- Zaufaj mi! Proszę...!
- Dobrze. Proszę bardzo; Uf, uf, uf, uf!
Są w teorii a i w doświadczeniu różne jego rodzaje. Potrafimy nawet je nazywać, rozgraniczać, etc. To słowo klucz do funkcjonowania w społeczności, w związku, w rodzinie. Zaufanie jest cechą relacji. Nawet jeśli mówimy o zaufaniu w stosunku do siebie. Ufamy swojej wewnętrznej sile, własnym zasobom.
Zaufanie daje nam poczucie bezpieczeństwa a rodzi się na początku naszych doświadczeń z życiem (we wczesnym dzieciństwie, specjaliści mówią, że ok. pierwszego roku życia)
To wszystko wpisuje się w „matrycę naszego postrzegania świata” i rzutuje na dalsze lata. Czasem do późnej starości.
Zaufanie i jego brak, to dwa bieguny, które w nas współistnieją. Od ich równowagi lub przeważenia zależy nasze postrzeganie.
Przecież na nim opiera się nasza "uzgodniona" rzeczywistość i nasze umowy społeczne. Na przykład ufamy, „że; na zielonym świetle możemy przejść przez ulicę i samochody się zatrzymają, że woda z kranu nas nie zatruje, że jeśli na opakowaniu jest napis „bez cukru”, to produkt go nie zawiera itp.” Trudno jest żyć bez zaufania. Wpraktyce to niemożliwe. Wszystkiego osobiście sprawdzić się nie da, trzeba czemuś czy komuś zawierzyć.
Tym właśnie jest zaufanie – zdaniem się na kogoś lub na coś, oddaniem kontroli, na podstawie przekonania, wiary, że ktoś czy coś nas zabezpieczy, coś nam zapewni, zadba o nas, nie zawiedzie.
A my możemy wtedy odpocząć, poczuć się chronieni, możemy zająć się czymś innym, iść dalej, rozwijać się.
To temat rzeka. Przyszedł mi do głowy, kiedy musiałem skonfrontować swoją wiedzę, doświadczenie, swoje znane mi niedobory i zasoby w tym względzie tkwiące we mnie.
Przemyślawszy, podparty zdobytą wiedzą i tą, którą i Państwo mogą zdobyć w książkach, kontaktach, rozmowach. Wynika, że największym doradcą i specjalistą w tym względzie .... jesteśmy sami. Nasza intuicja – pod warunkiem, że chociaż troszkę poznaliśmy swoje słabe i mocniejsze strony. Ważne byśmy nie popadali w skrajności. Ale o tym kiedy indziej.
Każdy z nas pragnie ufać czy w związku, czy w relacjach społecznych z bliższymi nam osobami – jakże boimy się na nich zawieść i stracić tą wartość dodaną. Wówczas rodzi się dyskomfort poczucia zagrożenia – ono naprawdę potrafi urosnąć w naszych przypuszczeniach do niebywałych rozmiarów. Stąd zapewne – „strach ma wielkie oczy”.
To przez tą matrycę z wczesnego dzieciństwa, tak często poszukujemy „nauczyciela” wszystkowiedzącego. Jak wydawało się nam wtedy, w tamtym czasie, że rodzic, może np. babcia - „wie wszystko”. Tak teraz często szukamy taką postawą oparcia w duchownych, politykach i innych dla nas ważnych, w naszym mniemaniu autorytetach.
Czasem wymyślamy, że te autorytety są ważne dla jakiejś szerszej grupy, np. „podobnie myślących”. Ale wcale tak nie musi być i najczęściej jest to tylko deklaratywnie. A z całą pewnością inne dla każdego oddzielnie.
Chyba tak naprawdę, to warto byśmy nie budowali w kimś na zewnątrz swojego zaufania, bardziej wewnątrz siebie ze swoich zasobów i umiejętnosci budowania relacji. Doroślejąc i realnie (na ile potrafimy) postrzegając otaczającą nas rzeczywistość. Wszelkie "oddawanie" zaufania politykom, przeróżnym duchowym hochsztaplerom się nie opłaca - jeśli chcemy wieść spokojniejsze życie i nie przeżywać ciągłych rozterek oraz zawodów wobec innych.
W każdym bądź razie ja zaglądam w siebie, i jestem wdzięczny, że w porę to czynię. By znów (jak by wynikało z mojej matrycy) nie zrobić po raz kolejny, kolejnego błędu. Jeśli komu się tak zdarza, to wie o czym pisze. Nawet jakbyśmy mieli poczucie, że tracimy … to w rezultacie zyskujemy więcej.
Czego i sobie i Państwu życzę.
Zapraszając do dyskusji. Chciałbym tylko delikatnie zasugerować, abyśmy nie skupiali się na aspektach transcendencji i innych duchowych przejawach – to doprawdy lawina i konglomerat różnych, często, emocjonalnych zasobów, które ten tutaj - przyziemny - mocno i bardzo psychologiczny temat – mogą tylko zamazać.
Krzysztof Hajbowicz
hajbowicz@wp.pl
hajbowicz@wp.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz