wtorek, 4 lipca 2017

Patryk Wiatr i jego dominium muzyczne

Za darmochę … taki teatr z muzą w tle

Patryk Wiatr specjalnie dla Lokalnej Gazety Obywatelskiej

Sezon wakacyjny  Zwykle nawet lokalnie, w tym jakże beztroskim czasie, rozpoczyna się szaleństwo darmowych, plenerowych koncertów. To tyczy wszystkich zakątków Polski. Teoretycznie raj! Zobaczyć swojego idola na dużej, profesjonalnie nagłośnionej scenie za darmochę?!! Jesteśmy szczęśliwi, muzyka „sama przychodzi do nas” i „oddaje nam swoje wdzięki” nie żądając za tą przyjemność ani złotówki …

No właśnie, czy aby na pewno tego rodzaju kontakt z muzyką jest szczerym i budującym gestem ze strony organizatorów tego typu imprez? 

Niestety z doświadczenia wiem, że za darmo można jedynie dostać w zęby od przypadkowego uczestnika koncertu, który za darmo ma okazję podkoloryzować szarą rzeczywistość, płacąc jedynie za wypity alkohol.

Nie jest moim zamiarem całkowicie negować tego typu wydarzenia, a jedynie ukazać drugi koniec kija - na który mało kto zwraca uwagę. Moim zdaniem jest to ostra lanca, której nawet dotknięcie niesie ze sobą mnóstwo negatywnych konsekwencji.

Ponieważ i to dominującym problemem staje się … pozostała część roku. Kiedy po zakończonym sezonie schodzimy na ziemię, na której wszystko kosztuje. Muzyka również. 

W tym momencie rodzi się bunt i lenistwo potencjalnego odbiorcy, który po tłustych trzech darmowych muzycznych  miesiącach, „jest  zmuszany” do wydania trzydziestu, czterdziestu złotych! Na występ artystów, których jeszcze nie tak dawno słuchał i oglądał nie obciążając swojego budżetu. Zdzierstwo!!! 
Wrzeszczy wewnętrzny głos nasyconych muzyką słuchaczy. Po co? Wystarczy poczekać na kolejne lato z muzycznymi prezentami, i w tym momencie wśród muzyków rozpoczyna się walka o przetrwanie. 

Koncerty są coraz tańsze, zespoły grają za pieniądze z tak zwanych „bramek”, często tak naprawdę dopłacając do koncertu, gdyż frekwencje na koncertach płatnych z roku na rok maleją. Dotyczy to całkiem sporej liczby grup, nie piszę tu o "muzycznych tuzach" to temat na inny czas.

W efekcie część artystów występuje na granicy opłacalności, część kapituluje , lub promuje swoją muzykę poza granicami kraju, czyli tam gdzie jest zachowana jest  zdrowa równowaga: między zabawą sponsorowaną, a imprezami płatnymi. I jest tam ona  przemyślana i sensowna.

Paradoksalnie coraz więcej polskich wykonawców jest rozpoznawanych w zachodniej stronie Europy, a nawet za oceanem. Na swoim własnym podwórku nikt o nich nawet nie słyszy. Pomimo tego, że jesteśmy muzyczną potęgą, i nie ma w tym absolutnie żadnej  przesady. 

Można by było zadać pytanie po co w takim razie muzycy decydują się na udział w masowych ,letnich „spędach”. 

Odpowiedź jest banalnie prosta. Jest to jedyny czas kiedy twórca za swoje dzieło dostaję rozsądną zapłatę. Przerażające jest to, że wraz z każdym kolejnym sezonem niepłatnych plenerów jest coraz więcej i coraz większa grupa  wykonawców postawiona jest pod  ścianą. 

Decydując się na udział w wydarzeniach, które skutecznie niszczą ich twórczość. Przypomina już to lawinę, której nie można, a właściwie nikomu nie chce się jej zatrzymywać. Na pytanie; jaka w takim razie będzie przyszłość polskiej sceny muzycznej możecie odpowiedzieć sobie sami.

Być może doskonałym kompromisem byłaby choćby symboliczna opłata, dzięki której ma szansę odrodzić się świadomość, że za koncert, jak za każdą pracę trzeba zapłacić. Mam tylko nadzieję, że podmioty organizujące tego typu wydarzenia przebudzą się z „wakacyjnej bajki”, która nie ma szans na szczęśliwe zakończenie.
Patronką  sceny jest muza Melpomena (polskiej zdaje się ... szczególnie). Muza ta pierwotnie była opiekunką śpiewu … a później tragedii (tu w naszym polskim wydaniu chyba nie tylko tej greckiej teatralnej ... a tragedii w innym sensie rózwnież). 


Patryk Wiatr 


Melpomene (także Melpomena, „Śpiewająca”) – w mitologii greckiej muza tragedii Uchodziła za córkę boga Zeusa i tytanidy Mnemosyne oraz za siostrę: Erato, Euterpe, Kalliope, Klio, Polihymnii, Talii, Terpsychory i Uranii

Była jedną spośród dziewięciu muz olimpijskich (przebywały na Olimpie), które należały do orszaku boga Apollina ich przewodnika. Wraz ze swoimi siostrami uświetniała śpiewem biesiady bosko-ludzkie a także uczty olimpijskie samych bogów. W sztuce przedstawiana jest zwykle jako kobieta oparta o skałę lub maczugę, z maską tragiczną w ręce i wieńcem z winorośli na głowie – atrybutami symbolizującymi dziedzinę sztuki, której patronowała




Opublikowała ten nasz artykuł Gazeta Malborska z dnia 12.VII

1 komentarz:

  1. Artykuł rzeczowo i z perspektywą opisuje drugą stronę medalu darmowych masówek .Łatwo jest z kasy miasta czy też gminy dać przysłowiowy chleb i mieć odhaczony sezon kulturalno letni z głowy,ale to kiedy już słonko zachodzi i lato się to do boju ruszają zespoły które mocują się z nauczoną do darmochy publiką.

    OdpowiedzUsuń