piątek, 6 kwietnia 2018

Co z tymi uczuciami czyli "Opowieści o zwykłej codzienności" ciąg dalszy

Zombie

,
Jak Państwo sądzicie?! Czy te groteskowe stwory, rodem z scenariuszy filmowych i książek z gatunku „horrorów” - mogą realnie żyć wśród nas?!

Już widzę miny co poniektórych osób. Co ten pismak wypisuje za bzdury?! Co to jest?! O zgrozo! 
Mimo to, z całkowitą odpowiedzialnością mogę napisać, że jak najbardziej ... „zombiaki”  żyją wśród nas! 
Często mamy z nimi do czynienia! Co jest łatwym do sprawdzenia faktem. Wystarczy się spytać ... Co czujesz!?

Większość z nas potrafi coś odpowiedzieć na tak prosto postawione pytanie. Odpowie i jakoś dookreśli.  Zombie – nie! 
Odpowie – że ... „nic”, „nic nie czuję, a bo co?!”


Lub skłamie, że coś czuje, czego kompletnie nie czuje. Lubo np. całe się trzęsie ze strachu, a powie, że  kompletnie się nie boi. 

Gdy jest zdenerwowane – powie, że jest spokojne i opanowane. Gdy widać po gestach, ruchach, tembrze głosu, mimice twarzy coś innego – „zombiak” opowiada bajki o tym co czuje, lub zaklina na wszystkie świętości – że nic nie czuje!

Każdy po części czasami z nas bywa takim „zombiakiem”. Ale innym to wrasta ma stałe i mogą z całkowitym spokojem brać udział w filmowym castingu do  głównej roli w nowym filmie „Świt żywych trupów 11 i pół”.

Z czego to wynika? 

Najprościej i najogólniej (od wczoraj za mną chodzi słowo „kolokwialnie”) mówiąc - z naszego funkcjonowania. Z naszego chowania uczuć, niechęci do dzielenia się nimi, akurat np. w tym czasie i z tą  osobą, która pyta, etc. etc. Gorzej jest (i o tych z nas napisałem „zombiaki”), gdy nie mamy dostępu do własnych uczuć, nie uświadamiamy sobie ich (tych uczuć)  z takich czy innych względów. Przykrywamy hermetycznym deklem – „nic nie czuję”.  

Wtedy jest źle 

Każde z nas coś czuje w każdym momencie. Niektóre z uczuć w drodze naszego rozwoju mamy tak opanowane, nawet głębiej się nie zastanawiając – otrzymujemy przekaz z organizmu i reagujemy – tak jak mamy wypracowane, nauczone, itp. Czasem jakaś może myśl przeleci w związku z tym w „tyle głowy”. Dobrze jeśli to „prawidłowe” reakcje, bezpieczne i przynoszące korzyści naszemu funkcjonowaniu – bez uszczerbku na zasobie naszego zdrowia,  a nie kosztem czyjegoś nie daj Boże nieszczęścia. 

Ważnym jest abyśmy mieli dostęp do naszych uczuć, emocji i stanów emocjonalnych. O czym pisałem  poprzednim materiale o naszym codziennym funkcjonowaniu i prawach tym rządzących.  Psychologiczny obszar naszego  funkcjonowania (cz. I)

Przypominam – uczucia nie są „złe” czy „dobre”

Nie są te „które powinniśmy czuć” a których „nie powinniśmy czuć”. Czujemy i basta! To w wolnym tłumaczeniu sygnały dla „naszej świadomości”. Ważne by prawidłowo je odczytać i ważne co z nimi później - gdy je sobie uświadomimy – dalej zrobimy! 

Spotykałem wiele razy sytuacje gdy opowiadano mi, że opowiadający to nie czują np.  złości. 
No bo „nie można” czuć złości, to tak nie po Bożemu! Więc opowiadali, że nigdy nie czują tej złości. Złość jest im obca. Jeśli to w formie metafory słownej to niech i tak będzie, ale gdy dotyczy to zakłamywania, wypierania uczucia – to kiepsko. To tak jakby mówić ja tam nie sikam, sikanie jest mi obce! Nie czuje głodu, pragnienia nigdy, nie muszę więc jeść ani pić czegokolwiek. I tym podobne bzdury. 

Uczucie złości jakimś „paskudnym” sposobem w naszym, a i nie tylko w naszym, kręgu kulturowym ma kiepskie notowania. Nie możemy się złościć, bo nie wypada, To nie po chrześcijańsku. To „złe uczucie”!

Więc po takim dictum - wpajanych od dzieciństwa  kodów i uczenia się funkcjonowania, nie dziwota, że jak ktoś czuje złość to ją wyprze, i da sobie rękę obciąć – że jej nie czuje.  Pamiętacie to o tym autoalarmie w organiźmie? Z poprzedniego artykułu o uczuciach, itp.

Ważne co zrobimy z właśnie odczuwanym uczuciem 

– w tym wypadku złością. I to jest miernikiem naszej dojrzałości, naszego stosunku do świata, naszego prawidłowego funkcjonowania
Na przykład w dzieciństwie często (jeśli mamy rodzeństwo) gdy denerwował nas, złościł  brat – no to się nawzajem „laliśmy”, albo „laliśmy” brata  - by poradzić sobie z uczuciem złości. To raczej nie był i nie jest to prawidłowy sposób radzenia sobie z uczuciem złości, jego źródłem.  Są inne i bardziej efektywne i zdrowe. Ale o tym w kolejnych częściach. By nie zamydlać tematu.

Nie tłumić odczuwania!

Ważne Byśmy mieli w głowie i w realnej przestrzeni – dostęp i świadomość tego uczucia.  Nie próbowali udawać, że nas coś nie złości – kiedy złości.  Jak napisałem ważne czego się nauczymy, by radzić sobie z jakimś uczuciem, które nas dotyka, czasem przerasta – ale nie tłumić!
Hodowanie natomiast złości w sobie – jest równie niebezpieczne co jej tłumienie. O tym trzeba też wiedzieć. Znów się kłania Maslow i jego piramida. Znów warto sobie uświadomić, że  „prawidłowe” proporcje wszystkiego mają ogromne znaczenie dla naszego funkcjonowania. Konia z rzędem temu, kto zdefiniuje te „prawidłowe” proporcje! 

Oto na przykładzie uczucia złości starałem się pokazać jak ważne jest aby mieć dostęp do własnych uczuć. Pozwala to i daje nam szanse na lepsze i sprawniejsze funkcjonowanie. Tłumienie uczuć i bycie typowym filmowym Zombie nic nam dobrego nie przynosi, a pogarsza nasze rozeznanie i relacje z innymi ludźmi.  

Są „różne szkoły psychologiczne

Ich reprezentanci wyliczają np. czasem do 250 nazw uczuć, emocji, stanów emocjonalnych! Zróbmy dla własnej ciekawości – listę uczuć i emocji, pisząc na kartce jak leci – ciekawe ile wyjdzie i potrafimy wypisać.  


Nic na siłę. Ma to tylko uświadomić ile potrafimy nazwać. 
Przyglądnijcie się jeszcze tej liście i odpowiedzcie jakie chcielibyście odczuwać np. non stop, a jakich najrzadziej. Potem łatwiej już jest do uświadomienia sobie dlaczego jedne z nich nazywamy dobrymi a inne złymi. No i czy tak naprawdę te „złe” są złymi? Wszak „ratują nas” z niejednej opresji i pozwalają żyć bardziej świadomie. 

Nie ma sensu więc np. „złościć się” na uczucia, że są! Raczej się cieszyć że mamy jeszcze ten komfort dostępu do nich – bo co będzie gdy z takich czy innych życiowych spraw, najczęściej kłopotów – zaczniemy nie mieć dostępu do uczuć. Stając się opisywanym powyżej kandydatem na filmowy casting o Zombie z sobą w roli głównej.

Ciekawych refleksji życząc Państwu 
Krzysztof Hajbowicz

Żeby nie było, że się mądruję w tej dziedzinie! Między innymi;  zajmowałem się dziennikarstwem obszarze działań edukacji i przeciwdziałania wykluczeniom społecznym. Ongiś (i dzisiaj poniekąd też) jako wydawca, redaktor,  twórca branżowych miesięczników dotyczących profilaktyki i leczenia uzależnień m.in. LUMEN, Dromader. Od wielu lat zajmującym się zawodowo problematyką profilaktyki, terapii uzależnień, infrastrukturą AfterCare i działaniami w tym zakresie.  
Jestem "profilaktykïem", zarazem z zawodowej  praktyki również  twórcą autorskich programów i projektów  psychoprofilaktycznych, terapeutą - instruktorem terapii uzależnień, m.in absolwentem warszawskiego Centralnego Ośrodka Metodyki i Upowszechniania Kultury, Studium Pomocy Psychologicznej, Studium Terapii Uzależnień oraz Szczecińskiego Studium Socjoterapii oddziału ETOH.(SIC!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz