Książka dynamit - jak dla mnie
Już siadłem do klawiatury, by co nagryzmolić racjonalnie „oczarowany” zdobytymi wiadomościami płynącymi z książki „Ziarna mowy. Początki i rozwój języka” - lingwistki Jean Aitchison, emerytowanej profesor języka i komunikacji na Wydziale Języka Angielskiego i Literatury Uniwersytetu Oksfordzkiego, gdy zadrżałem „wewnętrznie i zewnętrznie”.
Czasami doświadczałem już w życiu takich sytuacji, gdy wiedza, chociaż jej drobinka racjonalna i udokumentowana a nie wyssana z palca lub myśli życzeniowych - przeszkadzała w relacjach z innymi.
Ba, jakże stając okoniem w stosunkach braterskich, czy wręcz stawiała mnie dzielącego się nią (w dobrej wierze) po jakiejś innej stronie, oddzielonej przepaścią od tych, z którymi chciałem się dzielić. Chociażby porozmawiać o tej mojej fascynacji, choćby jeno wniknąć, zbadać, wejść w szczegóły zasobu owego poznania. Nie, nie tyle skonfrontować, co przeanalizować, zestawić czy co podobnego uczynić.
Pisząc wprost
– dostawałem po łapach i po myśleniu nieprawowiernym czy to religijnie, czy to światopoglądowo czy to „bo normalni ludzie tak nie myślą”. Bowiem takie zderzenia nieprzyjemne w rezultacie swoich dalszych konsekwencji (bowiem ciągnęło się to latami od młodości mojej w PRLu, latach osiemdziesiątych, po lata dominacji religijnych, niestety zdarza się po dziś dzień). Konsekwencji najłagodniej wyrażanych stwierdzeniami … „No to tak myślicie, młody człowieku ?!”, „Wicie, rozumicie – dla waszego dobra, radzilibyśmy ja wam …”, „Nie, nie to nie jest do przyjęcia w żadnym wypadku, biorąc pod uwagę obecną sytuację …” itp. Nawet pracując dla dobra obszaru, ogólnie rzecz biorąc gdzie bliżej spraw duchowych (np. uzależnienia kapłanów od alkoholu), czy spraw etycznych (podobne uzależnienia palestry, funkcjonariuszy, tudzież innych służb mundurowych i nie tylko) – dostawałem po łapach. Wszędzie i za każdym razem gdy odkrywałem a chciałem przegadać co można by było ... w tej materii pragmatyczniej, mądrzej …
Kończyło się podobnie. Nie utyskuję na swój „niespełniany prometeizm” raczej kontestuje bezowocność jakichkolwiek prób czynionych. I to nie tylko moich, bo taki ogląd miałem zarówno w swej zawodowej pracy, jak i wynikający z kontaktów z podobnymi mnie zawodowo z racji wypełnianych zadań, których się podejmowałem, czy to środowisk z którymi przyszło mi współpracować, być, etc.
Teraz po latach gdy przestałem być czynnym zawodowo. Nadal się uczę, nadal pragnę przyswajać, rozwijać się i ciągnie mnie do odkrywania w sobie i na zewnątrz wszystkiego. Taki już chyba mój urok. Tyle, co czuję, że nadto wysforowałem do przodu. Nie nie zjadłem wszelkich rozmów, jeno wyłażę, nadto często w swoich obszarach funkcjonowania i kontaktów. Środowiskach, nieformalnych czy formalnych czasem … przed szereg w niektórych. A to nie zawsze jest jakby to delikatnie napisać … dobrze widziane. Stąd też kochani, po wysłuchaniu audiobooka Ziarna mowy. Początki i rozwój języka. Jean Aitchison. Wydawnictwa: Państwowy Instytut Wydawniczy. Seria: Biblioteka Myśli Współczesnej nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.) 335 str. 5 godz. 35 min. … zadrżałem „wewnętrznie i zewnętrznie”.
No bo komu opowiedzieć i podzielić się serdecznie przemyśleniami? Może i głupimi, może później nadającymi się jeno do weryfikacji, ale moimi na tu i teraz. Znów odkryłem wiszącą nade mną pustkę lokalnej chmury samotności z której tak naprawdę nie powieje chyba przenigdy zrozumienie.
Lecz sam sobie winnym. Tak sobie pościeliłem, przystałem i tak powinienem czynić aby w tym wszystkim wokoło, było mądrze, bezkonfliktowo a po "maleńku", no i bez rewolucji …
Coraz bardziej dochodzi do mnie, że już nie mam ochoty ... i brakuje mi czasu. Który to przelatuje nieubłaganie mi przez palce i równie nieubłaganie się kończy.
Dlatego piszę ten tekst Szanowni, chcąc się nim podzielić z Wami, wierząc co znajdzie się jaka bratnia dusza i mnie zrozumie, klepnie ze zrozumieniem w ramię. Czy może ... nie zgodzi się, ale obdarzy kontrargumentami a nie zestawem zdań. Takich, które powyżej fragmentarycznie przytoczyłem a które znam już na pamięć, bo nie wróżyły mi zazwyczaj niczym dobrym. To wystarczy.
A co takiego w tej książce?
Na pierwszy plan wysuwa się to, co od dawna krąży mi po głowie a dotyczy (w pewnym sensie i pośrednio)… języków jakimi posługują się ludzie w różnych krańcach świata.
A dalej wszelkich konsekwencji tłumaczeń i ich istoty. Co za tym idzie trudności od zrozumienia począwszy, po oddanie wierne tego … co autor chciał napisać, a tłumacz oddać czytelnikom z innej nacji, kultury i stereotypów w tym obszarze panujących, itp.
Książka dynamit - jak dla mnie.
Bowiem ma siłę rozbrojenia a jeśli wybuchnie – rozwalenia podejścia do literalizmu wszelkiego.
W literaturze, beletrystyce, poezji czy nawet naukowych opracowań to pół biedy (no może duża bieda z poezją) i pięknem myśli oryginału – trudno to posklejać nie będąc np. dawnym Grekiem, czy mieszkańcem Mezopotamii, Akadu czy Aramejczykiem. Ba pięknym w wymowie a dla współczesnych mało zrozumiałym Szekspirem, Tenzin Gjaco - XIV Dalajlamą, czy kimkolwiek, kto był, jest z innego niż nasz rodzimy (a czasem zaściankowy) kręgu kulturowego i języka.
Długo by pisać. Jest wiele wykładów w sieci na temat istoty i różnic wszelkich języków współczesnych funkcjonujących w różnych obszarach. Chociażby krótkie lub dłuższe wykłady „typu” TED lingwistów, językoznawców, etc.
„Ziarna mowy” sięgają jeszcze głębiej.
„Niebezpiecznie” głębiej dla wielu, być może nawet obrazoburczo. Dla mnie zaś, zawartość tej książki była jak przysłowiowa kropla przepełniająca napełnioną czarę. Jak hałas i huk w zimowych ośnieżonych do maksimum szczytów gór. Uruchomiła całą lawinę znanych mi faktów i teorii. Tych, które na swoje potrzeby miałem. Teraz zsuwając się o dziwo bardzo składnie i niechaotycznie – odsłoniło mi to, co tak zafascynowało – że się z Państwem tym dzielę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz