piątek, 29 września 2017

Czy wolność może być powodem cierpienia?

"Zainicjować dyskusję w celu wypracowania optymalnego rozwiązania!" Malborkie Forum Pomocowe (MFP) 3 listopada br. (budynek dawnegp MWC - sala konferencyjna, parter, godz. 16.00 -19.00).  MFP organizuje kolejne otwarte spotkanie! Dla instytucji, przedstawicieli przedsiębiorstw, kościołów wszystkich bez wyjatku denominacji - słowem dla mieszkańców Malborka, dla całego środowiska. Tematami będą m.in; wspólne kroki przeciwdziałania handlu ludźmi, próba odpowiedzi na pytanie i udowodnienia  "czy można być grupą pomocową i wzajemnego wspacia bez papierologii, numeru KRS, i zaszufladkowania?", etc. Będzie też miejsce na przeanalizowanie dzialań pomocowych w miesiacach zimowych, i poszukiwaniu optymalnych rozwiązań  o których problematyce napisał poniżej autor. 

Czy to zakrawa na herezję?!

Tadeusz Łachacki

Z reguły wolność definiuje się jako możliwość wyboru. Filozofowie uszczegółowili tę definicję na różne sposoby, ale kierując się tzw. „chłopskim rozumem” dochodzimy do wniosku, że nikt nie jest w 100% wolny. 

Ważne, jakiej kto wolności oczekuje, ponieważ wszyscy mamy różne ograniczenia zależne bądź niezależne od naszej woli. Lubię wracać do bajki Krasickiego „Ptaszki w klatce”. Stary czyżyk płakał nad utraconą wolnością, natomiast młody w klatce czuł się dobrze. Sam Krasicki nie był człowiekiem wolnym, ponieważ pomimo świadomego wyboru stanu duchownego, niewątpliwie cierpiał z powodu celibatu. 

Natura nie oszczędza duchownych. Hegel określał wolność jako uniezależnienie od lub do. Od prześladowań, strachu, głodu, niewolnictwa, pracy przymusowej, itp., natomiast z prawem do wyznawania wybranej religii, wygłaszania opinii, do wolności gospodarczej. 

Dużo się obecnie mówi o wywalczonej wolności, chociaż wielu ludzi nie czuło się zniewolonymi wcześniej. Czy obecnie wolny jest człowiek, który po długotrwałym poszukiwaniu znalazł pracę na czarno lub na umowie śmieciowej, potem jest poniewierany, nie otrzymuje wynagrodzenia, w końcu jest zwolniony z powodu widzimisię szefa? 

Czy w tym względzie w PRL-u byliśmy bardziej zniewoleni? Czy nie ogranicza się wolności podnosząc bądź wprowadzając nieuzasadnione podatki? „Wolny najmita” Konopnickiej stał się wolnym człowiekiem. 
Mógł robić co chciał: pracować – nie pracować, leczyć się, lub nie leczyć, itd. Dziś mamy podobną wolność. Lewicowa krytyka społeczna wskazuje, że warunkiem korzystania z wolności jest zabezpieczenie praw społecznych obywateli, takich jak: prawo do pracy, dachu nad głową, bezpłatnej opieki zdrowotnej, edukacji, itp. Walcząc o inaczej rozumianą wolność, wielu ludzi tych praw pozbawiono. 

Wiatr historii powiał w inną stronę i trzeba być odważnym, żeby głośno wyrażać swoje opinie na temat zaistniałych w przeszłości faktów. Ktoś powiedział, że orły latają samotnie, a barany chodzą stadami. Można to interpretować na różne sposoby, ale przecież orzeł musi sam sobie zdobyć jedzenie, natomiast barany są prowadzone na pastwisko przez gospodarza. 
Czy rozpaczają nad takim ograniczeniem wolności? 
Naprawdę nie chcę nikogo obrazić porównując ludzi do tych sympatycznych przedstawicieli świata zwierząt, ale ludzkie zachowania bywają podobne. 

W nowej rzeczywistości mamy w kraju narastający, wstydliwy problem, w pewien sposób związany z wolnością. W zachodniej Europie i w Ameryce istniał już wcześniej. Mamy coraz więcej osób bezdomnych, którzy chyba zbytnio nie cieszą się swoją wolnością, tułając się po wagonach, opuszczonych budynkach, piwnicach czy strychach. Policja, Straż Miejska i inne służby zachęcają ich do korzystania z noclegowni, zwłaszcza w okresie zimowym. 
Zdecydowana większość z nich odmawia, bo ma takie prawo. 
Dlaczego wolą tułać się, żebrać, nie myjąc się , budząc powszechną odrazę? Dlaczego bardziej cenią sobie możliwość swobodnego spożywania taniego alkoholu, którego w noclegowni pić nie wolno? 
W imię fałszywie pojmowanej wolności rezygnują z proponowanych im lepszych warunków egzystencji, pogrążając się w alkoholizm, narażając się na różne choroby z powodu nieprzestrzegania elementarnych zasad higieny. 

Rodzi się w nich bunt przeciwko ludziom, którzy mają lepiej i chyba każdy z nich w samotności zapłacze, zwłaszcza w dzień Wigilii. Dla reszty społeczeństwa są jakby wyrzutem sumienia, bo przecież kiedyś tak nie było, ktoś do tego doprowadził i musimy na to bezradnie patrzeć. 

Chciałoby się pomóc im w jakiś sposób, ale większość ludzi nie posiada aż takich środków, żeby kompleksowo rozwiązać problem. Drobne wsparcie jest tylko chwilowe i nawet nie budzi nadziei na lepszą przyszłość. 

Z problemem bezdomności musi zmierzyć się jakaś większa instytucja. Jak wykazuje praktyka, opieka społeczna sobie z tym nie radzi. 

Istniejący w naszym mieście Dom Fides robi dużo dobrego, ale chyba wiele spraw można byłoby załatwić inaczej. Z pewnością posypią się gromy na moją głowę, ale chciałbym „wsadzić kij w mrowisko” i zainicjować dyskusję w celu wypracowania optymalnego rozwiązania. Myślę, że należałoby po prostu wyłapywać osoby bezdomne i nawet na zasadzie przymusu umieszczać w specjalnie przygotowanych obozach, bez prawa do przepustek w celu zakupu alkoholu. Nie mówię tu o jakimkolwiek znęcaniu się, bo to przecież nasi Bracia Polacy, tylko zagubieni z powodu osobistych problemów. Obowiązkowa służba wojskowa też była pewnego rodzaju ograniczeniem wolności, a jednak wielu mężczyzn z sentymentem ją wspomina.  Umieszczenie bezdomnych w ośrodkach, zapewnienie im wyżywienia i opieki medycznej (może edukacji) przy jednoczesnym oddziaływaniu psychologicznym mającym na celu przywrócenie tych ludzi do życia jako pełnowartościowych członków społeczeństwa ma sens. Wiąże się to z kosztami, ale jest duża szansa, że nie będą to stracone pieniądze. 

Z pewnością lepiej podziwiać człowieka, który wyszedł z bezdomności, marazmu i stał się zacnym, powszechnie szanowanym obywatelem, niż litować się nad kimś, kto zamarzł w zimie gdzieś w altance czy na strychu. Takie czasowe ograniczenie wolności w końcu nie byłoby krzywdzące, podobnie jak służba wojskowa. Niektórzy psychologowie potrafią czynić cuda, więc mogliby każdemu przywrócić wiarę we własne siły, przekonanie, że społeczeństwo nie odrzuciło ich na zawsze, że mogą odegrać w życiu ważną rolę i są nam potrzebni. Nie da się tego zrobić w jeden dzień, ale na pewno warto.


Tadeusz Łachacki

A Państwo co o tym sądzicie? Jak zwykle rozpoczynamy dyskusję - prosimy o Wasze komentarze, opinie, refleksje, etc. Dzielimy się nimi pisząc na adres e-mail gazeta-obywatelska@wp.pl. Zapraszamy (Przyp. Red.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz