"Tłusta Gęś" i ferajna. Literacko, pół-literacko itp

Literatura, półliteratura i małpki literackie bez zakąski

Biologiczna biografia "Tłustej Gęsi" i przykład scenariusza 

.
Teatrzyk „Tłusta Gęś” to nieślubne dziecko Zielonej Gęsi i Hajbowicza Krzysztofa Tadeusza Marka, natenczas nieletniego, ucznia szkoły średniej i małego trybiku kółka teatralno-kabaretowego tamże. Zeswatała ich nauczycielka języka polskiego.


Wtręt dotyczący nauczycielki. 
Jej nazwiska nie pomnę, ale przeurocza, ciepła kobieta, którą zapamiętam do końca życia. - peroruje piśmiennie autor To przez nią piszę dalej i ... wszystko co mi do łba przyjdzie. Dałem Jej wówczas swoje wiersze, by zerknęła na nie. 
Cóż zrobiła to rzetelnie ... po belfersku! Podkreślając błędy, interpunkcję, dysleksję, dyskalkulię, słowa, układy zdań i ... obudziła we mnie rządzę ... mordu. Pierwszy raz miałem do czynienia z krytykiem.

Wtedy zrozumiałem, że od miłości do nienawiści jest niezwykle blisko. Podkochiwałem się sztubacko w Niej - jak cała reszta chłopaków - moich kumpli. W okamgnieniu zrezygnowawszy z zamiaru czynu karalnego i ogólnie potępianego -  podjąłem życiową decyzję ... będę pisał, chociażby ... Jej na złość!

Wkrótce też się stałem, poniekąd "nadwornym" szkolnym poetą, raczej wierszokletą.  Uczyłem się raczej nie tego, co by chcieli niektórzy Szanowni moi nauczyciele i moi Kochani Rodzice. Miałem zostać hm .. księgowym pegeerowskim. Niestety nie rajcowało mnie to i spoglądając prawdzie w oczy -  byłem cieniutki jak wykałaczka, jeśli chodzi o przedmioty ekonomiczne. 
Rajcował mnie teatr. Kiedy stanąwszy ongiś przed widownią, odkryłem, że ta "czwarta ściana" reaguje. Pojąłem, że to od granej postaci na scenie i wnętrza aktora zależy, co zostanie przekazane i jak. Czy zostawi w pamięci sens, przekaz i na jak długo.  Czy wzbudzi płacz, czy śmiech, czy zrozumienie, itp.  Że to od wszystkiego  "naumiałego", przemyślanego konsekwentnie scenicznie  zależy ...  Ale zaraz,  zaraz miała być to biografia Tłustej Gęsi! Koniec wtrętu i wątkowania!

Rodowód

Ojcem „Zielonej Gęsi” jak wiadomo był niejaki Gałczyński Konstanty Ildefons, dobry materiał na pacjenta Ośrodka Leczenia Uzależnień, uczestnika spotkań grup Anonimowych Alkoholików. Ale gdy to on pisał, to jeszcze doktor Woronowicz nie pomógł założyć pierwszej grupy AA w Polsce, w Poznaniu (Eleusis się nazywała). Więc nie miał gdzie poeta nawet próbować szukać pomocy, czy się leczyć. 

No tylko biedak chlał – co było (prawdę mówiąc) tajemnicą narodową czy bardziej - poliszynela. Nawet I LO w Malborku onegdaj odnotowało epizod mało poetycki tego znaczącego dla Kultury Narodowej przecież poety. Zresztą, kto by się tym przejmował – pili wszyscy. Taka wówczas przecież panowała moda, nie tylko u artystów poetów.  
Nikt nie miał większego pojęcia i świadomości  o uzależnieniach, mechanizmach obronnych, dysfunkcji, wpływie nadużywania na  funkcjonowania w społeczności, relacji w rodzinie, indywidualne konsekwencje z tegoż chlania płynące przecież, czy inne.  Chociażby o prawidłowym wychowywaniu dzieci według norm UE (bo to był wówczas czas Planu Marshalla, wtedy dopiero powstająca Wspólnota Węgla i Stali i te rzeczy). 
Mamą „zielonej Gęsi” była gazeta, właściwie tygodnik, raczej kobiecy zwany „Przekrojem”. Tam w 1946 przyszła na świat na łamach tej gazety/tygodnika - wspomniana obywatelka Gęś Zielona.

Ojcem Krzysztofa Hajbowicza był Władysław, zakochany po uszy w nauczycielce języka polskiego, organizatorki teatru wiejskiego Tereni Bernadety. Władysław naonczas pracownik biurowy wiejskiego Urzędu Pocztowo - Telekomunikacyjnego na ziemiach zachodnich z odzysku powojennego. Tam losy tych dwojga rzuciły. O dziadkach Tłustej Gęsi nie będziemy pisać bo niepolitycznie. Dość tylko zaznaczyć teraz, że wspomnianą nauczycielkę oną Teresę, ony Władysław był pojął urzędowo  - w stylu (... świadomi prawi obowiązków wynikających z założenia rodziny ...), oraz "kościołowo" w stylu (... oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci ....). By po dziewięciu miesiącach, przyszedł był na świat ich ukochany syn pierworodny i ostatni wspomniany na wstępie - Krzysztof Tadeusz Marek.

Tak więc przy sprzyjających okolicznościach, w szkole średniej, w internacie, ba na scenie  tamtejszej amatorskiej, niedopilnowani (wspomniany Krzysztof i wspomniana Zielona Gęś - Gałczyńskiego, w pewnym sensie  "spłodzili Tłustą Gęś". Ta chwilę po urodzeniu ( gdzieś w okolicach lat późno-siedemdziesiątych ubiegłego wieku) po wykluciu  .... właściwie odniosła sukces sceniczny, ku uciesze gawiedzi szkolnej, i lekkiej irytacji ... seksownego i mniej seksownego ciała pedagogicznego tamtejszego establishmentu belferskiego.

Później Tłusta Gęś (dalej zwana dalej TG) znosiła niczym jaja, kolejne scenariusze niewystawnych sztuk, oznaczane numerami. Było ich w cholerę, aż się w końcu pochromoliło się z kolejnością numeracji. No bo inaczej nie mogło, w takim historycznym bałaganie być. Wsadzane do szuflady - z niej wylazło i "literaciło", "półliteraciło" scenicznie także.  

Postaci stałe, niczym w komedii dell'arte - scenicznie wyklute przy okazji

Palma – romantyczna histeryczka, kłamczucha. Ponoć szukająca miłości za wszelką cenę. "Klei się" do każdego, kto coś jej naobiecywał. Naiwna wariatka. W przebłyskach racjonalistka. Czuje okazjonalnie "miętę" do Wielbłąda.

Wielbłąd – w swoim mniemaniu kawał cwaniaka. Ale w sumie nieudacznik, który się zgubił w życiu i oddalił od rodzimej karawany. Wielbłąd jest szczerze oddany Hajbowiczowi niczym wierny kundel. Nie znosi Palmy. Ta budzi w nim aseksualne uczucia, zwłaszcza gdy Palma próbuje go uwodzić. A uwodzi wtedy, kiedy Palma nie jest w związku i akuratnie nie ma kogo innego. Wielbłąd jest uczuciowy, emocjonalny i bohaterski momentami.

Hajbowicz - cóż, jest jaki jest - każden widzi.

A teraz
Przed Państwem;
43 Teatrzyk Tłusta Gęś przedstawia;

Sen popołudnia ciepłego
.

Występują ;                       Wielbłąd
                                         Palma
                                         Inspicjentka 
oraz gościnnie, 
znany akrobata sceniczny - Hajbowicz

Sceneria 
- pustynna dżungla sceniczna. Z lewej, ze stoickim spokojem, stoi Palma. Obok Palmy stoi Wielbłąd. Ze stoickim wyrazem mordy, stoicko przeżuwa liście Palmy. 

Wielbłąd od czasu do czasu, łypie oczyma w prawo ... kiwając ze współczuciem lewym garbem. 
Palma odbijając od czasu do czasu (to w górę, to w bok, to do tyłu) stoicko szumi. Niczym jodła na gór szczycie. Z prawej - stoi znany artystycznie akrobata sceniczny przebrany za terapeutę i głosem cienkim a fałszywym - śpiewa znany przebój szpitalnych pielęgniarek z nadwagą;


Jestem młoda zgrabna
Prześliczna powabna
Wszystkie chłopy mówią
Że mnie tak lubią
A ja bym tak chciała 
Poznać Jamesa Bonda
I wyjechać z ........
Świat se pooglądać 

...... - tu wpisać odpowiednią nazwę miejscowości, z najbliższym szpitalem powiatowym

Hajbowicz trzepiąc powabnie powiekami, robi za śliczną zgrabną. Kłania się przy tym jak nakręcony. 
Wielbłąd bije brawo a chwilę później Palmę. 
Palma - (łkając) odbija żonę Prezesa miejscowej Mleczarni z rąk roztopionych do białości serków. Słowem totalne zamieszanie.
Publiczność podejrzanie milczy. Konsternacja. 
Do Palmy podchodzi inspicjentka z kartką. Palma pokazuje ją Wielbłądowi. Wielbłądowi stają z przerażenia garby, daje znaki Hajbowiczowi. 
Palma mdleje. 
Wielbłąd gubi sierść (dobrzy ludzie mu ją odnoszą po spektaklu).
Publiczność nadal podejrzanie milczy. 
Hajbowicz - przestaje się kłaniać i podejrzanie przygląda się publiczności. Ktoś w drugim rzędzie chrząknął. W trzecim szurnął butem. Z piątego poleciało zgniłe jajko. Chwilę po tym z widowni dał się słyszeć tylko jeden wrzask i pisk. W stronę zdezorientowanego Hajbowicza leciały epitety, pomidory, żurawie, itp. 

Wielbłąd odzyskawszy równowagę psychiczną, począł histerycznie krzyczeć jak opętany. 
Natomiast Palma, odzyskawszy przytomność oraz orientację w czasie i przestrzeni, stanąwszy po stronie widowni, zaczęła rzucać przegniłymi kokosami po scenie. Horror. Kurtyna się zacięła ... i pobiegła po plaster. 

NAGLE cisza. Dzwonek, "Pan Hajbowicz za dwie minuty na scenę proszę" - odezwał się melodyjnym głosem interkom. Rozejrzałem się wokół - dobra, wszystko przygotowane. Ale się zdrzemnąłem brrr!
Drzwi do garderoby się otworzyły i usłyszałem głos; 
-"Co ty stary śpisz?! Wychodzimy !!" - To mój przyjaciel Wielbłąd. 
Na korytarzyku, w stronę kulisy, spotkaliśmy podekscytowaną jak zawsze przed spektaklem Palmę. 
Znak ręką inspicjentki - wchodzicie, ... już...

the bardzo end
Czy ciąg dalszy nastąpi zobaczymy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz