wtorek, 21 sierpnia 2018

Weryfikacja ... certyfikaty, zezwolenia ... "za kasę"

Hop - siup i od nowa  - czyli to już było

.
Przyczynkiem do tej refleksji był artykuł Wirtualnej Polski i komentarz Biura Absurdów (przytaczamy go w całości w artykule).

Taki zabieg producenta lakierów, z punktu widzenia dbania o jakość, a może o coś jeszcze innego ukrytego w zamyśle - uruchomił (jak wyzwalacz)- wspomnienia! Podejrzenia i wszystko to, co wydawałoby się, że minęło. Teraz jednak coraz częściej wraca.

Proceder


Zeskanowane certyfikaty z wyszukiwarki Google są tylko niewinną
ilustracją i nie stygmatyzują widocznych certyfikatów. 
Są całkowicie przypadkowe i niezwiązane z artykułem
(red. blogu Lokalnej Gazety  Obywatelskiej) 
Wraca nie od dzisiaj, bowiem proceder już się ciągnie latami, tylko teraz (wydaje mi się) przybiera na intensywności. 

Kiedy pracowałem jako instruktor terapii uzależnień, uważałem wraz z innymi zajmującymi się tym obszarem pomocy, że wszelkie certyfikaty, weryfikacje są niezbędne aby profesjonalnie i skutecznie pomagać innym. Ważne przecież jest przede wszystkim bezpieczeństwo pacjenta. 

Niestety, był taki okres w kraju, kiedy z powodu braku ludzi wiedzących o co chodzi - każdy, kto miał odrobinę pojęcia jak pomagać uzależnionym, traktowany był jak ... terapeuta. Bardzo dużą grupę stanowili ci, którzy sami poradzili sobie ze sobą i umieli radzić ze swoimi uzależnieniami. Wtedy się namnożyło w gminnych komisjach "wszelkich" wujków dobra rada, "specjalistów" i  mądrali - znawców. Których jedyną wiedzą był jakiś np. kurs, szkolenie, lub przejście etapu pracy nad sobą ale np. w ETOHu, później "zaliczenie" tak zwanego PRO (program rozwoju osobistego). 


Pojawiali się w środowiskach pomocowych

ludzie, którzy może i mieli dobre chęci ale niebezpieczny niedobór wiedzy i umiejętności. Bowiem samo przebycie własnej (tu przepraszam dosadność ale najbardziej chyba oddaje sens). Więc, przebycie własnej sraczki i poradzenie sobie z nią, jej skutkami - nie uprawnia, by ją leczyć! 
Nie można "robić' za lekarza np. gastrologa, czy innego - jeśli samemu sobie - dało się radę z swoją przypadłością. To absurd. 

Niestety w środowiskach pojawiło się wielu "specjalistów", ludzi pełnych entuzjazmu, wiary - którą dawało np. AA (anonimowi alkoholicy) (a zwłaszcza przeinterpretowywany tzw. 12 krok) W  AA tzw 12 kroków (zasad) określa zdrowe funkcjonowanie własne, i 12 tradycji - zdrowe, bezpieczne funkcjonowanie anonimowej, hermetycznej grupy wobec środowiska bez szkody dla kogokolwiek.

Malbork też nie jest wolny od takich algorytmów 

Więc alkoholicy trzeźwiejący bo tak się o uzależnionych zachowujących abstynencje mawiało. Więc tacy ludzie (nie zawsze, ale najczęściej)  troszkę zagłuszając swoje problemy, często bez przygotowania - pomagali innym. Co w AA (anonimowi alkoholicy) jest naturalną rzeczą, w profesjonalnym pomaganiu niezakotwiczanie i przede wszystkim nie samodzielnie! 

Po dziś dzień, także w Malborku snują się specjaliści znawcy, którzy pokończyli lub nawet nie, jakieś szkółki, kursy liderów, liznęli lekko wiedzy a i są otoczeni "nimbem". Często bezprawnie. Samo otarcie się o instytucje - nie daje kompetencji. Ale u nas tak często niestety bywa, że gdy reszta nie wie o co chodzi, daje się na własne życzenie takim osobom manipulować. No bo kto się połapie? 

Wracając do weryfikacji

Po jakimś czasie i stałych kontaktach np. z Państwową Agencją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Fundacją ETOH, urzędniczymi strukturami na różnych poziomach (od gminnych, poprzez wojewódzkie, regionalne po centralne)  zrozumiałem, że tak naprawdę struktura służy m.in także do generowania zarobku, zdobywania pieniędzy, etc. 

Zrozumiałem po co też potrzebny jest monopol. Bowiem dziwiło mnie dlaczego PARPA jedynie, a nie ośrodki, uczelnie np. poznańskie, wrocławskie czy inne fachowe instytucje. 
"Cieszyłem" się, że mam właśnie glejty z PARPAy, ale i też szybko do mnie doszło, że to jest fabryka zarabiania pieniędzy przez wspomniana agencję i podobne jej instytucje. Za szkoły, za kursy, za "studiumy"  trzeba było płacić. Ukończenie jednych nie dawało "końca" a otwierało możliwość uczenia się dalej, no i płacenia dalej!

Stąd przeróżna, stworzona przez fundację ETOH i PARPAę ilość przeróżnych szkół liderów, pomagaczy, etc.  Teraz przekształca się to w inną formę zarabiania np. dotowaną z grantów unijnych, czy też regionalnych ale - proceder, tak czy inaczej, trwa w najlepsze. 

Merytoryczność pogubiona

Meteorytyka się gdzieś zawiesiła na rzecz drenowania instytucjonalnych, lubo przede wszystkim ludzkich kieszeni. Ci w dobrej wierze, chcąc spełniać wymogi brnęli w to.  Na końcu, gdy PARPA stwierdziła, (konsekwencją tego są certyfikaty Polskiego Towarzystwa Psychologicznego :o), że nie można już na uzależnieniach tak zarabiać, bo się przejadło - "wymyśliła" struktury szkoleń w obrębie przeciwdziałania  przemocy, rozwoju środowiskowego struktur np. pomocowych, etc. 

Potem już wszyscy w kraju poszli w tym kierunku. Może nawet za ich przykładem.  Teraz wydaje mi się, że nawet puszczenie bąka może być certyfikowane i opatrzone określonym dyplomem specjalistycznym. 

Chodzi mi tu o to, że czasem co jest dobre i stoi na straży (by jacyś oszołomi nie grasowali szkodząc innym)  z czasem  przeradza się w machinę urzędniczą. Machinę do zarabiania pieniędzy i trzymającą monopol. A o to wszak nie chodzi.

Wolny rynek ... ale ...

Tak mozna przytaczać przykłady z naszej rzeczywistości w nieskończoność. Ten powyższy jest tylko po to, by obnażyć bebechy mechanizmu i motywów. 

By pokazać pewien algorytm według którego funkcjonują i inne.  Bo to chodzi i o kulturę, sport, handel i paznokcie jak widać także.

By nie być niezrozumiałymi i wyłuszczyć powód - cytujemy tu (o czym pisaliśmy na wstępie) artykuł Wirtualnej polski i komentarz Biura Absurdu


Banwi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz