niedziela, 24 marca 2019

Patrząc w lusterko i zerkając w twarze bliźnich

Zakłamanie, cynizm, hipokryzja, fałsz, obłuda, obłudność, udawanie, nieszczerość, fałszywość , faryzeizm, faryzeuszostwo, jezuityzm, kłamliwość, wykrętność, podstępność, podwójna moralność, pozorność, przebiegłość, etc, etc. 

Dwulicowość po polsku 

.
To tylko niektóre synonimy dwulicowości. Mają one często wyraźne pejoratywne znaczenie. Wielokroć trudne do zaakceptowania. Wręcz nieakceptowalne dla tych z nas, którzy się z tym spotykali, spotykają. Takich określeń, synonimów znajdziecie Państwo całe mrowie - jak wśród Lapończyków, Eskimosów, ludów zamieszkujących mroźną północ globu - multum słów na określenie śniegu. 

Skąd w naszym języku taka rozpiętość synonimów w tym względzie?  


Zastanówmy się, jak mocno ewolucja jakiegoś języka wypływa z kultury danej społeczności, tego z czym jej przedstawiciele najczęściej się stykają, czego boją, czego nienawidzą lub kochają - po prostu. Jak dana społeczność w większości postępuje, jak postrzega świat. 

Tak jak już wspominaliśmy (w tym blogu - kliknij) w artykule i filmie mówiącym pokrótce - jak język, którym się posługujemy, kształtuje nasze myśli. 
Tam też wyłapiecie niuanse językowe - o których zazwyczaj nie myślimy. A które to niuanse pokazują, co w danej społeczności jest ważne. Jakie zjawisko spędza sen z powiek, lub czego w ogóle nie zauważamy, uważając …, że nam nie potrzebne aż taka precyzyjność i szczegółowość. To tak, jak z tą analogią nazw śniegu w różnych językach itp. 

To także m.in produkt przeszłości 

Współczesną dwulicowość w jakimś tam stopniu i w pewnym sensie wynieśliśmy też, jako produkt społecznego funkcjonowania z czasów PRLu. Gdzie oficjalnie “Naród w lojalnie w całości "był sercem" z partią (PZPR-em), i `granicami na Odrze i Nysie Łużyckiej`” Tymczasem przy domowym stole, słyszało się zupełnie inne teorie i cicho przekazywane zgoła inne wartości, treści. Słuchano zagłuszanej stacji “Wolna Europa”, wiedzy np. O pakcie Ribbentrop - Mołotow,  o 17 września, o Katyniu, o “wypadkach poznańskich”, o “`68”, o “wypadkach grudniowych `70”, o strajkach w latach osiemdziesiątych i tak dalej. 

Umieliśmy czytać gazety między wierszami, nauczyliśmy się mówić co innego oficjalnie na zebraniach, przed mikrofonem a co innego w domu, prywatnie.  
Wtedy dwulicowość nie była postrzegana aż tak pejoratywnie. Była to potrzeba bycia na tam i wtedy – niewielu pewnie i raziła. Była konsekwencją nauk i doświadczeń wynikających z tamtych czasów. Tak nam zostało niestety z rozpędu (choć czasy inne) – po dziś dzień.  

I ateiści, i "wierzący". Politycy, duchowni, ... itp.


Czy to lenistwo, czy skutkujące na lata przyzwyczajenie – nie wiem. 
Tylko gdy o tej dwulicowości myślę i ją kontestuję - robi mi się “niedobrze i krew mnie zalewa”.  Wdeptuje ona we wszystko co przychodzi nam przeżywać, doznawać w czym uczestniczyć. 

I wydawałoby się, że dziś przecież naganna i niepotrzebna. To jednak wciska się siłą rozpędu czy cieniem przeszłości. Wciska się w społeczności ludzi wierzących, duchownych, a jakoś polityków nie oszczędza wszelkiej maści, proweniencji i poziomu od gmin po parlament. Uaktywnia i cechuje lokalnych społecznych cwaniaczków czerpiących korzyść i poczucie swej ważności - ze świecenia, lokalnego rumoru. Kładzie smugą cienia na głupiejących z potoku i zalewu tejże nas obywateli. Jakże ochoczo skaczemy sobie do oczu, hejtujemy, “obrabiamy za placami czyjeś tyłki”.  

Ktoś powie niczym ks. Skarga -”Nieee!”. “Stop, o czym pan piszesz? Tak zawsze było … jak świat, światem. Tego nie zmienisz, więc o czym mowa, daj se luz, daj sobie spokój z tą moralizatorką, pewnie samemu jesteś taki jak piszesz, etc.” 

Ten tekst ma choć odrobinę nas sprowokować do refleksji nad zjawiskiem dwulicowości. Ma sprowokować do nieprzechodzenia nad nią do “porządku dziennego”.
Do zatrzymania się i przemyśleń w tym obszarze. Łatwo, zbyt łatwo, dajemy się manipulować. Zbyt łatwo ulegamy opiniom komuś potrzebnym, ulepionym w imię czyichś interesów - ale nie naszych. A “łykanych” jak by były nasze.  

Zbyt wiele “głupoty i wredoty” siedzi w nas samych, choć trudno to zauważyć, bo to niewygodne. Stajać się jeszcze większymi hipokrytami niż chcielibyśmy (we własnym sposobie patrzenia) nimi zostać.  Przypatrzmy się temu choćby dzisiaj! Idąc np. Do Stołu Pańskiego,  przyjmując sakrament, błogosławiąc tak “by wszyscy widzieli i słyszeli”. Idąc i przystępując w przybytkach Bożych - pomyślmy jak łatwo to nam idzie bycie dwulicową (wym). A gdzie zasady i moralność, uczciwość wobec innych i samych siebie? Gdzie w tym wszystkim Pan Bóg - w którego tak ochoczo i deklaratywnie ponoć wierzymy?  


Bez względu na rytuały denominacji, odłamów religijnych chrześcijaństwa, bez względu na religię - przyglądnijmy się sobie ile w tym naszym postępowaniu jest hipokryzji. A może już sobie, co gorsza, jej nie uświadamiamy?  
Czyżby, więc, osoby “laickie”, niewierzące, ateiści, agnostycy i jak jeszcze nazwać przedstawicieli i sami się nazywają  - tej grupy społeczności - mają lepiej? Prościej? 

Ależ nieprawda! Moralność, empatia nie wynikają jedynie z religii. Czy nam się to podoba czy też nie. I ateista, i wierzący mogą, ale nie muszą, być tak samo osobami dwulicowymi, hipokrytami i cwaniakującymi cwaniaczkami – co równie dobrze uczciwymi prawymi i dobrymi ludźmi. Oczywiście w kategoriach religii nie wypada i nie licuje być pejoratywnie nastawionym do ludzi i otoczenia.  
Ale znam takich i słyszałem na własne uszy – co to twierdzą, że; w życiu nie skłamali, że obce jest im uczucie złości, że żyją w prawdzie, że nie manipulują, że …. itp.. Kiedy tak naprawdę aż świszcze zło wokół tego co czynią. Ktoś powie – Nie oceniaj! 

Z ręką na sercu 

No dobrze – a kto z ręką na sercu powie, że “nigdy nie oceniał?!”. To jeden z elementów naszego przetrwania. Od trafności zależało, zależy i zależeć będzie nasze przeżycie w sensie społecznym też. 
Jak zwykle twierdząc, że poznanie swojego funkcjonowania jest potrzebne, chroni nas, odziera z fałszywych przekonań i pomaga zrozumieć postępowanie innych. Ale jednocześnie nie przynosi nam to niestety wielokroć rzeczy miłych i nie przysparza kroci przyjaciół, sympatyków choćby tego naszego sposobu patrzenia. Dla wielu stajemy się wtedy jak wyrzut sumienia, wrzód, na tyłku który przeszkadza wygodnie chociażby usiąść i zapomnieć, jacy to tak naprawdę potrafimy być. 
BANWI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz