Jak drzewiej bywało
BANWI
Starsi pewnie pamiętają, że ... telefon służył do komunikowania się z drugim człowiekiem i basta! W różnych, przeróżnych wariantach zawsze taki sam konstrukcyjnie.

W na pochyłej części najczęściej (były tego różne warianty) ułożona była zawsze tej samej wielkości tarcza analogowa z cyframi i okrągłymi otworami - miejscami na palec. Tak by móc „wykręcać” potrzebny numer. Stąd może to sławetne „wykręcić jakiś numer”… bo numery się kiedyś wykręcało! Rzadziej wystukiwało, naciskało przyciski.
Tak mniej więcej, udaje mi się dziś - opisać to, co pewnie w mojej młodości znało każde dziecko. A opisywanie tego urządzenia mijało się z celem. Każdy przecież wiedział o co chodzi!
To jak z tym sławetnym koniem dla encyklopedystów francuskich bodajże. Opis podobno wyglądał w ten deseń „Koń jaki jest, każden widzi!”. Tak samo rzec można było w mojej młodości – „Telefon jaki jest każdy wie”. A, że jestem pokoleniem daty pierwszego człowieka w kosmosie, czyli ery kosmicznej – mam się czym pocieszyć ... i na tym „chwatit”.
Telefon był w domu, jeśli miała rodzina szczęście lub układy. Był przymocowany kablem do ściany(!) i dalej drutami na słupach do centrali telekomunikacyjnej (najczęściej w urzędzie pocztowym, lub oddzielnych budynkach o dużych gabartach pomieszczeń).
Stąd one się kiedyś nazywały urzędami pocztowo-telekomunikacyjnymi (UPT). Nie było żadnych podziałów. Naczelnik UPT zarządzał i monterami (to ci od telefonów) i listonosz… o przepraszam, wtedy mówiło się … doręczycielami.
Wszyscy żyli w błogiej nieświadomości, że za kilkadzieści lat - świat się tak zmieni, co będzie nie do poznania. (ba nawet do … „Warszawy”)
Wtedy super centrala półautomatyczna automatyczna wybierakowa – przypominała metalową pokaźna szafę. W której coś terkotało, zgrzytało charakterystycznie – gdy przekręcały się zębatki ale automatycznie!!! Z zewnątrz wyglądało to trochę jak monolit z „Odysei Kosmicznej” Stanleya Kubricka
W środku zaś pracował tak.
https://www.youtube.com/watch?v=SWeHPKTtOJM
W przepastnej sieci internetu, nie udało mi się znaleźć odpowiedniej wersji tej szafy aby ją pokazać. Takiej którą pamiętam, i która jak ten monolit stała samodzielnie, przy oknie obdrapane biurko obowiazkowo z drewnianym surowym krzesłem - w jednym z pomieszczeń.
Bym zapomniał jeszcze w rogu pokaźna obudowana brązową sztuczną płytą – grupa baterii, które były na czas wyłączenia przez rozdzielnie prądu. Wszak telefony musiały działać. Niemniej to co mi się udało znaleźć (nagle sobie uświadomiłem co tych rzeczy nie wolno było fotografować – stad taki niedobór być może w sieci. ) Więc to co znalazłem - obrazuje mniej więcej jak i do czego służył telefon.
Dzieciństwo spędzałem (jak to mawiali kiedyś „chowałem się”) w budynku, w którym z jednej strony była poczta (UPT) a drugiej mieszkanie służbowe naczelnika tejże.
To co było wewnątrz sortowni, centrali, czy na sali głównej było mi więc dobrze znane. Wszak „to był mój teren” gdzie dziecięciem za przyzwoleniem wszystkich (mniej własnego Taty) grasowałem i wszędzie mnie było pełno. „Znałem tajniki” jak niejeden pracownik, a fragmenty ołowianych tulei odchodzących do słupów telefonicznych i kryjące w środku tysiące kolorowych drucików – wraz z nimi były moimi zdobyczami, gdy przyglądałem się pilnie pracy monterów. Itd., itp.
Ale ani jeden pracownik UPT nie mógł przypuszczać, że telefon będzie służył jako radio, odbiornik satelitarny GPS, aparat fotograficzny, dalmierz, telewizor, magnetofon, zabawka, gadająca książka lub do czytania, album, mapa, kalkultor, słownik, … komputer, itd.
Nikt nie mógł przypuszczać, że będzie noszony taki telefon, gdzie się da i jak się da ... ze sobą!
By "zadzwonić" do kogoś (zatelefonować) trzeba było przyjść do budynku UPT lub być szczęśliwym posiadaczem telefonu w domu. Owszem słyszałem o i raz czy drugi widziałem wideotelefon w budynku jakiegoś super urzędu pocztowego (nie pomnę w wojewódzkim mieście, czy może w stolicy).
Z takiego, z którego można było rozmawiać przez mikrofon na podstawce i widzieć na malutkim czarnobiałym ekranie wielkiego gabarytu telewizora, z wielgachnym kineskopem - twarz rozmówcy. Taki ówczesny "Skype".
Ale żeby mieć pojęcie o smartfonie?!
Przecież nawet nie było wtedy pilotów do telewizorów! Te kolorowe dopiero co wchodziły na rynek i potrafiły wybuchać, zapalając się ku przerażeniu posiadaczy.
Wszędzie rządziły czarnobiałe odbiorniki lampowe np. typu TOSCA, NEPTUN. (na które zakładano (przywiązywano) takie płyty dyferencyjne „udające” kolor ) Nawet nie wiem czy dobrze to nazywam.
Coś tli siew pamięci i mogłem pomieszać. Co dopiero myśleć o czymś takim jak „komórka” w dzisiejszej dobie. To była era „Jacka i Agatki”, „Balbiny i Ptysia” na dobranoc, jednego programu telewizji (drugi dopiero wchodził) i lądowania człowieka na księżycu. Niech no teraz kto pobije taki stopień oglądalności! I braku wolnych sobót. Szkoła była przez okrągły tydzień.
No i niech teraz Szanowna Młodzież sobie wyobrazi, że chce zadzwonić np. do Kasi, Basi, Marysi. Proszę podpytać Mamusiów, Tatusiów, Babciów i Dziadków … jak to drzewiej z tym telefonowaniem bywało
BANWI
obrazki z przepastnej sieci internetu pobrane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz