Cały ten zgiełk - jakby nie było innych problemów w samorządach
refleksyjnie BANWI
Gdy zmarł władca starożytnego Egiptu Echnaton (bardziej pewnie znany współczesnym ze względu na swoją żonę Nefretete i syna Tutenchamona) przeciwni jego monoteistycznym zapędom kapłani zrobili wszystko, by pozbyć się wizerunków, steli, hieroglifów wspominających czasy jego rządów, jego samego i zmian, które wprowadził.
Chciano go wykreślić z pamięci i unicestwić jego idee, pomysły dla potomnych. Dziś faraon Echnaton czy jak kto woli Amenhotep IV, prekursor, reformator rewolucjonista, chcący obalić stare przyzwyczajenia i koterie jest mimo tych zabiegów, bardziej znany niż kapłani jego epoki.
Kapłani zażarcie pilnujący, by nic co się wiązało ze znienawidzonym im faraonem, nie przedostało się do historii. Co zakrawa na ironię - dziś nawet jego modlitwa do Boga znalazła się, w prawie dosłownym kontekście … w biblijnej Księdze Psalmów.
Dziś ustawy „wycinające” całą lub część przeszłości wielu Polaków, przewalają się przez Sejm RP niczym słynna ustawa ministra Szyszki. Wycinające, zamazujące inny sposób widzenia – a przecież minionej i byłej epoki, jako żywo historii. Dobrej, złej, nijakiej – orzekną następne pokolenia i poddadzą surowemu osądowi.
Oby nie tak, jak to chcą uczynić i czynią obecnie „trzymający władzę”. Jakby na to nie spojrzeć, nie zmienia się sposób od czasów faraonów XVIII dynastii. Kłopot i zdziwienie będzie, gdy się okaże, że wiele z niechcianych rzeczy i nazwisk, ich przemyśleń – odnajdzie się w zachowanych annałach, pod inną formą przekazu. Tak jak to było (i jest) ze spuścizną Echnatona.
Czasem nie wiem czy mam się wstydzić, że chodziłem do Podstawowej Szkoły Tysiąclecia, że umawiałem się na pierwszą randkę pod kawiarnią "Społem", czy chodziłem do sklepu GS-u po zakupy. A jako młody księgowy miałem staże w PGRze?! To nie ci, nieraz i siedzący w ławach poselskich, plujący na przeszłość, która ich wychowała - nie zawsze biegali w 80-tym roku z bibułą, jak my drżąc ze strachu w stanie wojennym, otrzymując nie raz pałką po grzbiecie podczas manifestowania, protestów. Od równie niezgorzej przestraszonego, jak i my, ZOMOwca będącego "na służbie”.
Są granice absurdu i głupoty. Jeśli tak dalej pójdzie, to czytanie dziecku bajki o "Czerwonym Kapturku" będzie karalne i uważane za coś naruszające prawo.
Bóg Honor i Ojczyzna ... ale nie głupota i choroba czy cwaniactwo! Są granice!
Od ubiegłego roku obowiązuje ustawa dekomunizacyjna (W Sejmie uchwalono ją w kwietniu 2016 roku - 438 głosami przy jednym wstrzymującym). Zakazuje ona "propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej".
Oznacza to, że patronami np. szkół czy ulic nie mogą być osoby, daty wydarzeń organizacje itd., związane czy kojarzone z systemami totalitarnymi. W praktyce dotyczy to przede wszystkim nazw, które pozostały po okresie PRL. Ale i nie tylko, ociera sią i zagraża postumentom z pojazdami, samolotami, etc One też są zagrożone więc ... również odnowione działo ISU-122 w świetle zmian prawnych
- Urząd Miasta otrzymywał szereg ofert i propozycji zakupu od miasta działa ISO stojącego na postumencie w parku przy ulicy 17 Marca. Wszystkiemu jest winna wspomniana ustawa dekomunizacyjna. Zabraniająca nawiązań do systemów totalitarnych nie tylko w nazwach ulic.
Wspomniał o tym burmistrz Jan Tadeusz Wilk przytaczając wręcz namolne pisma które urząd otrzymuje od jednego z podmiotów, który z chęcią zająłby się „parkowym malborskim czołgiem”. Burmistrz grzecznie odpowiada, że to ani zabytek komunistyczny, że podarunek od polskiej jednostki. A poza tym odnowiony służy w najlepsze mieszkańcom i turystom.
Wszak tuż za płotem jednostki wojskowej 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego stoją i działa, i samolot "Iskra" urozmaicając walorami wszelkimi chociażby ten kwartał miasta. Niemniej podmiot (ów wspomniany piszący do burmistrza) zagiął parol na działo i wysyła kolejne pisma strasząc przy okazji (w razie nie odsprzedania - Instytutem Pamięci Narodowej … że doniesie tam, że Malbork się opiera. Według Jana Tadeusza Wilka – działo ma swoją wartość muzealną i wart bagatela być może ... w okolicach miliona złotych - według jego słów. Ale chyba się przejezyczył, bowiem według danych szacunkowych to 6-7 razy mniej. Cóż. Niemniej
Taki proceder uprawiają podobne firmy łasząc się na czołgi na postumentach, działa, czy samoloty drzewiej wystawiane tak w dużych ilościach w Polsce. Mieszkańcy miasta bronią jak mogą swojej własności, ale widocznie otworzona ustawowo furtka prawna i pomysł na zastraszanie komuś pozwala marzyć (może i realnie niestety) o łatwym zarobku.
Ciekawe – zastanawiał się burmistrz Wilk - czy dowództwu jednostki 22.BLT też zasugerowano odsprzedaż ustawionej na postumencie „Iskry” całkowicie zaprojektowanym i produkowanym w czasach PRL pierwszego odrzutowego samolotu szkolnego.
Podobnie jest z nazwą ulic m.in. wspomnianą "17 Marca" i "Wincentego Pstrowskiego". W pierwszym wypadku, bo usytuowana przy niej m.in. i jednostka wojskowa, i poczta, itp, koszt takiej „dekomunizacji” zmiany nazwy mógłby szacunkowo wynosić nawet w granicach 100 tys. zł. Ulica Pstrowskiego na szczęście jest krótsza. – dodaje
Bo co to oznacza w praktyce?
Według IPN po zmianie nazw ulic na szczęście mieszkańcy nie mają obowiązku wymiany dokumentów. Wszystkie dokumenty zawierające starą nazwę ulicy (dowody osobiste, prawa jazdy itp.) zachowują swoją ważność.
Mieszkańcy natomiast ponoszą koszty związane ze zmianą pieczątek osobistych lub firmowych, wizytówek, a także ewentualnych szyldów, banerów reklamowych i reklam. Miasto w żadnym przypadku nie może zrekompensować tych kosztów – brak podstaw prawnych dla tego typu działania.
A firmy? Instytucje?! Działania infrastrukturalne? To zupełnie inna bajka.- to pewnie stąd te szacunki kwotowe Jana Tadeusza Wilka
Według IPN po zmianie nazw ulic na szczęście mieszkańcy nie mają obowiązku wymiany dokumentów. Wszystkie dokumenty zawierające starą nazwę ulicy (dowody osobiste, prawa jazdy itp.) zachowują swoją ważność.
Mieszkańcy natomiast ponoszą koszty związane ze zmianą pieczątek osobistych lub firmowych, wizytówek, a także ewentualnych szyldów, banerów reklamowych i reklam. Miasto w żadnym przypadku nie może zrekompensować tych kosztów – brak podstaw prawnych dla tego typu działania.
A firmy? Instytucje?! Działania infrastrukturalne? To zupełnie inna bajka.- to pewnie stąd te szacunki kwotowe Jana Tadeusza Wilka
Przypomnijmy też, że w Malborku znajduje się, nieopodal targowisk, Rodzinny Ogród Działkowy (ROD) imienia …. Generała Karola Świerczewskiego. Zaś osoby ongiś hołubionej przez władze komunistyczne. Jego niewątpliwą zasługą było to, że był jednym z niewielu wówwczas tak wysoko wykształconym frontowcem. Niemniej nie wpisał się on chlubnie na karty historii. Te Ogrody też, (według IPN) powinny mieć zmienioną nazwę.
Jakimś pomysłem jest rozwiązanie obejścia ustawy tak, jak to uczynili radni i magistrat Sopotu Owoż ulicę "23 Marca" nazwą upamiętniającą wkroczenie do miasta Armii Czerwonej, zamienili na ulicę … 23 marca. Nie ma tu pomyłki. Po prostu, nowa a zarazem stara nazwa odwołuje się do daty obchodzonego od 10 lat Dnia Przyjaźni Polsko-Węgierskiej.
Gorzej będzie z przemianowaniem Pstrowskiego i z ROD – bo cóż czy radni, samorządowcy zdecydują się na ulicę np. „Omanionego Wincentego” a ROD w swoim statucie zmieni nazwę na np. „Nieudolnego, nadużywajacego generała”?!
Samorządowcy mają czas jedynie do drugiego września (stawa weszła w życie 2 IX 2016r. z rocznym czasem na jej realizację). Jeśli nie wywiążą się z ustawowych nakazów, to wojewoda może a właściwie będzie musiał w ciągu trzech następnych miesięcy zrobić to … w ramach swoich kompetencji. Wyda zarządzenie zastępcze, w którym sam - bez udziału społeczności lokalnej - nada nową nazwę i … kwita.
BANWI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz