalnych i koncepcjach ich postrzegania przez np. PUP i OWESy w Pomorskim.
Pisząc ten tekst jak zwykle proszę o Wasze spostrzeżenia, opinie i komentarze. Jak napisałem we wcześniejszych tekstach, widać już walkę przedwyborczą, widać już potęgujące się zmagania różnych sił i grup. Póki co, to jeszcze działają harcownicy i walna bitwa dopiero przed nami. Tylko jakby tu powiedzieć – podczas bitew „trup ściele się gęsto”.
Tylko proszę mi powiedzieć po co te trupy, gdy można coś razem zbudować? Mówić tym samym językiem, czynić wspólnie dobro dla innych w imię rozwoju. Wszak Malbork jest warty tego i ludzie tu godni, mądrzy, w większości prawi. Może by tak razem wspólnie, jednako. Po to, by temu w części chociaż zapobiegać, powstało m.in Stowarzyszenie Malborskie Forum Pomocowe i ten blog.
Chyba, że … zstępuje od czasu do czasu - jakiś zły duch i miesza, nie koniecznie biblijnie. Bo tamten był święty i miał jakiś wyższy zbożny cel. A ten duch zadaje się jakiś przeklęty, zazdrośnie umniejszający i typowo egoistycznie małostkowy. Nie pozwala wydostać się nie tylko krabom z wiaderka, ale i skazuje Bogu ducha winną większość - na męki ugotowania w garnku.
A wszystko przez te „kłótnie, swary głupie” miast miasto się rozwijać … to m.in. „trójokoliczne” molochy, metropolie, mądralińscy będą mieć nas w … „głębokim poważaniu”.
(...)„A to feler” - Westchnął seler.(...)
Spisał spostrzeżenia i refleksje
Krzysztof Hajbowicz
zdjecia pożyczone z sieci www
m.in http://bartalosillustration.com
http://picshype.com/crabs-in-a-bucket/bucket-o'-crabs/207258
zdjecia pożyczone z sieci www
m.in http://bartalosillustration.com
http://picshype.com/crabs-in-a-bucket/bucket-o'-crabs/207258
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz