Czy muzeum Miasta jest potrzebne
Krzysztof Hajbowicz
Każdy z nas ma swoją historię, przeszłość. Początkowo, gdyśmy
młodzi, jej nie doceniamy, bagatelizujemy. Później, gdy przychodzi czas pisania
swoich „curriculum vitae”, zaczynamy pojmować wagę przeszłości.
Czasami przeżywając to i owo, wstydzimy się tego co minęło. Jeszcze innymi rzeczami wydarzającymi się nam w życiu - się szczycimy. Na starość, w dojrzałym wieku powiedzmy "balzakowskim" najczęściej staramy się opowiedzieć naszą historię swoim (i czasem cudzym) latoroślom.
Inspirowani do tego wieloma motywacjami ale jedną główną (chyba najbardziej), by
nie przeminąć bez śladu. Oczywiście to tak
pobieżnie, nie zagłębiając się w szczegóły, bardzo rozległego tematu.
Suma tych naszych przeszłości, ścieżek, dróg, autostrad życia i przygód w podróży przez nie - stanowi historię
naszej rodziny, części obszaru gdzie mieszkamy, lub gdzie nas w końcu rzuciło („Bóg
doprowadził”, Los, Przeznaczenie). Gdzie tak naprawdę przyjdzie, przyszło „nam
złożyć swoje kości”. Ta cała suma, to nic innego jak historia ludzi z miejsca
gdzie mieszkali.
Historia to nie wredna „historyczka” z linijką, wskaźnikiem dziennikiem, która znęca się nad uczniami nakazując im to czy tamto. To przepraszam wszystkie panie, które „uczą przedmiotu” – ale pewnie mają świadomość emocjonalnego podejścia swoich trzódek uczniowskich. Zresztą dotyczy to tez panów od historii.
Historia to tożsamość.
To tożsamość nie tylko ludzi ale i miejsca w którym
mieszkamy. Starsi (pewnie dziadkowie) mogą Wam naj i młodszym opowiedzieć z
jakim rozrzewnieniem patrzą na zabawki z
ich dzieciństwa np. gra w „Master Minda” , bilard stołowy na kulki i obskurny
dzwonek otoczony gwoździkami, etc.
To przedmioty, które kształtowały ich psychikę, pokazywały
dobrobyt lub jego odwrotność, bo trzeba było wydać pieniądze na co innego. Stanowiły choćby ułamek opowieści o czasach
które nie wrócą, a które z taka lubością teraźniejszość i „poprawność” próbuje zakłamać.
Tu to nie PRL chodzi – chociaż i dla wielu jest
niezrozumiałe o co tym politykom idzie, wszak i oni sami w tym „przebrzydłym”
PRL-u kończyli szkoły, chodzili na pierwsze randki, umawiając się np. na placu „22-lipca”,
itp. To także i ich przeszłość.
Teraz potępiając każdą radość z tamtego czasu jak wyklętą,
naganną nieprzyzwoitą.
A może wystarczyłoby mieć świadomość tego, co niosła
historia tamtego czasu? Jak kształtowała życie ludzi, jak ludzie na nią
reagowali. Może wystarczyłoby nieć wiedzę o minionym czasie i nauczyć się wyciągać
mądre wnioski. A nie potępiać w czambuł i mieć pretensje, że woda jest mokra.
Historię piszą (chwilowi w przestzreni czasu) zwycięzcy - to prawda. Niemniej jeśli nimi są mądrzy
ludzie to te historie najnowsze się nie powtórzą. Ba opowiedzą o dziejach jakiegoś
miejsca bez uprzedzeń, przekłamań prawdę, na ile dadzą radę ją odtworzyć
obiektywnie. A kto by chciał, by jakiś psychopata pisał o nim, o nas opowieść historii naszego życia pod kontem swoich lęków, uprzedzeń i swoich
wymysleń. Pewnie nikt, i uchowaj Boże by tak było.
Mieszkamy w mieście, miejscu, które jak niewiele mu
podobnych, aż kipi od historii. Ta najstarszą, która się wyłoniła z puszcz -
zamkiem i Zakonem znamy bardziej lub mniej aż do jego upadku. O tym nie daje
zapomnieć Muzeum Zamkowe. Ale Zakon to tylko epizod (choć bardzo niezwykle znaczący)
w dziejach tego obszaru. Chociażby obrębie murów miasta i poza nimi znacznie później (ot choćby 17,18,19 i wreszcie 20 wiek). Żyli tu wspaniali ludzie
twórczy ludzie, i łotrzyki, i towarzyszyły historie miłosne lepsze od niejednego
zachodniego „Love story”, etc, etc, etc.
Jeśli odrzucimy uprzedzenia, nasze stereotypy myślowe, pochylimy się nad brakiem naszej wiedzy o
ludziach, miejscach i całym konglomeracie tego co nas tutaj otacza – okaże się wówczas,
że niczym się to przez epoki, nie różni od naszych chciejstw, marzeń, zdarzeń
przeszłości, emocji i doznanych, doznawanych tutaj uczuć. To byli ludzie tacy jak my, tylko w
innym czasie. Często różnych nacji, różnych kultur o których tylko pobieżnie
coś wiemy, lub nawet nie.
O tym, co towarzyszyło mieszkańcom dawnego Malborka, jak żyli
wiemy z niektórych opracowań, czasami snując domysły. Ale nie mamy na dotyk ręki z pierwszej ręki wielu takich materiałów, dowodów. Cale dziedzictwo i dorobek mieszkańców miasta został rozniesiony po świecie
jak podczas szybkich przeprowadzek niejednej naszej rodziny we współczesnych
czasach. Gdzie po drodze zagubił się rysunek naszego najmłodszego dziecka,
ulubiony miś starszej córki, wiekowa fajka dziadka, czy świadectwo prababcine ukończenia
szkoły powszechnej dla panien, jej naszyjnik – może niewiele warty u jubilera
ale jakże cenny dla całej rodziny.
Miasto ma szansę odzyskać część swojej tożsamości w postaci
eksponatów tymczasowo złożonych w Hamburgu. Po wielu latach różnych komplikacji
i politycznych, i ambicjonalnych mamy szansę odzyskać dla miasta, dla potomnych
część jego historii zaklętej w przedmiotach codziennego użytku, listach, dziełach
sztuki czy zwykłego kiczu. Ale przedmiotach w których zatrzymał się czas, które
warte są tego by przypominały o naszym przemijaniu i o wielości pokoleń, które
tu mieszkały dla wielości innych ludzi, którzy tu przyjdą po nas.
Jeśli tego nie uczynimy, eksponaty rozdzielą miedzy siebie Niemieckie muzea, kończy się termin i kwestowanie w miejsce ich składowania.
Stąd rozmowy, trudne ponoć także dla Niemców. Oni też mają swoje uprzedzenia.
Może, by tak je odrzucić wreszcie po obu stronach. Ale pamiętać jak wiele uczynić może złego
polityka, egoizm, ambicjonalność lokalnych i globalnych polityków. To po jednej
jak i po drugiej stronie.
Ba na całym naszym globalnym grajdole.
Teraz branie się za łby, i dzielenie włosa na czworo jak się
zająć tym muzeum, jak zabrać z Niemiec
eksponaty, czy mamy listę, czy to w skrzyniach czy workach - to tak jakby przypominałoby Mrożkowego „Indyka”
i rozmowę chłopów (…) CHŁOP II - Może by zasiać co... CHŁOP I - Jjiii tam... CHŁOP
III - E, mówicie... (…)
Nie jest ważne w ogólnym rozrachunku, kto pierwszy wynalazł
koło czy muzeum miasta Malborka. Ważne, by teraz bez animozji, przepychanek
politycznych, ambicjonalnych – tak na zdrowy rozum – przygotować instytucjonalnie
miejsce do tymczasowego składowania. Potem
zadbać o miejsce np. w Ratuszu Miejskim odrestaurowując go. Jest ostatnia
szansa w tzw. rozdaniu Funduszy Norweskich – mówił o tym Bernard Jesionowski podczas ostatniej sesji Rady
Miasta. Co bagatela według szacunków fachowców „tylko ok. 10-11 mln) kosztować może. Ratusz i tak prędzej czy później, odrestaurować trzeba będzie. Teraz to takie
kukułcze jajo dla następnych ekip samorządów. Niemniej na którąś w końcu padnie. Może lepiej teraz, kiedy
jeszcze jest szansa u Norwegów. ( Fundusze norweskie – kliknij)
Tak czy inaczej więcej może nam się, jako miastu, nie przytrafić taka okazja. Nam mieszkańcom, by zostawić wspólnie coś dla potomnych. Tak aby o nas wiedzieli więcej ci potomni, niż to np. co wyczytają z gazet zachodnich, wschodnich i tutejszych (jeśli jeszcze coś takiego będzie) lub z internetu – że „(…)w wyniku braku dobrej woli, braku pozbycia się ambicjonalnych uwarunkowań mieszkańcy Malborka nie umieli się porozumieć i ….(…)”
Malbork 25 września 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz