Wydaje się, że o zjawisku wolontariatu zwykło się
wypowiadać, podkreślając głównie jego pozytywne aspekty. Bez wątpienia słusznie
podnosi się wartość działalności wolontariackiej, akcentując drzemiącą w niej
skarbnicę ponadczasowych wartości, nie można jednak jej obrazu przekoloryzować,
nazbyt przesłodzić.
Dopiero po zdjęciu różowych okularów, jakie zwykli nosić
bezkrytyczni piewcy idei wolontariatu, wyraźnie widać szare realia, w jakich
wolontariat działa w Polsce, oraz niedociągnięcia w obszarze samego
wolontariatu.
Poniżej zasygnalizuję niektóre z tych słabości.
Wielu
Polaków nie poradziło sobie z konsekwencjami zmiany orientacji państwa z
opiekuńczości ku kierowaniu się zasadą pomocniczości dlatego tak bardzo
potrzeba dla nich wielowymiarowego wsparcia, którego istotnym ogniwem jest cała
rzesza wolontariuszy.
Istnienie sporego pola dla aktywności organizacji
pozarządowych oraz konieczność szerokiego angażowania wolontariuszy
odzwierciedla nieudolność działania naszego państwa w sferze pomocowej i to, że
faktycznie jeszcze niejako raczkujemy w zakresie budowy efektywnie
funkcjonującej infrastruktury socjalnej.
Państwo chętnie scedowało na III sektor część obowiązków, z
których samo się nie wywiązuje. Braki w tym zakresie są niemałe, stąd
wolontariusze wpadają w tę lukę jak w studnię bez dna.
Zapomina się (lub nie chce się zauważać), że praca
wolontariuszy jest promowana także ze względu na aspekt ekonomiczny: na ich
pracy państwo oszczędza, bo wykonują nieodpłatnie zadania, za które trzeba by
było zapłacić etatowym pracownikom.
Znaczenie nieodpłatnej pomocy wolontariuszy wiąże się także
z odciążeniem osób zaangażowanych w organizacjach pozarządowych poprzez
stworzenie cennego zaplecza realizującego zadania statutowe.
W niektórych
kręgach zaobserwować można naciski skierowane np. na studentów w
kierunku podejmowania aktywności w jakimś obszarze wolontariatu.
Takie nakłanianie na podbudowie argumentu, że tylko osoba z
doświadczeniem wolontariackim będzie specjalistą w swojej dziedzinie, powoduje,
że decyzja związana z zaangażowaniem się w wolontariat jest podjęta pod wpływem
swoistej presji, zatem gubi się jej fundamentalny aspekt dobrowolności.
Bywa nawet, że ci, którzy nie poddają się tym sugestiom,
spotykają się wręcz z manifestacyjnie okazywanym potępieniem i krytyką.
Wiele
niedomagań rejestrowanych jest wewnątrz samego wolontariatu.
Podnosi się racje o
niekompetencji wolontariuszy. Wbrew głoszonym zachętom w rzeczywistości nie każdy może być
wolontariuszem, bo oprócz wolnego czasu i chęci trzeba się jeszcze legitymować
pewnymi potrzebnymi kompetencjami i predyspozycjami charakterologicznymi (oraz
odpowiedzialnością), żeby nie doprowadzić do stanu, w którym bardziej się
szkodzi, niż pomaga.
Nierzadko organizacje, które korzystają z pracy
wolontariuszy, skarżą się na słomiany zapał współpracowników, brak
systematyczności, sporadyczność w zaangażowaniu.
Słabość wolontariatu generują
także podmioty korzystające z aktywności wolontariuszy.
Częstokroć nie są
przygotowane do pracy z nimi, nie wypełniają obowiązków wobec nich (notabene
zagwarantowanych w ustawie), nie „inwestują” w nich i bywa, że niestety poprzez
pewne naganne praktyki nie szanują tych, którzy zdecydowali się ich wesprzeć.
Kolejną problematyczną kwestią jest niebezpieczeństwo, jakie
może tkwić w konsekwencjach permanentnego wspierania, nabierającego z biegiem
czasu cech opieki.
Nie można lekceważyć ostrzeżenia, że niekiedy ludzie, którym
pomaga się długofalowo, przyzwyczajają się do ciągłego bycia wspieranym →
wyręczanym, co hamuje ich aktywność, prowadząc do osłabienia lub utraty
zdolności do samodzielnego radzenia sobie, wzmocnienia postaw bierności,
bezradności i roszczeniowości.
Na wolontariuszy również czyhają rozmaite pułapki
Ot chociażby litość
zamiast miłosierdzia, miłosierdzie zamiast miłości, uzależnienie zamiast
wolności, potrzeba bycia kochanym, a nie kochanie, perfekcyjnie zamaskowana
pozorami dobra i troski o innych mizantropia podszyta narcyzmem, pomylenie
miłości do ludzi z upodobaniem do zajmowania się nimi.
Nieraz w dyskusjach o wolontariacie pojawiają się zarzuty,
że motywacja wolontariuszy jest nierzadko wyłącznie endogenna, a ich
bezinteresowność bywa fałszywa, pozorna.
Rzeczywiście zupełna bezinteresowność staje pod znakiem
zapytania i chyba lepiej uznać, że może być ona częściowa, cechuje się jedynie
pewnymi znamiona altruizmu, bo trudno jest przywołać przykłady jakiś działań, w
które nie jest wpleciony jakiś interes (choć na przykład czy człowiek, który
ratuje życie tonącego dziecka, myśli o tym, że zdobędzie tym uznanie?).
Rzeczywiście jednak można kwestionować „czystość”
bezinteresowności, dostrzegając, że tkwi w niej „drugie dno” – swoisty
„interes” w postaci nagrody, którą są pozytywne przeżycia (czasem niestety dochodzi
do swoistej manipulacji dokonywanej przez pomagających), jakie niesie ze sobą
udzielanie pomocy. Taką gratyfikacją może stać się przeżywana satysfakcja,
zadowolenie, przyjemność z uradowania kogoś czy uczucie radości, że się
przyczyniło do poprawy stanu drugiej osoby.
Pewną nagrodą może też być świadomość pozytywnego obrazu
samego siebie w odbiorze przez innych ludzi i w samoocenie (przy czym bywa, że
spostrzeganie siebie potrzebnym, użytecznym, skutecznym czy po prostu lepszym
człowiekiem przechodzi płynnie w poczucie wyższości i pychę).
Innym jeszcze zyskiem z włączania się w aktywność
wolontariacką może być odkrywanie innej perspektywy spojrzenia na swoją
codzienność i własne zwykłe sprawy, nabranie dystansu do swoich problemów
(oderwanie się od nich lub spojrzenie na nie w innym świetle).
Korzyścią może stać się również zaspokojenie wielu swoich potrzeb
(akceptacji, uznania, afiliacji, przynależności itd.). Wolontariat to także
niekiedy doświadczenie sensotwórcze, dające możliwość odnalezienia swojego
miejsca w świecie, potwierdzenia własnego sensu istnienia.
Nie da się też podważyć spostrzeżeń, że dla niektórych
wolontariat to po prostu okazja jak każda inna, by zdobyć wiedzę, konkretne
umiejętności, doświadczenie zawodowe czy poznać swoje potencjalne środowisko
zawodowe, a wymiernym zyskiem może być udokumentowana aktywność wolontariacka
traktowana jako atut w przyjęciu na studia lub do pracy.
Zdarza się też, że uzasadnienia angażowania się w
wolontariat budowane są na zinternalizowanych normach społecznych,
uwewnętrznionym nakazie „trzeba pomagać znajdującym się w potrzebie”, na poczuciu
obowiązku i wypływających w konsekwencji ich nierealizowania dyskomfortowych
wyrzutach sumienia i poczuciu winy.
Ludzie pracują społecznie także w oparciu o
inne motywacje: gdyż wolontariat jest w modzie, z powodu chęci poznania nowych
ludzi, w nadziei na rewanż, chcąc spłacić dług za pomoc uzyskaną, kiedy jej
sami potrzebowali, z potrzeby wypełnienia nadmiaru wolnego czasu lub szukając
argumentów w innych niskich etycznie uzasadnieniach, traktując instrumentalnie
swoje zaangażowanie w wolontariat, jedynie jako środek do osiągania własnych
celów.
Działalność o charakterze wolontaryjnym może więc być niekiedy próbą
przetargu na zapewnienie sobie niejednej korzyści osobistej.
Czy mamy więc do czynienia z pewnego rodzaju „komercjalizacją”
wolontariatu, który przestaje być służbą, a staje się etapem na drodze do
sukcesu czy instrumentem zaspokojenia własnych potrzeb? Taki stan wypacza samą
ideę pracy wolontariackiej, która zamiast być traktowaną jako praca z potrzeby
serca, zaczyna być traktowana utylitarnie.
A mimo to naiwnie wierzyć, że człowiek jest dobry… Bo czy niesienie
pomocy związane z profitami w postaci odczuwanych wewnętrznych wzmocnień,
jakimi jest dobre samopoczucie, jest mniej wartościowe niż cierpiętnicze poświęcanie
się, męczeńska wręcz ofiarność, związane tylko z ponoszeniem ogromnych strat,
wkładaniem gigantycznego wysiłku i wyrzeczeniami?
Bo czy nie jest tak, że przeżycie radości z dawania siebie
innym może być konstruktywne i wzmacniać motywację do dalszego pomagania, a
nawet nadawać sens życiu, gdy z różnych przyczyn brakło tego sensu?
Bo czy zaistnienie endogennej motywacji działań
prospołecznych musi wykluczać motywację egzogenną?
Bo czy przewaga
oddziaływania mechanizmu endocentrycznego w danym momencie życia człowieka
oznacza, że egoistyczne motywy działania zawsze będą jedynymi lub dominującymi,
nie dając altruistycznym pobudkom możliwości na uaktywnienie się?
Czy nie może
być tak, że to, co pierwotnie wypływało z pobudek egzogennych, nie może pod
wpływem jakiś czynników sytuacyjnych przekształcić się w działanie motywowane endogennie?
Bo czy ci, którzy pragmatycznie traktują wolontariat, na pewno mają „zamrożoną”
wrażliwość i pozbawieni są refleksji nad jego autoteliczną wartością? Bo
przecież czy ci, którzy decydując się na wolontariat, w bilansie strat i zysków
swojego zaangażowania nastawiają się głównie na korzyści, mimo wszystko nie
robią tego dobrowolnie, bez przymusu i czy na pewno ludzi, z którymi się
stykają w ciągu swoich doświadczeń wolontariackich, traktują wyłącznie
przedmiotowo?
I jednak warto też trochę „vivre pour autrui”… Bo jednak
mimo tego wolontariat to przestrzeń, w której dana jest szansa, by promować
dobro i by urzeczywistnić dobro drzemiące w człowieku. Bo można tu spotkać
ludzi cechujących się autentyczną troską o innych, prawdziwie doświadczających
radości z obdarowania kogoś, nieoczekujących owacji na stojąco, wiwatów na
swoją cześć i gratulacji w świetle fleszy. Bo wolontariat to sfera, w której
może dojrzewać w pełni człowieczeństwo. „… bo rośniesz tym, co dajesz…”
Kultura i Edukacja 2011, nr 3 (82) ISSN 1230-266X
Ewa Włodarczyk
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
ODCIENIE I CIENIE WOLONTARIATU
Cytat ze str. 43-48
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz