Alkoholicy z długą abstynencją
Rozmowa z Anną Dodziuk - rozmawiał Leszek Kapler
Abstynencja, alkoholizm, uzależnienie i radzenie sobie z nimi to tematy, które często pojawiają się w Państwa pytaniach. Niemniej również w listach, komentarzach pokazują jak powierzchowna jest niekiedy wiedza o tych zjawiskach. To co przychodzi do głowy co naszym zdaniem nie jest też intruzywne, to propozycja zerknięcia do książki Bohdana Woronowicza „UZALEŻNIENIA. GENEZA, TERAPIA, POWRÓT DO ZDROWIA” (Wydawnictwo:Media Rodzina. Wydanie:Warszawa 2009, ISBN:978-83-7278-369-1) Książka dostępna jest m.in. w Malborskiej fili Gdańskiej Biblioteki Pedagogicznej) przy Placu Słowiańskim)
Wracajac do artykułu. Dzisiaj natomiast przybliżymy temat, który dla wielu osób jest być może niezrozumiały. Dotyczy to również samych abstynentów jak i osób nie związanych z tematem. No bo, np. jak może być alkoholikiem ten, kto nie pije alkoholu?!
Często wśród różnych wspólnot chrześcijańskich pojawia się teologiczny dylemat, niezrozumienie, itp. To tylko zaciemnia obraz tego co powinno być dla każdego jasne. Łatwiej wtedy rozmawiać, pomagać i wiedzieć dla swojego pożytku, nie popełniając swoistych faux pass.
Wracając do rozmowy – prowadzą ją "tuzy" polskiej terapii; Anna Dodziuk – psychoterapeutka ze znaczącym stażem i osiągnieciami, mentorka całej rzeszy absolwentów warszawskiego Studium Pomocy Psychologicznej, autorka wielu książek traktujących o rozwoju człowieka, także o uzależnieniach, genezie i radzeniu sobie z nimi, etc, etc. Wystarczy „wygooglować”. Podobnie jest z informacjami o Leszku Kaplerze. Nam nie pozostaje nic innego, jak życzyć Państwu satysfakcjonującej lektury.
W imieniu Redakcji Lokalnej Gazety Obywatelskiej
Krzysztof Hajbowicz.
Leszek Kapler; Co właściwie oznacza "długa abstynencja"? Co jest w tym szczególnego, innego niż tylko zaliczanie kolejnych rocznic zaprzestania picia?
Anna Dodziuk; Na początek pewna oczywistość: istotne jest, żeby to nie była sama tylko abstynencja, lecz trzeźwienie - abstynencja to statyczna cecha, zaś trzeźwienie jest procesem, który można opisać jako powrót do życia nieskażonego mechanizmami choroby alkoholowej. Co to znaczy? W jakim stopniu człowiek wyzwolił się od działania tych nałogowych mechanizmów:
- na ile wyzbył się nałogowego regulowania uczuć na rzecz ich pełnego, naturalnego przeżywania;
- czy odstąpił od fałszowania obrazu rzeczywistości i postrzega ją coraz bardziej realistycznie, wyzwalając swoje myślenie z systemu iluzji i zaprzeczania;
- jak dalece sposób jego życia przestał być podobny do tego, co robił w czasach picia, a zaczął być rozsądnie planowany i odpowiedzialny, podporządkowany ważnym dla człowieka zasadom, celom, wartościom.
Można też mówić o trzeźwieniu jako o procesie zmian w obrazie samego siebie czy też poczuciu tożsamości. Jeśli na samym początku, w fazie wymuszonej abstynencji centralnym pytaniem dla trzeźwiejącej osoby było: "Czy jestem alkoholikiem?"; jeśli w fazie dominacji abstynencji zastępuje je pytanie: "Co to dla mnie znaczy, że jestem alkoholikiem?", to u osób ugruntowanych w trzeźwieniu, w fazie rozwoju zaczynają wyłaniać się odpowiedzi na pytanie: "Oprócz tego, że jestem alkoholikiem, jakim jestem czlowiekiem?" Konsekwencją pojawiania się tych odpowiedzi jest coraz większa świadomość, jakie są moje potrzeby, co mam robić w życiu, z kim i jakie utrzymywać kontakty.
Albo da się to ująć jeszcze inaczej: do pewnego momentu w trzeźwieniu centralną sprawą był alkohol. Najpierw chodziło o to, jak się przed nim obronić, później - jak żyć z chorobą. Dalej rozwój polega na nie kończącym się odkrywaniu, co oprócz trzeźwienia jest ważne w życiu i jak to realizować.
Leszek Kapler; Czy możesz wskazać jakieś kryteria, na podstawie których dałoby się stwierdzić, że człowiek rzeczywiście trzeźwieje?
Anna Dodziuk;- Mogę tylko podzielić się swoimi intuicjami, bo badań czy choćby porządnych opracowań opartych o praktykę kliniczną lub teorię - o ile wiem - nie ma. Już 11 lat pracuję z trzeźwiejącymi alkoholikami z dość długą abstynencją: prowadzę zajęcia terapeutyczno-szkoleniowe w Programie Rozwoju Osobistego (PRO, dawniej SPP nieprofesjonalne) w Instytucie Psychologii Zdrowia i Trzeźwości. Są to cykle treningowe dla alkoholików i ich bliskich, wymagana minimalna abstynencja wynosi półtora roku, ale ze względu na długi czas czekiwania prawie nie ma wśród naszych kursantów osób niepijących krócej niż trzy lata.
Członkowie zespołu, z którym pracuję, i ja sama mamy mnóstwo doświadczeń, a na ich podstawie oczywiście również jakieś własne pomysły, po czym można poznać "stopień otrzeźwienia" danej osoby. Mogę podzielić się tymi ugruntowanymi w obserwacjach przypuszczeniami.
Pierwszym z takich mierników jest po prostu zadowolenie z życia, jednak takie, które uwzględnia realia. Człowiek realistycznie zadowolony z życia nie oczekuje ciągłej euforii czy nieustającego szczęścia, tylko spodziewa się, że życie w bilansie przyniesie mu więcej satysfakcji niż przykrości i kłopotów, a gdyby się one pojawiły, jest nastawiony na ich aktywne rozwiązywanie i ma poczucie, że sobie z nimi poradzi.
Inna ważna sprawa to praca zawodowa. Przy czym chodzi nie tylko o sam powrót do niej oraz odzyskanie szacunku i zaufania w środowisku pracy, ale przede wszystkim o aktywny stosunek do tej sfery życia, o kształtowanie swojego rozwoju zawodowego. Z tym wiąże się oczywiście sprawa wykształcenia: wśród osób z długą abstynencją jest mnóstwo takich, które kiedyś przepiły swoją szansę na ukończenie średniej szkoły czy uczelni, a teraz postanowiły zdobyć maturę albo dyplom.
Trzeba zwrócić uwagę, że część tych ludzi zaczyna używać pracy czy też sukcesu zawodowego i finansowego w taki sam nałogowy sposób jak alkoholu. Łatwiej tu o racjonalizacje: że jest to odbudowywanie swojego życia, nadrabianie strat, zadośćuczynienie rodzinie. Ale z zewnątrz dobrze widać, że pracoholizm czy obsesyjne robienie interesów służy zagłuszaniu różnych problemów osobistych. To jest raczej potwierdzenie, że alkoholik nie trzeźwieje - popadanie w inne nałogi dowodzi, jak silnie nadal działają mechanizmy uzależnienia.
Cały obszar zmian świadczących o postępach trzeźwienia to życie rodzinne, przy czym ten proces inaczej wygląda w relacji z najbliższą osobą, a inaczej z dziećmi. Trzeba dużych wysiłków i długiego czasu, żeby wspólne życie przestało być zdominowane przez wstyd, winę i poczucie krzywdy. Inaczej mówiąc, trzeźwienie w rodzinie oznacza, że problem przeproszenia za przeszłość i zadośćuczynienia został jakoś przez małżonków rozwiązany.
W relacji z dziećmi ważne jest również uporanie się z poczuciem winy oraz nabycie zdolności rozróżniania, co jest efektem alkoholowej przeszłości, a co zwyczajnym rodzicielskim kłopotem czy cechą danej fazy rozwoju dziecka. Najkrócej można powiedzieć, że o zaawansowanym trzeźwieniu świadczy taki układ rodzinny, w którym jego członkowie siebie nawzajem widzą, słyszą i wspierają.
O powracaniu do zdrowia świadczą też kontakty z innymi ludźmi. Bywa tak, że dość długo ich jest bardzo mało, że są ograniczone do środowiska abstynenckiego. Niepokoi mnie, kiedy słyszę, że ktoś nie pije na przykład dwa lata i ma kolegów tylko z klubu. Ta sytuacja dla alkoholika o krótkiej abstynencji jest bardzo dobra, bo chroni przed powrotem do towarzystwa, z którym się piło. Natomiast kiedy takie podstawowe zagrożenia stają się mniej istotne, ograniczanie się do środowiska abstyneckiego grozi przebywaniem w swego rodzaju getcie, zamykaniem się w sztucznym, iluzorycznym świecie, żeby uniknąć konfrontowania się ze swoimi trudnościami w byciu z ludźmi.
W żadnym wypadku nie chcę twierdzić, że objawem zdrowienia jest zaprzestanie kontaktów ze środowiskiem trzeźwościowym. Przeciwnie, ich całkowity zanik rokuje źle. Niemniej osoby zaawansowane w trzeźwieniu powiadają, że mają - oprócz alkoholików - również przyjaciół dobranych na innej zasadzie, na przykład wspólnych zainteresowań czy sąsiedztwa.
Nie można też nie wspomnieć o życiu duchowym: przychodzi taki czas w trzeźwieniu, kiedy znacznie głębiej niż dotąd zaczynają być traktowane pytania o sens życia, hierarchią wartości czy nadrzędne cele i kiedy z odpowiedzi na te pytania wynikają zmiany praktyki życiowej. Mam wrażenie, że osoby, które odnalazły jakiś rodzaj transcendencji, coś, co jest większe od nich samych, z czym odbudowały łączność i harmonię - takie osoby wchodzą w nowy etap trzeźwienia.
Leszek Kapler; Czy alkoholicy z długą abstynencją mają jakieś wspólne, charakterystyczne cechy ?
Anna Dodziuk; - Mogłabym odpowiedzieć: każdy człowiek jest inny, każdy alkoholik jest inny, każdy trzeźwiejący alkoholik z długą abstynencją to osobny świat. Ale sama jestem ciekawa odpowiedzi na takie pytanie. Chętnie dołączyłabym do zespołu, który na poważnie zająłby się tworzeniem narzędzia do pomiaru postępów w trzeźwieniu. Takich, które mogłyby służyć do badań nad określonymi grupami osób uzależnionych i pomóc w rozstrzygnięciu wątpliwości, o które spieramy się od lat, na przykład czy można trzeźwieć wyłącznie w oparciu o klub, bez terapii i AA. Czy różnego rodzaju oferty czątkowe dla osób z dłuższą abstynencją, powiedzmy trening asertywności lub trening radzenia sobie ze stresem, przydają trzeźwości ich uczestnikom? Czy osoby uzależnione zawodowo pomagające innym idą do przodu, czy też cofają się w trzeźwieniu i od czego to zależy?
Marzę o tym, żeby w odpowiedzi na wiele podobnych pytań, nieraz o bardzo praktycznym znaczeniu, można było oprzeć się o coś więcej niż tylko własne przekonanie. Może zebrać praktyków leczenia odwykowego i w oparciu o to, co uważają za dobre wskaźniki postępów w trzeźwieniu, ułożyć jakiś kwestionariusz? Może skorzystać z przykładu pioniera badań nad alkohoholizmem, E.M.Jellinka, który swoją koncepcję popadania w uzależnienie oparł o badanie historii około dwóch tysięcy alkoholików? Nie zostało nigdy zrobione podobne przedsięwzięcie dla trzeźwienia, a szkoda, bo czasami mnie samą żenuje nasza niewiedza, zwłaszcza w porównaniu z tym, jak dużo już wiemy o czynnych alkoholikach.
Leszek Kapler; A ilu właściwie jest w Polsce alkoholików z abstynencją dłuższą niż dwa, pięć, dziesięć lat?
Anna Dodziuk; - Nie sposób ich policzyć, nie ma takich statystyk ani badań. Mamy w Polsce ponad 100 tysięcy byłych pacjentów lecznictwa odwykowego, więc osoby z dłuższą abstynencją muszą już - wobec rosnącej skuteczności leczenia uzależnień - tworzyć grupę kilkudziesięciotysięczną. A przecież jeszcze dziesięć lat temu alkoholik, który nie pije dwa lata, był wyjątkowym zjawiskiem. Od tamtego czasu osób uzależnionych, trzeźwiejących od kilku lat, jest coraz więcej i nie dziwi już nawet oświadczenie o piętnastoletniej abstynencji. Ci ludzie mają zupełnie inne potrzeby i wymagania niż na początku drogi: domagają się psychoterapii, szkoleń dzięki którym będą lepiej pomagać, warsztatów uczących specyficznych umiejętności trzeźwego życia.
Te wymagania są kierowane do nas, profesjonalistów - na szczęście coraz więcej terapeutów odwykowych uczy się na nie odpowiadać. Pamiętam, jak dawniej profesjonaliści trafiający na Studium Pomocy Psychologicznej w rozpaczy pytali: "Co mamy robić dalej?", bo spotykali pierwszych w swoim życiu alkoholików, którzy dotrwali do drugiego czy trzeciego roku niepicia, i nie mieli im nic do zaproponowania. Teraz są to już zupełnie inne pytania: kiedy można robić trening małżeńskiej komunikacji, jaka część pracy nad poczuciem winy powinna znaleźć się w terapii podstawowej, a jaka ma być odłożona na później. Można powiedzieć, że profesjonalna opieka nad bardziej zaawansowanym trzeźwieniem dojrzewa wraz ze wzrostem ilości alkoholików, którzy osiągają tę fazę.
Leszek Kapler; Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie, ile ktoś ma lat abstynencji: trzy, pięć czy dwanaście? Czy czas, jaki upłynął od zaprzestania picia, jest ważny?
Anna Dodziuk; Tak, choćby dlatego, że w miarę upływu kolejnych lat zdobywa się doświadczenie, które zmniejsza zagrożenie powrotu do picia i wzbogaca umiejętności zdrowego życia. Zwłaszcza teraz, kiedy życie środowisk trzeźwościowych w Polsce jest nasycone różnymi wartościowymi propozycjami rozwoju osobistego: oprócz rosnącego w siłę ruchu AA jest mnóstwo rozmaitych obozów terapeutycznych, treningów i warsztatów już to asertywności, już to pracy nad złością czy rozwiązywania problemów albo zwyczajnego relaksu.
Osoby nie pijące w samotności "w zaparte" należą już dzisiaj do rzadkości, a przebywanie w środowisku, zwłaszcza tak dynamicznym jak abstynenckie, sprzyja postępom w trzeźwieniu. W takim gronie pojawiają się rozmaite mody i - chociaż czasem narzekamy, że są powierzchowne - na ogół upowszechniają się dzięki nim bardzo zdrowe pomysły. Na przykład ci, którzy byli na rekolekcjach w Zakroczymiu, mówią o tym z pewnym odcieniem wyższości: nie wypada tam nie pojechać, kiedy ma się już za sobą ileś lat abstynencji. I okazuje się - choć niekiedy jest to pójście za modą - że ze znanych mi trzeźwiejących alkoholików, którzy wybrali się tam, 90% przeżyło w Zakroczymiu głęboki przełom. Inny przykład: teraz jest moda na to, żeby wszyscy uczesniczyli w warsztatach na temat złości i w treningu interpersonalnym. I bardzo dobrze, że tak się dzieje.
Przyglądam się dziesiątkom tych, którzy co roku trafiają na Program Rozwoju Osobistego, i odnoszę wrażenie, że z każdym kolejnym rocznikiem coraz krótsza abstynencja jest potrzebna do tego, żeby osiągnąć określony stopień trzeźwości. Osoby po dobrych ośrodkach odwykowych - na przykład po Łukowie, Zabłotach, Stanominie - po dwóch latach abstynencji dałyby się porównać pod względem realizmu w myśleniu czy radzenia sobie w sytuacjach emocjonalnie trudnych z dawnymi pięcio- siedmiolatkami.
Leszek Kapler; Czy wobec tego na dalszych etapach trzeźwienia potrzebny jest trening zapobiegania nawrotom?
Anna Dodziuk; - Uważam, że systematyczne powtarzanie treningu zapobiegania nawrotom jest potrzebne każdemu alkoholikowi, ponieważ na różnych etapach trzeźwienia zmaga się on z innymi problemami. A co za tym idzie, zmieniają się "wyzwalacze", sygnały ostrzegawcze i powinny się zmieniać sposoby zapobiegania. Nie jest więc tak, że człowiek ma wrócić do zapobiegania nawrotom, bo jest opóźniony czy niedouczony, lecz dlatego, że zmienia się jego sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna.
Leszek Kapler; Z czym Ci się kojarzy określenie "szczęśliwy alkoholik"?
Anna Dodziuk; - Lubię to pytanie, bo podważa pewien ważny stereotyp: że trzeźwienie jest procesem jednoznacznie pozytywnym. Paradoksalnie więc skłania mnie ono do myślenia raczej o rafach i kryzysach. Jeden z nich - zwany przez Guya Kettelhacka "kryzysem trzeciego roku trzeźwości" - pojawia się, gdy abstynencja przestaje przesłaniać całą resztę życia. Okazuje się wówczas, że samo "nie piję" to za mało: brakuje ważnych życiowych drogowskazów, nie ma wystarczająco atrakcyjnych celów ani żadnego alternatywnego środowiska poza abstynenckim.
Zaczyna się wtedy uporczywie pojawiać pytanie: "Właściwie po co mi ta trzeźwość?" Często słyszy się od alkoholików w tej fazie, że są smutni, przygnębienie, nie bardzo mogą sobie znaleźć miejsce w życiu. W porównaniu z pojawiającą się w początkach trzeźwienia depresją związaną z rozstaniem z piciem - ta depresja nie ma wyraźnych związków z alkoholem i przez to bywa bardziej dotkliwa. Osoby, które jej doświadczają, są kompletnie zdezorientowane i pogubione, nie widzą żadnej drogi wyjścia.
Czują się też oszukane, bo miało być coraz lepiej, a jest coraz gorzej. W dodatku często nie rozumieją i nie akceptują ich stanu ani terapeuci, ani rodziny. Bo stereotyp jest taki: "Nie pije - to dobrze, powinien się cieszyć". Tymczasem taki kryzys jest nieunikniony i oznacza przejście na nowy etap trzeźwienia, wymagający poważnego wysiłku, skoro trzeba na nowo podjąć trud zbudowania swego życia już nie tylko bez alkoholu, ale i niezależnie od niego. To długi, ale niosący z sobą wiele satysfakcji proces odnajdywania czy odzyskiwania siebie. Myślę, że - niezależnie od tego, czy jest się alkoholikiem, czy nie - podążanie taką drogą jest szczęściem. Paradoksalnie alkoholików choroba i powrót do zdrowia zmusza do tego szczególnie często.
Rozmawiał Leszek Kapler
Post Scriptum
Tekst ukazał się w miesięczniku "Świat Problemów" nr 9 (56) wrzesień 1997. Niemniej jest nadal aktualny z wyjątkiem danych z tamtego okresu co do ilości abstynentów. Znacznie się ona zwiekszyła, niemniej problematyka, wiedza i tezy stawiane w rozmowie są jak najbardziej aktualne i warto jeprzypominać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz