sobota, 3 września 2022

Wspomnienia granatowego mundurka z białym kołnierzykiem

Zaś do końca roku szkolonego, już tylko 292 dni!

.

A mnie tam ciągnie do szkoły … do odrapanej ławki z takim dziwnie poplamionym zielonym skośnym blatem, ciągle zapchanym bibułami kałamarzem, fartuszkiem z białym kołnierzykiem … cóż starzeję się. 

To moje dzieciństwo … a chodziłem do szkoły „nielegalnie” już w wieku kilku lat, kiedym na tyle „wydoroślał” com nikomu nie przeszkadzał. 

W sieci znalezione dawne zdjęcie z "mojej" szkoły i mojej Mamy, Teresy 
Hajbowicz. Niestety  ale to nie moja klasa - chociaż i w tej klasie przesiadywałem 
nielegalnie.

Siadając w tylnej ławce i rysując w bloku tam takie różne dziwolągi. Ponoć nie zawracałem Mamie nauczycielce polonistce (a i z drugiego zawodu bibliotekarce) prowadzącej lekcje głowy
i prawie jakby mnie nie było.  
Kochałem szkołę, bo tam była biblioteka, ale nie
tyle biblioteka - co „kanciapka” z niechcianymi książkami. Długo by pisać, co to były za książki i jaki ich był los. Ale to było moje cudowne miejsce, jak zaczarowany ogród. 

Nie, nie i nie było to "zaraz po wojnie" ... to już był początek lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.

Stosy książek, różnych z obrazkami i bez ale z pięknymi pieczątkami bibliotek „skąd nie bądź” z dumnym orłem w koronie. Bo takich trzymać w domu nie było można pono.  A skąd ja mogłem wiedzieć. Były też książki (teraz wiem) drukiem gotykiem pisane po niemiecku  – owych (ze strychów, zasiedlonych domostw)  też przyjeżdżający osadnicy się wyzbywali. 

Ale to było dawno a książek tych z "kanciapki" jakoś nie miał kto odwagi ani spalić, ani oddać na makulaturę. Na całe szczęście.

Po dziś kocham kurz i zapach książkowych grzbietów i kartek. 

Po dziś kocham szkołę - szczególnie "tamtą" z "wygibaśnymi" drewnianymi ławkami, z piecem kaflowym. Panem woźnym dzierżącym  ogromny dzwonek na drewnianej rączce. Takim dzwonkiem, co odmierzał szkolny czas, lata szkolne ...  

I tych moich nauczycieli czasem srogich, ale wiem, że o pięknych sercach a i nierzadko takich umysłach. 

Nauczycieli, którzy uczyli i opowiadali jak na przykład było we wrześniu 1939, dlaczego siedzimy w jednych ławkach tutaj z rodzin. z całej Polski. Ba nawet z takich miast i wiosek  jakich już nazw nie ma w kraju. 

Tłumaczyli czasem nie wprost i niekoniecznie tak, jak "pisały" gazety; dlaczego jedni z nas chodzą do Cerkwi, inni do Kościoła a jeszcze inni są ci od innego kościoła, lub w ogóle tam nie chodzą. 

Kocham "tamtą" szkołę, gdzie za głupie rozróby szczeniackie było... „po tyłku” albo "linijką po łapie" a jak się w domu dowiedzieli była poprawka. Były "smary" od rodziców, dziadków no bo jak to nauczyciela zdenerwować. Wstyd ... na całą wieś. 

Kocham "tamtą" szkołę chociaż było tak, że byliśmy w większości biedni ... ale równi w tym swoim habitacie. 

Ja do takiej szkoły bym chciał  chodzić. A może to tylko zlepek moich poszatkowanych umysłem wspomnień. 

Ale zapach ławek, zapach książek starych i szacunek dla nauczycieli pozostał i jest realnie mi bliski. 

Wszystkiego dobrego w nowym Roku Szkolnym i Wam Nauczyciele, Pracownicy wszelcy szkoły – tu ukłon dla Pań Woźnych i Panów Woźnych – jeśli jeszcze taka instytucja istnieje. 

Tu na równi  ukłon dla Was kochane "Nielaty" i dla Was starsi choć do "pełnolatania" trochę zostało. 

Bądźcie uważni i rozważni – choć to pewnie głos wapniaka stetryczałego, wołającego na puszczy. 

Ale wierzcie mi Wy wszyscy; szkoła to nie tylko minister Czarnek. On jak najmniej - a było i za moich czasów wielu "psowaczy" dobra i rozumu. Uczcie się pomimo i dla siebie. Powodzenia!

Krzysztof Hajbowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz