wtorek, 16 listopada 2021

Życie, jakie jest, każdy widzi …

Oby nie polityczny bal na ... swoistym Titanicu

Nie przypuszczałem, że przyjdzie mi przerabiać ponownie garście rozterek, jakie towarzyszyły mi w pojmowaniu ówczesnych czasów, lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Wchodząc w życie dorosłe z wszelkim tego konsekwencjami, wierzyłem, co zmagając się z niesprawiedliwościami, absurdami - podążam w kierunku lepszego jutra, dla nas wszystkich w konsekwencji.
 

Byłem gotów (i tak czasami było), by cierpieć, ponosić smutne konsekwencje,  gorzkie nauki. Nie zawsze dawałem sobie tym radę, ale z uporem maniaka (jak zresztą wielu takich podobnych, takiej zgrai „roczników około-kolumbowych” lat 60`, parliśmy na przekór, do Europy, do Wspólnoty. Do nowego spojrzenia na przyszłość, na demokrację. 

Idealiści i trochę naiwni - traktowani przez cwańszych i starszych oraz starych wyjadaczy życiowych, jako hordy idiotów luzem. Wypuszczonych z ramek PRL-u. Cóż, nie żałuję tamtego czasu. Chociaż, z perspektywy patrząc, poprawiłbym małe/duże co nieco teraz. Ale, cóż! Mleko się rozlało i płakać za utraconym czasem nie ma sensu.

Niemniej pozostały w środku mnie samego i podobnie myślących - wartości, ideały i ukształtowany dekalog pojmowania zasad. Gdy stawaliśmy się (jako Państwo, Naród, Społeczność integralną częścią Wspólnoty Europejskiej) już nie tylko z położenia geograficznego i chęci ale w świetle podpisanych traktatów. Wydawało mi się wówczas, że będzie można teraz, kiedyś "odpocząć", wszak jako „kolumbowie” zrobiliśmy swoje. Każdy jak umiał i mógł. Myśląc, że przyjdzie czas na cieszenie się wnukami, spokój i zasłużony bardziej lub mniej odpoczynek.  

Cóż dzisiejsze dni wcale tego nie potwierdzają.

Potrzeba wiele rozwagi i refleksyjności nad każdym ruchem, słowem i posunięciem. Bowiem nic nie jest dane na stałe. Teraz dopiero wybrzmiewają zrozumiałej, owe głosy tych, (najczęściej, starszych wiekiem kombatantów, pamiętających drugą wojnę światową) - Tych, co wiedzieli, że tak to jest.  

Teraz, gdy wszystko się kitłasi nie tylko z powodu narodowych, religijnych i takich zwyczajnych ekonomicznych zaślepień. No bo jak dawać radę kiedy nie wiadomo komu można zaufać?!
Demokracja przestaje być w cenie.  Zaczyna rządzić koniuszek nosa różnej długości, nie do końca pojętej intuicji i konformizmu oraz wszystkiego tego, z czym się kiedyś trudno było zgodzić. 

Kiedy koncepcje przyszłości Polski, zaczynają się polaryzować nazbyt fatalnie, kiedy nie wyciągamy nauk z minionej historii, kiedy powoli wielu z nas zaczyna wierzyć, że ziemia jest płaska. 

To nie może być dobrze! Słabniemy. Gdy słabniemy - wszelkie choróbska narodowe i obce zaczynają nas dopadać. Bakterie i wirusy, wrzody na tyłku narodowym, świętości, wartości - które delikatnie rzecz biorąc sięgają bruku. Spadając jak „z norwidowska”, wyrzucony „Fortepian Szopena”.

Dlatego tak ważnym jest, by nie oddać knajactwu myśli – to co powinno stanowić jakiś próg. Przez który nie wolno się wycofać. Bo utracimy wszystko co cenne. Gdy „Bogurodzica” wybrzmiewa z gardeł głów kiboli, chamskich, faszyzujących  nacjonałów,  udających pokorne owieczki. A władza (ta pono „sprawiedliwa i prawa”,  skupia się na tym, by antagonizować a nie łączyć. No to,  nie można udawać, że jest jak dawniej, demokratycznie. Już nawet z nazwy bardzo daleko jej do tego.  Polska słaba okazuje się łatwym kęskiem dla wszelkiego rodzaju niebezpieczeństw. Okazuje się jak wielu mamy wokół siebie nieprzychylności i wrogości. 

Jedynie wspólnie moglibyśmy coś teraz zrobić, chociaż wydaję się, że coraz bardziej staje się to zbyt późne.  

Coraz bardziej chichot historii każe sobie płacić, nie tylko nam Polakom (ale, co to za pociecha?) za ignorowanie nauk płynących z podobnej historii w ubiegłym 20-tym wieku. Nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków. Co gorsza postępuje część obywateli tak samo jak ci, których zachowania ongiś jednako potępialiśmy przecież wspólnie. Jako naród, społeczeństwo. 

Teraz jakby katarakta na oczach i przyzwolenie tych, którzy niefortunnym zbiegiem zdarzeń i pomysłów na Polskę doszli tak licznie reprezentowani o ironio (demokratycznie wydawałoby się) liczonym – rozłożeniem głosów. 

Ja sądzę, że jednak li tylko bezrefleksyjnością,  brakiem wiedzy i w oparciu o kompletnie odjechane przekonania (zarówno religijne, jak i polityczne). To trzeba zmienić i znaleźć rozwiązanie, aby się takie rozłożenie niefortunne dla całości więcej nie przytrafiło. O ile Polska będzie miała szansę przetrwać i niezależnie, mądrze, rozsądnie, etc. decydować o swoim kształcie. Oby nie było zbyt późno.
By ten otaczający nas zgiełk czasu i wszelkie burze, rzucanie się sobie do gardeł, nie był swoistym balem na „Titanicu”. Oby nie. 

Zmartwiony, z głęboką refleksją i niepokojem o przyszłość moich Córek i wszelkich innych młodych Polaków wchodzących obecnymi czasy w dorosłość.

Krzysztof Hajbowicz
Grafika BANWI. Na podstawie obrazu Jana Matejki - Stańczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz